Istnieje słynna zasada giełdowa: uciekaj w maju z giełdy i wróć miesiąc po wakacjach. W języku angielskim układa się ona w zgrabny rym: „sell in may and go away”. Wprawdzie ta wersja nie tłumaczy, kiedy wrócić na giełdę po wycofaniu się w maju, ale wszyscy wiedzą, że po wrześniu, bo wrzesień jest uznawany za najgorszy miesiąc. Mnie takie proste zasady inwestowania nie przekonują, ponieważ gdyby istniał prosty sposób na zachowywanie się na giełdzie, to wszyscy bylibyśmy bogaci dzięki inwestowaniu. Ale postanowiłem na twardych danych sprawdzić tę zasadę. I utwierdzam się w przekonaniu, by się nią nie kierować. Widać ślady sezonowo gorszej koniunktury w okresie letnim, ale są to ślady słabe – długoterminowy inwestor nie trafi za nimi do żadnego satysfakcjonującego celu. Nie powinno to inteligentnych ludzi zaskakiwać.
Żeby sprawdzić zasadę „sell in may and go away” wziąłem pięć indeksów – dwa zagraniczne i trzy polskie – i sprawdziłem, jak często i w jakiej skali okres maj-wrzesień był gorszy od okresu wrzesień-maj. Czy rzeczywiście jest tu jakaś zaskakująca sezonowość? Tak, ale mała i rzadko występująca.
Co mówią liczby
W przypadku amerykańskiego indeksu S&P500 okres maj-wrzesień w ostatnich 30 latach był gorszy w 20 przypadkach. Średniomiesięczna zmiana indeksu w tych okresach była przeciętnie o 0,5 pkt proc. gorsza niż w pozostałym okresie roku (w 30 przypadkach policzyłem, jak okres 31 maja-30. września różni się pod względem średniej stopy zwrotu od pozostałej części roku i z tych różnic wyciągnąłem medianę). Więc pewne przejawy sezonowości są i to z nich bierze się popularność omawianego hasła. Nie jest to całkowicie wyssane z palca. Gdyby inteligentny inwestor umiał osiągnąć przewagę 0,5 pkt proc. miesięcznie na podstawie różnych anomalii, to w całym roku zyskiwałby przewagę ponad 6 proc. To dużo.
Ale uwaga. Tę przeciętną musimy zestawić ze zmiennością danych giełdowych. Przeciętna różnica między okresami wynosi wprawdzie -0,5 pkt proc. na niekorzyść miesięcy maj-wrzesień, ale ta różnica wahała się od -8 proc. do +3 proc. Na tle dużej zmienności jest to różnica bardzo mała, wręcz statystycznie nie różniąca się istotnie od zera. Wykorzystując sezonowość możemy się nieźle potknąć i poobijać.
W przypadku innych indeksów sytuacja wygląda jeszcze słabiej – dla niemieckiego DAX-a, grupującego blue chipy, okres maj–wrzesień wypadał gorzej w 59 proc. przypadków. Z kolei dla trzech polskich indeksów – WIG, WIG20 oraz mWIG40 – tylko nieco ponad połowa lat wskazywała na słabsze wyniki w tym okresie. Różnice te nie są więc duże, szczególnie w przypadku indeksu średnich spółek – w jego wypadku wynik pojedynku między inwestorami, którzy sprzedali akcje na wiosnę, a tymi, którzy pozostali na rynku, można by niemal rozstrzygnąć rzutem monety.
Te wnioski nie powinny dziwić. Gdyby można było ze statystycznie przekonującą pewnością wykorzystać różnice między sezonami, duży kapitał na pewno by to robił. Ale jakieś minimalne przejawy sezonowości są i można się zastanowić, z czego one wynikają.
Co mówią inni
Idei sezonowości zwrotów z inwestycji giełdowych przyglądało się wielu badaczy. W 1998 r. Ben Jocobsen i Sven Bouman na bazie danych z 37 rynków rozwiniętych i wschodzących udowodnili, że aż na 36 z nich stopy zwrotu w okresie zimowym (listopad-kwiecień) były istotnie wyższe niż w okresie letnim (maj-październik). Na niektórych rynkach, np. w Anglii, ten efekt był widoczny od XVII wieku. Jednak eksperci przyznali, że nie umieli do końca przekonująco wytłumaczyć, skąd się bierze ta anomalia, dlatego nazwali ją „kolejną zagadką rynkową”.
Potencjalne hipotezy ją wyjaśniające mogą być różne: niższa płynność latem, która czyni rynek bardziej podatnym na duże i emocjonalne wahnięcia, cykl wyników finansowych spółek, który jest skoncentrowany w pierwszych miesiącach roku, czy nawet obniżona uważność inwestorów w okresie wysokich temperatur.
Wielu badaczy dochodziło jednak do takich wniosków jak ja. W 2013 r. Hubert Dichtl i Wolfgang Drobetz pokazali, że strategia „sell in may” nie zapewnia istotnie statystycznie lepszych wyników od prostego kupna i trzymania po uwzględnieniu ryzyka i zmienności.
Debata nadal się toczy między analitykami i innymi ekspertami od inwestycji, ale w moim mniemaniu przewaga strategii sezonowych mieści się w granicach błędu statystycznego – różnica jest na tyle niewielka, że nie warto tracić czasu na jej rozważanie. Być może inwestorzy latem sprzedają akcje i lokują większość środków na rynku pieniężnym, ponieważ nie chcą w tym okresie zbytnio zajmować się giełdą. Tak czy siak, ja mówię – stay in may!
Cześć, jestem Inwestor Wojtek, postać, za którą stoją doświadczeni dziennikarze giełdowi i analitycy PB. Chcę za 25 lat mieć w portfelu 1 mln zł. Inwestuję prawdziwe pieniądze (zacząłem od 50 tys. zł) w akcje, obligacje i inne instrumenty finansowe. Chcę edukować i promować inwestowanie na rynku kapitałowym. Jestem transparentny: z odpowiednim wyprzedzeniem napiszę, że zamierzam kupić lub sprzedać dane walory.
Skład mojego portfela i stopę zwrotu można obserwować na notowania.pb.pl/inwestor-wojtek.
Zachęcam też do zapisania się na mój newsletter>> oraz wysłuchanie podcastów>>