Od 700 lat opowiadają historie, grając na nieznanych u nas instrumentach. Żeby ich posłuchać i zobaczyć na żywo nie trzeba jechać do Afryki — wystarczy do Wrocławia na Brave Festival.

W tym roku publiczność we wrocławskim Teatrze Polskim porwała Sona Jaborteh — wielkiej urody młoda griotka grająca na tzw. korze, kuratorka tej edycji imprezy.
Artystka zagrała z zespołem i ojcem — według tradycji afrykańskiej, funkcję griota mogą pełnić tylko klany rodzinne. Niezwykłe dźwięki jej wykonanego z bambusa i tykwy instrumentu doceniła publiczność, wstając z miejsc i tańcząc.
Publikę porwał też Jimie Hendrix n'goni, czyli Abou Diarra. Artysta rodem z Mali potrafi wyczarować na swoim kamele n'goni dźwięki zbliżone do gitarowych riffów, wplatając je w energetyczną muzykę z pogranicza rocka, reggae i bluesa.
Na publiczność czekają jeszcze koncerty pigmejów z Kongo tworzących grupę N'Dima, koncerty Balla Kouyate grającego na balafonie oraz multiinstrumentalny występ Kassé Mady Diabaté z Mali.
Alternatywny festiwal to nie tylko rozrywka i próba ocalenia tradycji. Impreza ma szczytny cel — cały dochód ze sprzedaży biletów (w ubiegłym roku 140 tys. zł) trafia do organizacji humanitarnej Rokpa, zajmującej się m.in. edukacją dzieci w Tybecie i Nepalu.