Grupa Azoty może uniknąć samobójstwa

Bartłomiej MayerBartłomiej Mayer
opublikowano: 2023-07-02 20:00

Byli menedżerowie Grupy Azoty ostrzegają obecnych: sprzedaż Puław to samobójstwo dla koncernu. Uratować go może podniesienie kapitału.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego byli menedżerowie Grupy Azoty krytykują pomysł sprzedania Puław
  • kto ich zdaniem straci na tej transakcji, a kto skorzysta
  • jakie są plusy alternatywnego pomysłu na ratowanie koncernu
  • co na tym rozwiązaniu może zyskać obecny zarząd Grupy Azoty
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Grupa Azoty znajduje się w największym kryzysie w swojej historii. Kłopoty zaczęły się w połowie zeszłego roku. W drugim półroczu koncern odnotował rekordową stratę brutto — ponad 1,35 mld zł i netto — prawie 950 mln zł. Początek kolejnego roku nie był lepszy. Strata brutto Grupy Azoty w I kw. wyniosła prawie 600 mln zł, a netto przekroczyła 520 mln zł. Zarząd był zmuszony prosić banki o zawieszenie części kowenantów i szukać dla koncernu ratunku. Ma nim być sprzedaż Orlenowi Puław, największych i pod wieloma względami najlepszych zakładów należących do grupy.

Perła i srebro:
Perła i srebro:
Puławskie zakłady to największa i najlepsza fabryka w Grupie Azoty. Byli menedżerowie koncernu nazywają ją perłą w koronie lub srebrem rodowym.
Daniel Mróz / Forum

Tomasz Hinc, prezes chemicznego koncernu, pytany przez serwis Business Insider, czy Grupa Azoty jest w stanie przetrwać bez fabryki w Puławach, odpowiedział: „Oczywiście”. Jego optymizmu nie podzielają jednak ani analitycy, ani byli menedżerowie grupy.

Wstrzymać sprzedaż

— Pozbycie się Puław wcale nie oznaczałoby pozbycia się kłopotu przez Grupę Azoty. Sprzedaż tych zakładów za 1,5 czy nawet za 2 mld zł to rozwiązanie na bardzo krótką metę — uważa Andrzej Skolmowski, wiceprezes Grupy Azoty ds. finansowych w latach 2009-16.

Taką samą opinię ma jego następca, Paweł Łapiński, który odpowiadał za finanse koncernu w latach 2016-20.

— Sprzedaż puławskich zakładów jest najgorszym z możliwych pomysłów z perspektywy Grupy Azoty i Grupy Azoty Puławy, natomiast bardzo dobrym z perspektywy Orlenu — ocenia były wiceprezes.

Zdaniem Pawła Łapińskiego taka transakcja oznacza, że Grupa Azoty sprzeda spółkę przynoszącą największe wpływy gotówkowe, a zostanie z długiem, który uniemożliwi jej rozwój, w tym zieloną transformację.

Andrzej Skolmowski wylicza kłopoty: bardzo wysoki współczynnik długu netto do wyniku EBITDA, który już sięga 4,7, oraz stojąca pod znakiem zapytania wysokość zysku EBITDA.

— Obawiam się, że II kw. wcale nie przyniesie poprawy. Spodziewam się pogorszenia wyników — dorzuca menedżer.

Jego zdaniem sytuacja na rynku tworzyw, w tym kaprolaktamu, nawozów, ale także innych produktów Grupy Azoty oznacza, że problem jest bardzo szeroki i dotyczy wszystkich najważniejszych jej spółek.

Ustrzec się kanibalizmu

Dlaczego przejęcie przez Orlen to złe rozwiązanie także dla Puław?

— Ze względu na skalę Puławy mają dziś dominujący głos w wielu decyzjach rozwojowych i operacyjnych Grupy Azoty. W Orlenie byłyby mało znaczące, z ograniczoną możliwością podejmowania decyzji operacyjnych i rozwojowych — uważa Paweł Łapiński.

Co więcej — przejmując Puławy, płocki koncern zdobywa najnowocześniejszą fabrykę i pełną kontrolę na rynkiem nawozów azotowych. To oznacza degradację marży Grupy Azoty, co dodatkowo pogorszy jej potencjał rozwojowy i operacyjny.

— To kanibalizm spółek w ramach portfela jednego właściciela, czyli skarbu państwa — podsumowuje menedżer.

Przejrzeć na oczy

Najwyraźniej także w Puławach zauważono już potencjalne skutki przejęcia.

— Pomysł zaczyna rodzić coraz większe obawy nie tylko wśród menedżerów Grupy Azoty, ale nawet wśród związkowców w puławskich zakładach. Tych samych, którzy jeszcze niedawno widzieli w Danielu Obajtku zbawienie dla swojej firmy. Teraz, gdy słyszą, że Puławy byłyby skonsolidowane z Orlenem, ale na zasadach płockiego koncernu, już takim entuzjazmem nie pałają — mówi Jerzy Marciniak, który kierował Grupą Azoty w okresie w latach 2008-13. Pierwszy prezes koncernu zwraca też uwagę na jeszcze jeden aspekt pozbycia się puławskiej fabryki przez chemiczny koncern.

— Grupa Azoty jest w znacznym stopniu skonsolidowana. Kompetencje w zakresie sprzedaży nawozów produkowanych w wielu spółkach koncernu mają Puławy. Gdyby ich zabrakło w Grupie Azoty, pracownicy grupy musieliby nauczyć się ich od podstaw — mówi eksprezes.

Według niego dziś sprzedaż Puław oznaczałaby oddanie ich za półdarmo.

— Przy obecnych wycenach to 1-1,5 mld zł. Kilkaset milionów złotych pozwoliłoby pewnie pokryć straty, resztę trzeba byłoby przeznaczyć na spłatę Polimerów Police i byłoby po pieniądzach. Dla Grupy Azoty to bardzo złe rozwiązanie — uważa Jerzy Marciniak.

Jeszcze dalej idzie Andrzej Skolmowski.

— Puławy są nośnikiem wyników i dawcą wyniku EBITDA całej grupy. Muszą pozostać częścią koncernu, bo ich oddanie oznaczałoby koniec Grupy Azoty w obecnym kształcie. Innymi słowy — to samobójstwo dla koncernu — twierdzi menedżer.

Wypuścić nowe akcje

Co może uratować Grupę Azoty? Opinie byłych menedżerów spółki są zaskakująco zbieżne.

— Pieniądze na ratowanie trzeba zdobyć przez podniesienie kapitału. Zarząd powinien wystąpić z takim wnioskiem — uważa Andrzej Skolmowski.

O emisji akcji Grupy Azoty — czy to dla Orlenu, czy dla innych spółek skarbu państwa, np. PZU — mówi również eksprezes chemicznego koncernu.

— Nowe akcje wypuszczałbym jak najszybciej, najlepiej jeszcze w tym roku. Obecna wycena całej grupy z pewnością zachęci potencjalnych inwestorów do zakupu nowych akcji, bo daje nadzieję na relatywnie szybki zarobek. Nie mam obaw o powodzenie emisji — wyjaśnia Jerzy Marciniak.

Andrzej Skolmowski uważa, że w grę może wchodzić emisja z prawem poboru, bez prawa lub jakiś wariant hybrydowy. On także widzi płocki koncern jako przyszłego znaczącego akcjonariusza Grupy Azoty.

— Nie jest tajemnicą, że Azoty od dawna myślały o ściślejszych związkach biznesowych i kapitałowych z Orlenem. To naturalny partner w bardzo wielu obszarach. Nowe akcje można byłoby wyemitować właśnie dla niego — mówi menedżer.

Umówić się z bankami

Paweł Łapiński, również zwolennik emisji, przeprowadziłby ją nie teraz, lecz za jakiś czas.

— Biznesy Grupy Azoty są podatne na cykle, obecnie są w dołku, ale pojawiają się rynkowe informacje, które pozwalają na optymizm co do perspektyw na drugie półrocze. Najrozsądniejszym rozwiązaniem byłoby osiągnięcie porozumienia z bankami w sprawie zamrożenia kowenantów na rok. To dałoby czas grupie na odbudowę zdolności kredytowych. Znaczna część strat z I kw. tego roku miała charakter jednorazowy. Jestem przekonany, że zarządzający wyciągnęli wnioski z popełnionych błędów i przy korzystnym rynku po I kw. 2024 r. grupa będzie mogła powrócić do ustalonych kowenantów — wyjaśnia były wiceprezes ds. finansowych, dodając, że wtedy nastałby dobry czas na emisję akcji.

Rozwodnić Acron

Podniesienie kapitału Grupy Azoty ma jeszcze co najmniej jeden plus.

— Efektem wyemitowania nowych akcji byłoby rozwodnienie Acronu w akcjonariacie, bo Rosjanie z powodu sankcji nie mogą objąć nowej emisji — mówi Andrzej Skolmowski.

Dostrzega to również Paweł Łapiński, a zdaniem Jerzego Marciniaka udział Acronu mógłby spaść nawet poniżej 10 proc.

— Dla zarządu Grupy Azoty emisja byłaby też szansą na naprawienie błędów, jakie popełnił w zarządzaniu, bo przecież nie jest tak, że za ostatnie wyniki finansowe i trudną sytuację firmy odpowiada tylko sytuacja na światowych rynkach. Emisja uwolni także menedżerów od potencjalnych zarzutów o działanie na szkodę spółki — po sprzedaży Puław po niskiej cenie takiego zarzutu z całą pewnością będą mogli się spodziewać — podsumowuje były prezes koncernu.