Dotąd byłem naukowcem, teraz jestem ministrem. Dlatego jakiekolwiek propozycje zmian reżimu kursowego będą ustalane z niezależnym NBP — mówi wicepremier Grzegorz Kołodko w dzisiejszym wywiadzie dla "Financial Timesa". Dodaje, że jego wcześniejsze propozycje dotyczące wprowadzenia zarządu walutą i dewaluacji złotego były "koncepcjami pracownika naukowo-badawczego".
— Obecnie wróciłem do rzeczywistej polityki. Obowiązujący w Polsce reżim walutowy będzie wynikiem naszych prac z niezależnym bankiem centralnym. System jest, jaki jest, ale czy jest najlepszy? Różnimy się z moimi przyjaciółmi z NBP odnośnie tego, jaki system byłby najlepszy z punktu widzenia wzrostu gospodarczego — przyznaje Grzegorz Kołodko.
Uważa on, że zakładając, iż Polska stanie się członkiem Unii Europejskiej w 2004 r., do końca 2006 r. powinniśmy wejść do unii monetarnej i zastąpić złotego euro.
— Jestem przekonany, że do 1 lipca 2004 r. będziemy w Unii, zaś do końca 2006 r. wprowadzimy euro. Nawet, jeśli stanie się to kilka dni później, czyli już w 2007 r., nie będzie wielkiej różnicy — twierdzi wicepremier.
Minister finansów podkreśla, że celem jego polityki jest powrót polskiej gospodarki na ścieżkę wzrostu, przy jednoczesnej sanacji finansów publicznych.
— Startuję z punktu, w którym deficyt ekonomiczny sięga 5,5 proc. PKB. Tymczasem nie powinien być większy od 3 proc. PKB. Do tego będę zmierzał, obcinając wydatki budżetu i jednocześnie zwiększając dyscyplinę fiskalną, absorbując szarą sferę i zwiększając tym samy podstawę podatkową. Nie stanie się to już w przyszłym roku, ale w 2005 r. możliwe że deficyt spadnie poniżej 3 proc. PKB — prognozuje wicepremier.
Dodaje, że w 2003 r. będzie chciał utrzymać deficyt ekonomiczny poniżej 5 proc. PKB. W pierwszej przymiarce do budżetu, której autorem był Marek Belka, rząd założył, że deficyt ekonomiczny wyniesie 5,5 proc. PKB w 2003 r.
Pytany przez gazetę o swój program antykryzysowy, którego głównym elementem jest projekt oddłużenia firm w zamian za opłatę restrukturyzacyjną i przedstawienie programu naprawczego, minister finansów twierdzi, że nie widzi tu zagrożeń dla budżetu.
— Moje propozycje będą nawet miały pozytywny wpływ na budżet. Umorzone zostaną zaległości, których i tak nie da się wyegzekwować. W zamian dostaniemy zaś opłatę restrukturyzacyjną, która wpłynie do budżetu. Mój program opiera się na zasadzie coś za coś. Firmie darujemy długi, ale pod warunkiem, że wszystko spłaci na bieżąco, wniesie opłatę restrukturyzacyjną i wdroży program naprawczy. Zawsze zostaje wątpliwość, czy ostatecznie uda się rozwiązać problem zadłużonych firm, ale czy mamy mechanizm, który by zagwarantował, że sytuacja się nie powtórzy? —pyta retorycznie Grzegorz Kołodko.
Nie zgadza się on z tezą, że na stanowisku ministra finansów raczej trudno dłużej się utrzymać.
— Mój poprzednik, Marek Belka, był ministrem dwa razy, w obu przypadkach po 8 miesięcy. Gdy ja byłem pierwszy raz ministrem finansów, piastowałem ten urząd przez 3 lata. To rekord na tym stanowisku od momentu transformacji. Mam nadzieję powtórzyć to osiągnięcie, horyzont, w jakim pracuję, to konstytucyjny czas funkcjonowania tego rządu, który wynosi trzy lata od teraz, a może i wiele więcej — konkluduje Grzegorz Kołodko.
Wiktor Krzyżanowski, [email protected]