Prezesa Subaru Import Polska nie interesowały winnice ani atrakcje czarnomorskiego kurortu Batumi. Wyruszył na niedostępne szlaki Kaukazu. Przemierzał autem drogi, które — zwłaszcza dalej od głównych tras – przypominają gruntowe, wyboiste ścieżki.
Nie mogliśmy pojechać do Gruzji przez Ukrainę, więc ruszyliśmy naokoło przez Słowację, Węgry, Serbię, Bułgarię, Turcję. Jako ciekawostkę powiem, że nie ma przejścia granicznego między Turcją i Armenią — do Armenii trzeba jechać przez Gruzję. To wynika z historii, temat z 1915 r. — Turcja do dziś nie uznała za ludobójstwo ówczesnego masowego wysiedlenia i mordowania Ormian, co powoduje napięcia między tymi państwami i skutkuje m.in. tym, że granicy między nimi nie można przekroczyć.
Z Erewania widać szczyt góry Ararat, świętej góry Ormian, która wznosi się na Wyżynie Armeńskiej, ale na terytorium Turcji. Miejsce związane z wierzeniami Ormian jest dla nich niedostępne… Subariada, czwarta wyprawa Forum Subaru (internetowego forum użytkowników samochodów tej marki), wiodła więc trasą, którą częściowo narzuciła sytuacja geopolityczna. Jazda trwała trzy tygodnie na przełomie lipca i sierpnia 2014 r. Wyruszyło dziesięć samochodów wyposażonych w CB. Przewodnik poprowadził nas drogami, których sami z pewnością byśmy nie znaleźli.
Zemsta rodowa i stare wieże. W krajobrazie Gruzji pojawiają się charakterystyczne średniowieczne kamienne wieże mieszkalno- -obronne. Na przykład w Uszguli — wiosce, która jest uważana za najwyżej położoną osadę Europy, czy w nieodległej Mestii. Przetrwało około 200 takich wież. Służyły kaukaskim góralom do obrony przed wrogami, ale też... przed krwawą zemstą rodową.
Kiedy przedstawiciel jakiegoś rodu obraził członka innego, zemsta była honorowym obowiązkiem. W wieży mieścił się cały rodzinny dobytek. Parter zajmował inwentarz, wyżej była część mieszkalna. Piętra łączyły drabiny, które wciągano w razie niebezpieczeństwa, a wejścia do poszczególnych pięter lokowano naprzemiennie, by nie ryzykowaćupadku na sam dół. Górną Swanetię, Uszguli i Mestię wpisano na listę światowego dziedzictwa kulturalnego i przyrodniczego UNESCO.
Lubią nas tam. Uszguli jest przez pół roku odcięte od świata. Wybraliśmy drogę od strony Lentekhi, którą w przewodniku opisano jako nieprzejezdną. Przez około cztery godziny jazdy spotkaliśmy tylko jeden samochód terenowy, zmierzający w przeciwną stronę.
Jechał nim Polak, choć tablice miał miejscowe. Wynajął auto. W Gruzji można się spotkać z bardzo dużą sympatią do Polski i Polaków. To się oczywiście wiąże z wydarzeniami ostatnich lat i wparciem moralnym, które Polska dała Gruzji podczas konfliktu z Rosją. Nieomal w randze bohatera narodowego wspominany jest prezydent Lech Kaczyński. Nie czuje się tego tak mocno w Tbilisi, gdzie relacje są już nieco inne, wielkomiejskie.
Przy drodze z Batumi do skalnego miasta Wardzia w Adżarii na wysokości ponad 2 tys. m. n.p.m. jest restauracja. Góry, owce… Antena satelitarna... Życie kilkunastu osób toczy się tam spokojnym trybem. Przyjechaliśmy wieczorem i umówiliśmy się na następny dzień na śniadanie. Kiedy nazajutrz podjechaliśmy na posiłek, przyjęli nas, jakbyśmy byli stałymi gośćmi. Jedzenia było nie do przejedzenia. Nieprawdopodobnie mili ludzie i bardzo gościnni. Takich spotykaliśmy wszędzie.
Stolica. Centrum Tbilisi jest ładne. Orientalne zabytki w połączeniu z nowoczesnymi budowlami tworzą miasto po części europejskie, po części azjatyckie. Są też „zabytki” architektury komunistycznej. To miasto kontrastów, w wielu miejscach zaniedbane, szczególnie przedmieścia częściowo w starej zabudowie drewnianej, częściowo socjalistycznej betonowej. W samym centrum miasta Polacy założyli knajpę pod nazwą Warszawa. Stare Miasto z twierdzą Narikala pełne jest klimatycznych kamienic i starych świątyń.
Twierdzę najlepiej oglądać spod murów kościoła Metechi na lewym brzegu Mtkwari. A wejść do środka od strony Abanotubani — dzielnicy łaźni, najstarszej części miasta. Termy z gorącymi źródłami leczniczymi istnieją od ponad 1500 lat. Dziś działa tylko sześć z niegdysiejszych 60 łaźni, łatwo je rozpoznać po charakterystycznych kopułach.
Panoramę miasta można oglądać spod murów klasztoru św. Dawida, zbudowanego na stokach góry Mtacminda. Charakterystycznym punktem widocznym z daleka jest Kartlis Deda, strażniczka Tbilisi. Symbolizująca Gruzję kobieta trzyma wielki dzban wina, którym wita przyjaciół. W prawej dłoni ma nagi miecz na wrogów.
Reprezentacyjna Aleja Szoty Rustawelego pełna jest hoteli, sklepików z pamiątkami, restauracji. Wzdłuż ulicy usadowiły się budynki rządowe i muzea.
Trasa do Omalo. Trzy czwarte kraju zajmują góry. Omalo znajduje się w północnej Gruzji, w Tuszetii — odizolowanym od reszty świata regionie przez ponad pół roku ukrytym pod śniegiem. Jedyna droga prowadzi tam przez leżącą na prawie 3 tys. m. n.p.m. przełęcz Abano. Wiodącą z Alzani i Pshaveli siedemdziesięciokilometrową trasę wybudowano dopiero pod koniec XX wieku. Biegnie wąską skalną półką, gdzie tylko miejscami mogą się minąć dwa samochody. Naturalnie jest przejezdna tylko latem.
Serpentyny nad kilkusetmetrowymi przepaściami wspinają się coraz wyżej i wyżej. Czasem trzeba przejechać strumień, ominąć wodospad. Czasem jedzie się w chmurach z widocznością na metr, może dwa. Po drugiej stronie przełęczy droga obniża się i w końcu wbiega na piękny płaskowyż w słońcu. Widoki po drodze i z przełęczy są oszałamiające. Dolina i góry wokół, a później szczyty na wysokości oczu.
Również w Tuszetii są liczne wieże obronne w małych osadach, zamieszkałych w sumie przez około setkę mieszkańców. Skupisko wież można zobaczyć w Omalo i Dartlo. Jest trochę bazy turystycznej dla miłośników trekkingu, którzy chętnie tam jeżdżą. W tym sporo Polaków. Można się tam wspinać bez specjalnego sprzętu. Piechurów dowiezie np. z Alzani do Omalo wynajęty samochód z kierowcą — nie jest to tani środek transportu, ale zważywszy okoliczności podróży i długość sezonu turystycznego w tym rejonie nie ma się czemu dziwić. Warto.
Świątynie i skalne cuda. Drugim typowym dla Gruzji elementem są monastyry. Historia niektórych sięga dalej niż historia Polski. Około 60 km na wschód od Tbilisi znajduje się Dawit Garedżi — zespół kilkunastu monastyrów, dziesiątki kościołów i setki kaplic oraz pomieszczeń wykutych w skale. Jest i część obronna z wieżami. Budowle Dawit Garedżi powstawały między VI a XIII wiekiem. Kompleks był wielokrotnie niszczony — przez Mongołów, Persów.
W XIX w., gdy kościół gruziński utracił niezależność na rzecz rosyjskiej cerkwi, klasztory wyludniono. Mnisi zaczęli wracać dopiero po odzyskaniu niepodległości przez Gruzję w 1991 r. W mieście Mccheta, jednym z najstarszych w kraju, jest katedra Sweti Cchoweli. Jej początki sięgają czwartego stulecia — na kolejnych ruinach budowano następne świątynie, które ulegały zniszczeniu przez najazdy i trzęsienia ziemi.
Obecna pochodzi z XI w. Legenda głosi, że ówczesny władca kazał architektowi obciąć prawą rękę, by ten już nigdy nie stworzył równie wspaniałej budowli. I jeszcze Wardzia... To po prostu cud. W ścianie głębokiego kanionu rzeki Mtkwari (region Meschetii) powstało skalne miasto niewidoczne z zewnątrz. Zachowało się ponad 250 komnat na 13 poziomach oraz fragmenty sieci tuneli, przejść i schodów. Pozostałość imponującej struktury wykutej wewnątrz skały, w tym fragmenty systemu kanalizacyjnego. Kompleks ufundowała królowa Tamar.
Trzęsienie ziemi w XIII w. zniszczyło większą część miasta, ale zostało wkrótce przywrócone do życia. W XVI w. wojska perskie zrabowały lub zniszczyły zabytki kościelne i dobra kultury materialnej miasta. Mieszkańców skalnego miasta wymordowano lub uprowadzono do niewoli. Obecnie jest tam muzeum, część budowli zajmują mnisi. Niedaleko znajdują się gorące źródła, a okolica usiana jest grotami i kościółkami wykutymi w skale. &
© Ⓟ
Podpis: Rozmawiała Danuta Hernik