Hossa małych spółek zarazi blue chipy?

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2013-08-13 12:18

Warto jednak pamiętać, że ta hossa to jest po prostu w dużej mierze odrabiania strat. Indeks cenowy (nieważony wielkością spółek) nadal traci 55 procent w stosunku do początku 2011 roku i 70 procent w stosunku do roku 2007. MWIG40 i SWIG80 tracą w stosunku do roku 2007 ponad 40 procent, a WIG20 w stosunku do roku 2011 traci około 17 procent, a w stosunku do 2007 nieco poniżej 40 procent. Mówimy więc nie o prawdziwej hossie, a o odrabianiu wciąż dużych strat.

Trochę dziwić może, że rynek nie czeka na wyrok w sprawie OFE, ale najwidoczniej gracze doszli do wniosku, ze straszliwej krzywdy rząd rynkowi nie zrobi. Ja też tak uważam. Często pytają się mnie skąd ta hossa? Zamiast zapytać, dlaczego jej nie było wtedy, kiedy S&P 500 czy XETRA DAX biły rekordy. Odpowiedź na pytanie dlaczego indeksy rosną jest według mnie niespecjalnie skomplikowana, chociaż złożona.

Fundamentaliści cieszą się, że w gospodarce widać już pierwsze, nieśmiałe sygnały ożywienia. Skoro giełda wyprzedza ożywienie to nic dziwnego, że indeksy rosną. To jednak niewielki powód, bo jak od dawna wiemy już fundamenty nie mają wielkiego wpływu na giełdowe nastroje.

Interesujące jest to, że na przełomie miesięcy złoty zyskiwał, rentowności obligacji rosły, a indeksy zwyżkowały. Nie wykluczam, że to OFE przebudowują portfele pozbywając się obligacji i kupując akcje. Chodzi o to, żeby przed podjęciem decyzji przez rząd mieć jak najmniej obligacji (które zapewne znikną z portfeli OFE) i jak najwięcej akcji. Poza tym, jeśli uda się wykreować hossę to mniejsza ilość Polaków zrezygnuje z uczestnictwa w OFE, a przecież pewne jest, że jakaś forma dobrowolności zostanie przez rząd zaproponowana, a przez Sejm uchwalona.

Oczywiście mniejszym spółkom pomaga ciągle to, o czym już wielokrotnie w swoich komentarzach pisałem: niskie oprocentowanie lokat, co zmusza posiadaczy kapitałów do szukania zysku w bardziej ryzykownych inwestycjach. Skoro drożeją mniejsze spółki to nasze TFI dostają zasilanie od tych poszukiwaczy zysków. Ostatnio mniejsze spółki zyskiwać też mogły dlatego, że 23. września zacznie być notowany WIG30 – fundusze muszą zajmować pozycje na spółkach desygnowanych do tego indeksu.

Nawiasem mówiąc interesujące jest to, czy zwiększenie głównego indeksu blue chipów i pomnożenie razy dwa punktu w kontraktach terminowych na indeksy zmniejszy wpływ arbitrażystów. Teoretycznie powinno, bo trzeba będzie zaangażować więcej gotówki, żeby osiągnąć ten sam efekt. Może wpływ cudofixingów nieco (bo na za wiele nie liczę) się zmniejszy, co byłoby z pewnością korzystne dla byków.

Tak więc fragmenty układanki powoli wskakują na swoje miejsce, a przedstawienie planów rządu w sprawie OFE może doprowadzić do kontynuacji hossy albo do korekty (ale nie do jej zakończenia).

Problemy widoczne obecnie są w zasadzie trzy. Po pierwsze możliwa jest zwyczajowa wrześniowa korekta. Amerykanie mówią, że dla giełd statystycznie wrzesień jest najgorszym miesiącem w roku. Oczywiście nie zawsze jest taki zły, więc na statystyce radziłbym się nie opierać.

Po drugie czekamy na to, co Fed wymyśli w sprawie redukcji zakupów aktywów. W amerykańskich komentarzach mnóstwo się o tym mówi/pisze, ale według mnie to wydumany problem, który może jednak posłużyć do zrealizowania korekty. Dlaczego wydumany? Bo po pierwsze wszyscy wiedzą, że gdzieś między wrześniem a grudniem Fed zmniejszy zakupy z 85 do 60 mld USD miesięcznie.

Skoro wiedzą to co za różnica, kiedy to nastąpi? Czy takie cięcie podniesie rentowność obligacji (a co za tym idzie i oprocentowanie kredytów)? Rynek obligacji już według mnie zdyskontował to cięcie zakupów – rentowność obligacji dziesięcioletnich od maja wzrosła z okoli 1,6 proc. na okolice 2,6 – 2,7 proc. Bardzo wątpię, żeby bez wyraźnego wzrostu inflacji rentowność nadal rosła. Poza tym, jeśli będzie cięcie zakupów to będzie sygnalizowało, że Fed uważa, iż gospodarka weszła na ścieżkę samoistnego wzrostu. Jeśli tak to czym tu się martwić?

Jest jeszcze problem wyboru szefa Fed. Wydaje się już przesądzone, że Ben Bernanke w przyszłym roku nie będzie już rządził w Rezerwie Federalnej. Do tej pory mówiło się, że we wrześniu Barack Obama, prezydent USA zasygnalizuje wybór Janet Yellen na szefową Fed. Niedawno jednak pojawiły się pogłoski, że wchodzą w grę również inne kandydatury. Dlaczego to takie ważne? Dlatego, że Janet Yellen uważana jest za „gołębicę” jeszcze bardziej gołębią niż Ben Bernanke. Wybór innego szefa Fed mógłby inwestorów nieco zaniepokoić.

Teoretycznie zagrożeniem są też wybory w Niemczech. Jednak nie zanosi się na to, żeby Alternatywa dla Niemiec (AfD) dużo namieszała. Angela Merkel ma tak olbrzymie poparcie (a przecież daje też wyborcom wielomiliardowe podarki), że z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością można zakładać, iż będzie nadal kanclerzem Niemiec. Jakiej kolacji będzie przewodziła jest stosunkowo mało istotne. CDU i SPD to nie PO i PiS – jak trzeba to tworzą czarno-czerwoną „wielką koalicję” i rządzą wspólnie.

Co może naprawdę niepokoić? Otóż to właśnie, że nie widać czegoś, co może doprowadzić do większej korekty. Nie widać nawet dzioba czarnego łabędzia, nie mówiąc już o całym ptaku. Nie lubię takich sytuacji, bo wtedy olbrzymia większość analityków mówi już tylko o wzrostach indeksów, a to kończy się zawsze przynajmniej korektą. Jeśli jednak czarny łabędź nie wypłynie to, nawet jeśli zobaczymy wrześniową korektę, hossa będzie kontynuowana i tym razem powinna dotyczyć również dużych spółek na GPW.

http://www.macronext.pl/pl/blog/wpis/hossa-malych-spolek-zarazi-blue-chipy

Popieram kampanię, o której niżej:

https://www.youtube.com/watch?v=hXMzCv0Uksk&feature=player_embedded 

                                                           „Też chcemy być“ (www.tezchcemybyc.com.pl)

Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl