Co najmniej jedna piąta energii elektrycznej, jaką wykorzystują dziś polskie fabryki IKEA Industry, pochodzi z własnych odnawialnych źródeł firmy.
Farmy i magazyny
- Planujemy, że w ciągu trzech-pięciu lat ten udział się podwoi, a w ciągu pięciu-siedmiu lat chcemy dojść do poziomu 50 proc. Uwzględniam w tym zwiększenie skali produkcji, które oczywiście wiąże się ze wzrostem zapotrzebowania na energię elektryczną – mówi Jakub Jankowski, prezes IKEA Industry z siedzibą w Malmö.
Obecnie firma realizuje cztery tego typu projekty, a w listopadzie 2023 r. dokupiła kolejny teren pod inwestycję w OZE. Tempo, w jakim ma dochodzić do wyznaczonego celu, będzie zależeć m.in. od dostępności paneli fotowoltaicznych na rynku.
- Do tego, żebyśmy zrealizowali plany, niezbędny jest jednak dalszy rozwój technologii. Chodzi przede wszystkim o magazyny energii, bo na razie rozwój tej technologii uważamy za niezadowalający – wyjaśnia Jakub Jankowski.
W jego ocenie na odpowiedni postęp technologiczny trzeba poczekać jeszcze dwa-trzy lata.
- Ograniczeniem jest nie tylko dostępność technologii, ale też możliwość przyłączenia do sieci przesyłowej – mówi Małgorzata Dobies-Turulska, prezeska IKEA Industry w Polsce.
W ciągu ostatnich dwóch-trzech lat łączne wydatki firmy na instalacje paneli słonecznych przy fabrykach przekroczyły 15 mln EUR (ponad 70 mln zł). Podobnej skali wydatki na OZE planowane są na koleje dwa-trzy lata.
Roboty i ludzie
Tego typu inwestycje to teraz oczko w głowie szefostwa koncernu. Konieczne są jednak i inne wydatki, m.in. odtworzeniowe.
- Coroczne łączne inwestycje całej grupy to 3-5 proc. obrotów. To spore kwoty, choć mniejsze niż dwa lata temu i wcześniej – mówi Jakub Jankowski.
Dotyczy to również firmy IKEA Industry w Polsce. Tylko w roku obrachunkowym 2022 (ostatnie dostępne dane) wartość jej inwestycji wyniosła prawie 230 mln zł. Pieniądze przeznaczone były na ochronę środowiska (w tym OZE), poprawę bezpieczeństwa pracowników czy automatyzację produkcji.
- Dotychczas w naszych fabrykach w Polsce w pełni zautomatyzowaliśmy ponad 55 proc. wszystkich typów procesów produkcyjnych, a w oddziałach lakierowania czy foliowania dotyczy to wszystkich procesów. Teraz automatyzujemy procesy prasowania i pakowania. W ciągu najbliższych dwóch lat chcemy dojść do tego, żeby 80-90 proc. procesów było zautomatyzowanych – mówi Małgorzata Dobies-Turulska.
W niektórych lokalizacjach może to wymagać także rozbudowy hal produkcyjnych. Mimo zwiększania stopnia automatyzacji firma nie planuje zwalniać pracowników. Ich liczba może się zmniejszyć w naturalny sposób, głównie w wyniku odchodzenia na emeryturę.
Spowolnienie i moce
Ponieważ w branży meblarskiej popyt jest teraz wyraźnie niższy, IKEA Industry w Polsce nie planuje zwiększana zdolności produkcyjnych.
- Sygnałem, że trzeba zacząć analizować kwestię rozszerzenia mocy wytwórczych, jest to, gdy przez tydzień konieczne jest wykorzystanie około 90 proc. dostępnych zdolności – wyjaśnia Jakub Jankowski.
Jeszcze rok czy dwa lata temu na dostawę nowych maszyn trzeba było czekać nawet dwa lata od momentu zamówienia. Ten okres właśnie z powodu niższego popytu na meble skrócił się jednak teraz do 9-12 miesięcy.
- Dzięki temu możemy też opóźniać moment decyzji o nowych inwestycjach – dodaje Jakub Jankowski.
Pośpiechu nie ma także z tego powodu, że do krytycznego poziomu wciąż sporo brakuje. Np. w fabryce Eket w Zbąszynku, jedynym na świecie zakładzie wytwarzającym meble tej serii, wykorzystuje się obecnie 70-75 proc. mocy.
- W ostatnim czasie obserwowaliśmy nie tyle ożywienie co stabilizację popytu. W drugiej połowie listopada mieliśmy nieco zwiększone zamówienia, co może być sygnałem nadchodzącego ożywienia – mówi szefowa IKEA Industry.
Na razie więc firma dostawia nowe linie produkcyjne, a nawet całe hale tylko wtedy, gdy rozszerza asortyment, np. pojawiają się nowe rodziny mebli. Czas gorszej koniunktury wykorzystuje optymalizując procesy, by obniżyć koszty oraz ceny produktów.
- Jakiś czas temu mieliśmy problem z dostępnością jednego z materiałów do produkcji. Znaleźliśmy alternatywny materiał, który nie tylko pozwala zachować normy jakościowe, ale także dał nam możliwość obniżenia ceny mebli – mówi Małgorzata Dobies-Turulska.