W pobliżu skrzyżowania ulic Dietla i Sebastiana w Krakowie można poczuć owocowy aromat. Rozchodzi się z herbaciarni Smak Orientu.
Stworzyli ją we wrześniu ubiegłego roku Jacek Roziecki i jego narzeczona Magda Kocjan.
Mieści się pod numerem 58 przy ulicy Dietla, która co prawda nie należy do najbardziej apetycznych, ale za to znajduje się na szlaku między magicznymi punktami — Rynkiem i Kazimierzem.
Filiżanki inne niż wszystkie
— Herbaciarnia w Polsce to zazwyczaj zwykła sala, stoliczki, przeboje z radia, przy stolikach starsi państwo… A u nas z głośników sączy się muzyka orientalna, za kontuarem herbaciany sklepik z przysmakami również na wynos — mówi Magda Kocjan.
Klientela to głównie młodzież, choć zdarzają się i starsze osoby.
— Niedawno grupka pań urządzała koleżance urodziny, tak na oko sześćdziesiąte. Wprowadziliśmy je do jednej z salek, niskie siedziska, sufit i ściany wyścielone tkaninami, na dodatek przed wejściem prosimy o zdjęcie butów — trochę się obawialiśmy, jak na to wszystko zareagują — a one były zachwycone! — uśmiecha się współwłaścicielka Smaku Orientu.
Malutkie pomieszczenia tworzą przytulną, intymną atmosferę. Lokal jest urządzony w stylu orientalnym: przy wejściu ozdobne poręcze, na ścianach zdjęcia, obrazki i grafiki sprowadzone z Chin. Podobnie jak oryginalna ceramika z prowincji Yixing, w której podaje się herbatę, i której część jest na sprzedaż. Przetłumaczoną na chiński nazwę herbaciarni na szyldzie zawdzięczają znajomej Chince. Adres strony: www.herbaciarnia.pl wykupili dwa lata temu, kiedy nie byli nawet pewni, czy rozpoczną to przedsięwzięcie.
— Po prostu cały czas nam to chodziło po głowie — stwierdza Jacek Roziecki.
Środowisko właścicieli herbaciarni jest hermetyczne, więc wiedzę musieli zdobywać sami. Finansowo pomógł tata.
Znajomi dopiero po północy
W zeszłym roku, po skończeniu Animacji Społeczno-Kulturowej w Cieszynie, oboje wrócili do rodzinnego Wolbromia. Od czerwca intensywnie zabrali się do realizacji marzenia. Lokal na Dietla był ruiną — w remoncie pomagała rodzina i znajomi. Początkowo oboje codziennie dojeżdżali do Krakowa, ale prędko spostrzegli, że dłużej tak się nie da, i wynajęli mieszkanie.
— Jesteśmy tu całe dnie, bo nikt tak dobrze nie rozkręca interesu, jak właściciel. Nie mamy czasu na nic poza herbaciarnią. Na szczęście jesteśmy razem i razem to robimy, więc rozumiemy nasze problemy zawodowe. Jasne, że chcielibyśmy mieć jeszcze życie towarzyskie, ale trudno namawiać znajomych, żeby spotykali się z nami o 8 rano albo o 24. Mamy nadzieję, że za jakiś rok będzie można kogoś zatrudnić i trochę odetchnąć — mówi Jacek Roziecki.
Na studiach mieli dosłownie dwa kroki do czeskiego Cieszyna, a tam, jak wszędzie w Czechach, herbaciani smakosze trafiają się często. Za pierwszym razem zamówili najdroższą, czystą białą herbatę.
— Zupełnie nam nie smakowała. Myśleliśmy: taka droga, a takie świństwo! Ale dzięki temu teraz rozumiemy klientów — gdy ktoś mówi, że w życiu nie pił zielonej herbaty, polecamy łagodniejszą, aromatyzowaną — wspomina współwłaściciel firmy.
Najważniejsze: z pasją
W ofercie nie ma herbat sztucznie perfumowanych. Aromat pochodzi z naturalnych składników, np. cząstek papai czy ananasa wymieszanych z listkami herbaty. Niezwykłym wyjątkiem jest czarna herbata z liczi, która aromat zawdzięcza temu, że rosnąc sąsiadowała z plantacją drzew liczi. W przyszłości twórcy lokalu chcą poszerzyć ofertę o herbaty z najwyższej półki, bo jest na nie popyt. Klienci są gotowi zapłacić nawet 60 zł za 10 deka, byle to była herbata naprawdę wysokiej jakości.
Wprawdzie w herbaty lokal zaopatrują dostawcy polscy i przedstawicielstwa firm zachodnich, ale większość innych towarów jest kupowana od bezpośrednich importerów z krajów Bliskiego Wschodu. A tam podejście do czasu jest inne niż w Europie.
— Klienci chcieliby znów spróbować tego, co im smakowało — herbaty albo orientalnych słodyczy, które trudno dostać w Polsce — a dostawca, pytany kiedy będzie towar, mówi, że... będzie. Kiedy, to nie ma znaczenia. Albo obiecuje, że za dwa tygodnie, i obiecuje tak już od pół roku… — opowiada Magda Kocjan.
Właściciele chcą zachować w lokalu atmosferę wyciszenia. Niezbyt mile widzą rozmawianie przez komórki, nie podają alkoholu, nie wolno palić papierosów. Można natomiast zamówić shishę, turecką fajkę wodną — miły egzotyczny dodatek do smakowych herbat.
— Jeśli otwierając tak specyficzny lokal chce się jedynie zrobić interes, to nic z tego nie wyjdzie. Bywa ciężko, ale pochwały klientów z całego kraju i nie tylko, którzy chcą wracać, żeby napić się herbaty właśnie u nas, podnoszą na duchu. Bo gdy się prowadzi takie miejsce, to najważniejsze, żeby mieć w sobie pasję — konkluduje Jacek Roziecki.