INWESTORZY NIE CHCĄ CHEMII
Zagraniczne koncerny krytykują propozycję sprzedaży spółek w całości
Firmom sektora ciężkiej chemii trudno będzie znaleźć partnerów. Koncerny typowane jako potencjalni inwestorzy dla tej branży wyrażają nikłe zainteresowanie. Nie odpowiada im sposób prywatyzacji zakładów, proponowany przez BM&F — doradcę prywatyzacyjnego, który zakłada sprzedaż każdej firmy w całości.
Zakłady Azotowe Puławy, Tarnów, Kędzierzyn i Zakłady Chemiczne Police nie mają szczęścia do prywatyzacji. Najpierw decydenci przegapili najlepszy moment na ich przekształcenia, czyli lata 1995-96. Kiedy wreszcie zdecydowano się na uruchomienie prywatyzacji, na rynku chemicznym pojawiła się dekoniunktura. Bez wsparcia inwestora i wobec rosnącej konkurencji spółki wpadły w tarapaty finansowe.
Krótkowzroczność
Jakby tego było mało, zaproponowano dla nich metodę prywatyzacji zakładającą sprzedaż firm w całości, która — oprócz szybkiej kasy dla budżetu państwa — nie przyniesie innych profitów. Nawet ta jedyna korzyść okazuje się złudą. Sprzedaż każdej z czterech firm w całości odstrasza inwestorów branżowych.
— Struktura Solvaya, oparta na wyodrębnionych, samodzielnych centrach produktowych, powoduje, że gotowi bylibyśmy zainwestować jedynie w podobne organizmy gospodarcze. W grę mogłyby wchodzić 3-4 segmenty produktowe. Jeżeli MSP zwróci się do nas z taką ofertą, to ją rozważymy — mówi Leszek Chwalisz, dyrektor generalny Solvaya w Polsce.
Podobne stanowisko zajmuje BASF.
— BASF jest także zainteresowany akwizycjami w Polsce. Widzimy możliwość inwestowania, wykluczamy jednak zakup spółek przeznaczonych do prywatyzacji w całości, a także inwestycje w produkcję nawozów sztucznych — mówi Dorota Iwanowska z BASF Polska.
Wyodrębnienie centrów produktowych nie gwarantuje jednak zainteresowania inwestora.
— Najpierw między poszczególnymi jednostkami produktowymi zakładu powinny być zawarte umowy kooperacyjne o dostawie surowca i energii. Wymuszają to wewnętrzne powiązania technologiczne. Wówczas do jednej firmy może wejść kilku inwestorów. Bez takiego wcześniejszego zabezpieczenia nikt nie zaryzykuje — podkreśla Leszek Chwalisz.
Kandydaci do prywatyzacji — oprócz ZA Puławy — mają już wyodrębnione centra produkcyjne. W ramach jednego zakładu przeprowadzane są między nimi transakcje wewnętrzne. Zdaniem przedstawicieli firm chemicznych, umowy kooperacyjne to jedynie kwestia podjęcia negocjacji.
Własne kłopoty
Dekoniunktura na rynku chemicznym, która poważnie odbiła się na kondycji finansowej polskich producentów chemicznych, dopadła także zagraniczne kolosy. Dotkliwie odczuł to sektor nawozowy. W efekcie w Unii Europejskiej unieruchomiono wynoszące 2,5 mln ton moce produkcyjne zakładów nawozowych. Zmusiło to zagraniczne koncerny do szukania nowych źródeł dochodu bądź rozwijania najbardziej rentownej produkcji. Europejscy potentaci zajęli się restrukturyzacją wewnętrzną, odkładając inwestycje zewnętrzne. Dobrą ilustracją jest stanowisko Norsk Hydro, czołowego producenta nawozów.
— Nie jesteśmy zainteresowani udziałem w prywatyzacji polskich przedsiębiorstw sektora chemii ciężkiej — mówi Per Fredrik Adler, prezes zarządu Hydro Poland.
Nie jest to, niestety, głos odosobniony.
Inne plany
— Obecnie Atofina znajduje się w fazie restrukturyzacji po fuzji Elfa i Totala. Potrwa ona pół roku. Dopiero wówczas będziemy mogli rozważyć dalsze kroki inwestycyjne. Dwa lata temu interesowaliśmy się polichlorkiem winylu z Anwilu, a wcześniej — alkoholami OXO ZA Kędzierzyn. Nic mi nie wiadomo na temat planów Atofiny dotyczących polskich zakładów chemicznych — mówi Kazimierz Borkowski, dyrektor naczelny Atofiny w Polsce.
DSM, specjalizujący się w produkcji poliolefin, też nie jest zainteresowany polskimi zakładami.
— Względy finansowe zdecydowały o tym, że mamy inne plany. Będziemy rozwijać produkcję w Holandii. W tym rejonie posiadamy już dwa blisko siebie położone zakłady wytwarzające poliolefiny, źródło surowca i energii. Pozwoli to utrzymać zintegrowaną strukturę firmy. Kaprolaktam i melamina z ZA Puławy i ZA Tarnów interesują nas jedynie jako produkty konkurencyjne — podkreśla Krzysztof Markiewicz, dyrektor generalny DSM w Polsce.