W poniedziałek, z racji kolejnego meczu piłkarskiego, sesja była z definicji spisana na straty. Dlatego wtorkowe notowania mogły być testem prawdy, ukazując realną kondycję naszego parkietu. Mogły być, ale nie były, bo wczorajszy dzień nic nie wyjaśnił i nic nowego nie wniósł do obrazu rynku.
Zmiany indeksów były znów symboliczne. Poziomu wymiany wprawdzie wyraźnie wzrosły w stosunku do kuriozalnie małego obrotu w poniedziałek, ale dalej pozostaje na zbyt niskim poziomie. Jednym słowem powrót do tradycyjnej stagnacji.
Przyczyny dotychczasowej stagnacji trzeba szukać w postawie głównych rozgrywających naszej giełdy, czyli funduszy emerytalnych. Z jednej strony nie chcą one dopuścić do spadku wartości swoich portfeli - stąd obrona dotychczasowych poziomów notowań. Z drugiej jednak strony fundusze nie mają silnych bodźców do ścigania się pod względem wyceny swoich aktywów. Cały system OFE jest bowiem tak skonstruowany, iż zachęca zarządzających do utrzymywania się w środku stawki. Dlatego nawet pojawiające się próby wybicia się w górę z dotychczasowej stabilizacji są tłumione przez fundusze, którzy sprzedają akcje „doważając” portfele inwestycyjne.
W takiej sytuacji widać, że wyrwanie się z dotychczasowej stagnacji nie będzie łatwe. Wymagać to będzie albo szczególnie spektakularnych wydarzeń, które zmobilizują drobnych krajowych inwestorów, albo dopływu poważnego kapitału zagranicznego. Z jednym i drugim może być problem. Spektakularne wydarzenia mają to do siebie, iż częściej są to wydarzenia negatywne. Zachodni kapitał nie przyjdzie zaś do nas prędzej, niż spełniony będzie szereg warunków. Najważniejszymi z nich będzie poprawa sytuacji gospodarczej, stabilizacja polityczna, niewielkie ryzyko kursowe i być może ogólnie dobra koniunktura giełdowa na innych rynkach.
W czasie ostatnich dni mieliśmy do czynienia ze stabilizacją, a nawet spadkiem cen metali szlachetnych na świecie. Po uprzednich zwyżkach to dobry znak. Może to być sygnałem, iż światowi inwestorzy są obecnie mniej nerwowi i bardziej będą skłonni do inwestowania na rynkach akcji, kosztem dotychczasowych bezpiecznych lokat. Nie jest więc wykluczone pojawienie się na światowych rynkach tradycyjnej letniej hossy. Z przeniesieniem do nas dobrych nastrojów może być już nieco gorzej.
Paweł Zaremba-Śmietański