Deficyt obrotów bieżących w sierpniu wyniósł aż 3 mld EUR. Eksperci spodziewali się, że będzie to nieco ponad 1 mld EUR, więc opublikowane we wtorek dane Narodowego Banku Polskiego były dla nich zupełną niespodzianką.
Deficyt w handlu towarami to tylko jeden z powodów tak dużego deficytu na rachunku bieżącym – na wynik składa się też saldo usług oraz dochodów pierwotnych (np. wynagrodzeń z pracy Polaków w innych krajach i cudzoziemców w Polsce a także przychodów i rozchodów z inwestycji) i wtórnych (czyli transferów z instytucji międzynarodowych dla rządu i płatności rządowych do tych instytucji, np. składek do UE). Ale to właśnie eksport i import towarów są pod lupą ekspertów od czasu rozpoczęcia wojen celnych przez administrację Donalda Trumpa.
Z danych NBP wynika, że eksport w sierpniu wyraźnie spadł. Licząc w euro, wartość sprzedaży za granicę była o 1,4 proc. niższa niż rok wcześniej. Przeliczając na złote spadek był większy, co wynika z różnicy kursowej - wyniósł 2,1 proc.
Czy to już wojny handlowe?
Ekonomiści Banku ING w komentarzu do danych NBP stawiają tezę, że sierpniowy spadek eksportu po części mógł być odreagowaniem po wcześniejszych wzrostach wywołanych m.in. szybszym realizowaniem niektórych zamówień w obawie przed nadciągającymi cłami. Tymczasem od sierpnia zaczęło obowiązywać nowe porozumienie handlowe między USA a Unią Europejską i ryzyko wprowadzenia wyższych stawek zmalało.
„Dynamika obrotów towarowych w sierpniu br. była niska, ale wynikało to częściowo z różnicy w liczbie dni roboczych (1 dzień mniej niż w sierpniu 2024) oraz układu kalendarza (święto w piątek, co sprzyjało planom urlopowym)”, dodają też eksperci banku.
NBP w swoim komentarzu do danych skupia się tylko na efekcie kalendarzowym i w ogóle nie wiąże gorszych wyników w eksporcie z efektem wojen celnych.
„W sierpniu 2025 r. nastąpiły spadki obrotów towarowych, na co złożyła się mniejsza liczba dni roboczych w porównaniu z rokiem poprzednim oraz powolne ożywienie w otoczeniu polskiej gospodarki. Jednocześnie niskie wartości eksportu i importu były efektem przerw wakacyjnych, jakie następują zwykle w tym okresie” - podał NBP w komunikacie.
Nie widać efektów wyższych ceł
Analizując pełne dane o handlu zagranicznym – nie tylko publikowane przez NBP, ale również pochodzące z Głównego Urzędu Statystycznego – rzeczywiście nie widać twardych dowodów na bezpośrednie negatywne skutki wojen handlowych. Sprzedaż towarów z Polski do USA jest na mniej więcej stałym poziomie już od miesięcy zarówno w ujęciu nominalnym, jak i pod względem udziału sprzedaży do Stanów Zjednoczonych w eksporcie ogółem.
Według najnowszych danych opublikowanych przez GUS wartość eksportu do USA od stycznia do sierpnia tego roku wyniosła 32,7 mld zł. To co prawda o 1,6 proc. mniej niż rok temu, ale i na ten wynik wpływają różnice kursowe, a konkretnie umocnienie złotego. Wartość sprzedaży liczona w dolarach i w euro wzrosła o - odpowiednio – 1,9 i 0,4 proc. Udział eksportu do Stanów w eksporcie ogółem nie zmienił się w porównaniu z ubiegłym rokiem i nadal wynosi 3,3 proc.
Zmian nie widać również w szerszej perspektywie. Sprawdziliśmy, jak zmieniał się eksport do USA w ujęciu rocznym, czyli jego suma z 12 miesięcy. Wniosek: od wiosny 2023 r. wartość waha się między 49 a 51 mld zł. W sierpniu 12-miesięczna suma krocząca wyniosła 49,4 mld zł.
Pierwsza dziesiątka bez zmian
Ale wojny celne mogą wywierać wpływ na polską gospodarkę, tyle że pośredni. I wywierają, bo konfrontacyjna polityka handlowa USA prowadzi do osłabienia dolara. W polskim handlu z zagranicą ma to niemałe znaczenie, bo o ile za eksport dostajemy płatności głównie w euro, to za import w większym stopniu płacimy dolarami. Zatem skutki wojen celnych nie muszą być jednoznacznie negatywne, skoro import ropy i innych surowców może być tańszy.
Teoretycznie negatywny może być inny efekt pośredni, wynikający z tego, że część eksportu z Polski do innych państw zależy od stosunków handlowych tych państw ze Stanami Zjednoczonymi. Bo np. polskie firmy są dostawcami podzespołów wykorzystywanych przez zagraniczne przedsiębiorstwa w produkcji bardziej zaawansowanych towarów. Ekonomiści Polskiego Instytutu Ekonomicznego w jednym z raportów wyliczali, że finalny popyt z USA odpowiadał za 2,6 proc. polskiego PKB i ok. 3 proc. zatrudnienia. A 57 proc. tych relacji wynika z eksportu pośredniego prowadzonego przez inne państwa, głównie należące do Unii Europejskiej.
Jednak w geograficznej strukturze polskiego eksportu praktycznie nic się nie zmieniło - i to też wiemy z danych GUS opublikowanych we wtorek. Udziały krajów z pierwszej dziesiątki odbiorców polskiego eksportu w zagranicznej sprzedaży ogółem są po ośmiu miesiącach tego roku niemal takie same jak w tym samym okresie ubiegłego roku. Największym odbiorcą niezmiennie są Niemcy z 27,1-27 proc., a dziesiątkę zamyka Słowacja z 2,6-2,7 proc.