HANDLOWY ZAPŁACI ZA BŁĘDY ZARZĄDU

Kobosko Michał, Sroka Jarosław
opublikowano: 1999-11-17 00:00

HANDLOWY ZAPŁACI ZA BŁĘDY ZARZĄDU

Minister skarbu krytykuje prywatyzację BH oraz pomysł na połączenie z BRE Bankiem

WIELKA WYPRZEDAŻ W ROKU 2000: Budżet zakłada wpływy rzędu 11,3 mld zł. Główne transakcje to oczywiście TP SA, a także energetyka — Elektrownia Rybnik i być może Bełchatów. Nie wykluczam, że na rynek publiczny trafi druga transza akcji PZU. Sprzedaż pakietu akcji KGHM zależy natomiast głównie od koniunktury na rynku miedzi. Liczę, że w roku 2000 skomercjalizujemy PKO BP — mówi minister Emil Wąsacz.

Emil Wąsacz jest zdeterminowany. Jeśli zarządy obu banków nie zmienią w istotny sposób parytetu wymiany akcji, będzie próbował zablokować fuzję w czasie walnego zgromadzenia akcjonariuszy Banku Handlowego.

„Puls Biznesu”: Dlaczego resort skarbu tak uparcie sprzeciwia się planowanej fuzji Banku Handlowego z BRE Bankiem?

Emil Wąsacz: W ubiegłym tygodniu poinformowałem Cezarego Stypułkowskiego, prezesa Banku Handlowego, o naszym stanowisku w sprawie fuzji. Nie jesteśmy jej przeciwni, ale nie widzimy powodu, by zmieniać zdanie w sprawie parytetu wymiany akcji. Uważamy, że nieznacznie zmieniona propozycja parytetu nadal nie odpowiada rzeczywistej wartości Handlowego i BRE. Wystarczy spojrzeć na historię giełdowych notowań obu banków. Przez dłuższy czas rynek „płacił” 1,5-1,7 akcji Handlowego za jedną akcję BRE, nigdy natomiast ta proporcja nie zbliżyła się do 2,4.

Giełda, mimo wielu swoich słabości, jest najdoskonalszym miernikiem rynkowej wartości przedsiębiorstw. Zwłaszcza tych dużych, które są w znacznej mierze własnością inwestorów publicznych i łatwo nie poddają się spekulacji. Nie sądzę, aby rynek nie potrafił przez ponad dwa lata określić, ile jest naprawdę wart Handlowy.

Należy także podkreślić, że Commerzbank wystąpił o zgodę na przekroczenie 33 proc. głosów w połączonym banku. Nikt nie ma więc cienia wątpliwości, że zabiega o status inwestora strategicznego. Jak pokazują doświadczenia, w Polsce za przejęcie banku trzeba zapłacić premię. Nie wiem, dlaczego przypadek Handlowego miałby stanowić wyjątek od tej reguły.

— Jaki parytet byłby więc dla Pana satysfakcjonujący? I czy skorzysta Pan — zgodnie z zapowiedzią — z analizy wykonanej przez bank inwestycyjny?

— Nie chcę obecnie określać, jaki parytet byłby idealny. Na razie wiem, że proporcja 2,4 do 1 jest dla mnie nie do przyjęcia. Chcieliśmy skorzystać z zewnętrznej analizy. Ale wybór doradcy musiałby się wiązać z kilkumiesięczną procedurą przetargową, zgodnie z ustawą o zamówieniach publicznych. Nie ma na to czasu, skoro już wkrótce ma się odbyć WZA decydujące o fuzji i jej warunkach.

— Czy przed 9 grudnia, kiedy zbierze się to zgromadzenie, możliwe jest osiągnięcie kompromisu w sprawie fuzji?

— Nigdy nie można wykluczyć porozumienia. Ale na razie wygląda na to, że wszystko rozstrzygnie się w głosowaniu na walnym zgromadzeniu.

PZU twierdzi, że ma plan pozyskania dla Handlowego innego inwestora niż Commerzbank. Czy jest to realne?

— Jeśli fuzja nie dojdzie do skutku, powstanie nowa sytuacja. Wówczas będzie można dyskutować i rozważać inne rozwiązania.

— Druga strona twierdzi jednak, że blokując fuzję, doprowadzicie Państwo do załamania notowań giełdowych Banku Handlowego, co można zakwalifikować jako działanie na szkodę spółki.

— To jest zasadnicze nieporozumienie. Próbuje się oceniać reakcję, a nie akcję. Nasza reakcja jest całkowicie prawidłowa w sytuacji, w jakiej nas postawiono. Należy jasno powiedzieć, że ewentualne fiasko fuzji będzie konsekwencją błędów zarządu Banku Handlowego. Menedżerowie tej instytucji dokładnie konsultowali projekt połączenia z zachodnimi akcjonariuszami, a Skarb Państwa poinformowali o wszystkim, ale post factum. Tak było w lipcu, gdy pojawiła się pierwsza propozycja parytetu. Tak samo stało się w październiku, gdy z prasy dowiedzieliśmy się o jego modyfikacji.

A przecież można było włączyć największych polskich akcjonariuszy instytucjonalnych, czyli Skarb Państwa i PZU do tego projektu, dostarczyć materiały źródłowe, pozwolić nam na wypracowanie własnego stanowiska wobec fuzji. Wówczas nie byłoby tego całego zamieszania.

— W jakim stopniu obecne zamieszanie wokół Handlowego jest pochodną sposobu prywatyzacji tego banku? Wiele wskazuje na to, że przeforsowana przez resort koncepcja jego sprzedaży teraz się mści...

— Nie mam wątpliwości, że była to jedna z gorzej przeprowadzonych prywatyzacji. Stworzono konstrukcję, która w teorii miała być odporna na niespodziewane zagrożenia. Już dziś widać, że to się nie udało. W dodatku Skarb Państwa może mówić o wymiernych stratach przy prywatyzacji Handlowego. Nabywcy poważnych udziałów w takiej instytucji powinni płacić premię za możliwość kontrolowania, tymczasem trzej zagraniczni inwestorzy stabilni Handlowego zostali obdarowani dyskontem!

Przy okazji chcę powiedzieć, że Handlowemu bardzo zaszkodziło przedstawianie tej instytucji jako banku o polskim kapitale. Ten argument był wyciągany w celu uzyskania preferencji, gdy Handlowy starał się o kupno Pekao SA, a potem Banku Zachodniego. Tymczasem jest to argument z gruntu fałszywy. Według naszych szacunków, większość kapitału akcyjnego banku nie jest własnością podmiotów polskich. Polscy inwestorzy instytucjonalni — Skarb Państwa i PZU — mają łącznie niewiele ponad 12 proc. akcji, a zagraniczni kilkadziesiąt procent. To oni decydują o zarządzaniu bankiem i jego przyszłości. Świadczy o tym choćby fakt, że zarząd banku ustalał fuzję tylko z inwestorami zagranicznymi.

Nadmienię, że gdyby Handlowy przejął Pekao SA, to wkrótce Commerzbank mógłby kontrolować główne polskie banki.

— Czy prywatyzacja TP SA jest lepiej zaplanowana, skoro może być Pan teraz zmuszony do unieważnienia przetargu na inwestora dla tej spółki. Przecież dalsze odwlekanie sprzedaży tej firmy obniża jej wartość i spodziewane wpływy do budżetu.

— Zacznijmy od tego, że nie musimy spieszyć się z finalizacją rozmów z inwestorem. W tegorocznym budżecie nie zaplanowano wpływów z prywatyzacji TP SA, więc nie czujemy aż tak bardzo presji czasu. Zgadzam się, że wartość rynkowa TP SA może w minimalnie spaść, ale ja nie mówię o odłożeniu prywatyzacji na dalszą przyszłość.

— Dlaczego z przetargu wycofała się amerykańska SBC? Nie jest chyba łatwo negocjować z jednym tylko kandydatem.

— Bywają prywatyzacje, w których jest wielu chętnych, ale zdarza się, że jest jeden i też nie ma powodu do niepokoju. Dlaczego Amerykanie zrezygnowali? To pytanie nie do mnie. Moja uwaga koncentruje się teraz na rozmowach z France Telecom. Nie chcę dziś określać, jak długo one potrwają, ale oczekujemy, że strona francuska przedstawi jak najlepszą ofertę.

— Dlaczego FT ma podnieść oferowaną cenę? 25 zł, czyli kwota wymieniana w przeciekach, to i tak prawie o 20 proc. więcej od wyceny giełdowej?

— Jest faktem, że cena wyższa o jedną piątą od obecnego poziomu miałaby pewne uzasadnienie. W porównaniu z najlepszym okresem tego roku, indeks WIG spadł bowiem o blisko 20 proc. Ale jesteśmy dopiero na początku negocjacji i niczego nie można przesądzać.

Dlatego też nie można dziś rozstrzygnąć dokładnie, kiedy i na jakich warunkach w TP SA pojawi się inwestor strategiczny. Może to być France Telecom, ale nie wykluczam, że w przyszłym roku przeprowadzimy ofertę publiczną następnego niewielkiego pakietu akcji i dopiero potem wybierzemy inwestora.

— Ostatnie decyzje prywatyzacyjne budzą kontrowersje. Zarówno w przypadku LOT-u, jak i PZU wybrali Państwo oferty inwestorów, którzy nie należą do światowej, a nawet europejskiej ekstraklasy. Rodzi się nawet podejrzenie, że najważniejszym kryterium inwestora jest cena, jaką oferuje...

— Znam tę opinię i odpowiadam na nią jednoznacznie: w procesach prywatyzacyjnych nie szukaliśmy i nie szukamy jak największych i najbardziej znanych partnerów dla polskich przedsiębiorstw. Chcemy natomiast wybrać najlepszych inwestorów, którzy zapewnią im przetrwanie oraz taki rozwój, by mogły konkurować na rynkach międzynarodowych.

Polski klient może dziś wybierać wśród ofert wielu znanych zachodnich firm ubezpieczeniowych. Zwycięskie Eureko — przypominam, że jest to czwarta grupa ubezpieczeniowa w Europie — poza zaoferowaniem najwyższej ceny, zgodziło się na utrzymanie marki i tożsamości PZU. Oznacza to, że klient PZU nie powinien zauważyć innego efektu prywatyzacji niż poprawa jakości usług. To jest niezwykle ważne w instytucji finansowej, której działanie z natury rzeczy opiera się na zaufaniu i tradycji. PZU jednak cieszy się bardzo dużym zaufaniem klientów i przetrwało najtrudniejszy okres spowodowany brakiem dokapitalizowania.

— Przetrwało, bo Skarb Państwa mu pomógł!

— Teraz już można przyznać, że w styczniu tego roku PZU miało takie niedobory kapitałowe, że groziło przejęcie firmy za symboliczną złotówkę. Państwowy Urząd Nadzoru Ubezpieczeń chciał wprowadzić w firmie zarząd komisaryczny, a to zrobiłoby fatalne wrażenie na klientach zakładu. Dlatego uważam, że słusznie zrobiliśmy dokapitalizowując — wbrew wszystkim — spółkę obligacjami Banku Handlowego. Dokapitalizowanie „ubezpieczyło” PZU od zagrożeń i stworzyło świetną pozycję wyjściową do prywatyzacji tej firmy.

— A uzasadnienie zapowiedzianej sprzedaży LOT-u szwajcarskim liniom Swissair...

— ...jest takie samo jak w przypadku PZU. Nie szukaliśmy największego inwestora, bo jego polityka względem LOT-u nie byłaby zgodna z naszymi oczekiwaniami. Duży inwestor nie musi się przejmować losem małego partnera, mniejszy musi się z nim utożsamiać i włączyć go w swoją strategię. Dla AXY czy British Airways nabycie naszego PZU i LOT-u mogło stanowić tylko element taktyki, a nie strategii.

— Do kiedy chcecie Państwo zakończyć negocjacje w sprawie LOT-u?

-— Ostrożnie zapowiem, że do transakcji dojdzie przed końcem roku, ale liczę, że stanie się to znacznie szybciej.

— Inwestorzy krajowi dobrze odebrali ofertę Polskiego Koncernu Naftowego. Ale zachodnie fundusze twierdzą, że jest to zbyt nerwowy moment na sprzedaż tej firmy. Wskazują na bardzo szerokie widełki ceny emisyjnej.

— 33-proc. rozpiętość widełek to rozwiązanie zgodne ze standardami światowymi, nie mamy tu więc powodów do wyrzutów sumienia. Jeśli chodzi o termin oferty, to lepszego nie mogło być, choćby ze względu na hossę na rynkach ropy. Jak panowie pamiętają, sprzedaż Rafinerii Gdańskiej nie doszła do skutku m.in. z powodu kiepskich notowań ropy.