Najstarsza i jedna z najdonioślejszych baniek spekulacyjnych - tulipomania. Koniec inwestycyjnego szaleństwa rozpoczął się dokładnie 3. lutego 1637 r., kiedy na giełdzie tulipanów w Amsterdamie nastąpił krach.
Tulipany, jak zresztą wiele przyjemnych dla ciała, oka i ducha rzeczy, sprowadzili do Europy Turcy w XVI wieku. Szczególnie w kwiatach tych rozmiłowali się mieszkańcy Republiki Zjednoczonych Prowincji, czyli Niderlandów. Ich mieszkańcy bogacili się na handlu z odległymi lądami, a bogactwo ich wymagało odpowiednio luksusowej oprawy.



Jednym z najbardziej znanych ogrodników i botaników tamtych czasów był Kluzjusz (Charles de L'Écluse, łac. Carolus Clusius), który jako pierwszy stworzył odmianę tulipana znoszącą surowszy niż w Turcji klimat. Przyjmuje się, że to on w 1593 r. wyhodował odporną cebulkę i zapoczątkował uprawę tych kwiatów u wybrzeży Morza Północnego.
Wkrótce potem holenderskie tulipany zostały zaatakowane przez wirusa pstrości tulipana (TBV), który sprawiał, że płatki przybierały niespotykane wcześniej kształty o brzegach postrzępionych i pofałdowanych, rośliny szybko też marniały. Nie znano wówczas przyczyn choroby, nie potrafiono również z nią walczyć. Hodowla kwiatów przestała więc być przewidywalna - pojawił się element ryzyka. Zdrowe tulipany stały się symbolem luksusu i pozycji społecznej.
Cebulki zaczęły stawać się coraz droższe. Już w 1623 r., kiedy średni roczny dochód na osobę wynosił w Niderlandach ok 150 guldenów, cebulki potrafiły dochodzić do 1 tys. guldenów za sztukę. W 1635 r. odnotowano sprzedaż 40 cebulek za 100 tys. guldenów. Najwyższą cenę osiągnęła słynna cebulka Semper Augustus (ZOBACZ W GALERII), która została kupiona za 6000 guldenów w Haarlemie. Handel był dość tradycyjny - kupujący w okresie od czerwca do września mógł przyjrzeć się uprawie tulipanów na plantacji i wybrać cebulki odpowiednich kwiatów. Biznes funkcjonował, ale handlarze tracili zajęcie na długi okres jesienno-zimowy.
W 1635 r. powstał rynek "forward" na tulipany. Spekulacja na rynku stała się wtedy ulubionym zajęciem mas. Przedmiotem obrotu stały się certyfikaty wypisywane na papierze - gwarancje dostaw. Towar przerodził się w abstrakcję. Z zachowanych ksiąg wynika, że jedna gwarancja dostawy potrafiła kilkakrotnie w ciągu dnia zmienić właściciela.
Koniec nastąpił bardzo szybko, a rozpoczął się 3. lutego 1637 r. Na aukcji w Haarlemie kilka ofert nie znalazło w ogóle kupca, co pociągnęło ceny innych na niej wystawionych. Drugim ważnym czynnikiem, który przyczynił się do krachu, było niewywiązywanie się kontrahentów ze zobowiązań wynikających z kontraktów gwarantujących zakup cebulek po określonych cenach w przyszłości. W najgorszej sytuacji znaleźli się oczywiście ci, którzy na spekulację cebulkami zaciągali olbrzymie kredyty.
Pozostały im tylko kosze pełne bulw - obietnic pięknego kwiatu.
Podpis: MARCIN DOBROWOLSKI