Przedsmak tego, co może czekać inwestorów, tuż po Wielkanocy dał bank JP Morgan Chase. Największy bank w Stanach Zjednoczonych z powodu marcowego zamknięcia gospodarki utworzył 7 mld USD rezerw na oczekiwaną falę niespłacanych kredytów.
W rezultacie jego zysk netto spadł o 69 proc. r/r, do 2,87 mld USD. W przeliczeniu daje to 78 centów na akcję, czyli o ponad połowę mniej od mediany prognoz analityków. Katastrofalnie źle wypadły wyniki Wells Fargo — czyli trzeciego największego banku w USA. Zysk na akcję (EPS) spadł do symbolicznego jednego centa wobec 1,20 USD rok wcześniej i oczekiwań analityków na poziomie 22 centów.
Wynikowa katastrofa
Jeśli tak będzie wyglądał cały sezon wynikowy, to S&P500 raczej nie utrzyma obecnych poziomów. Eksperci z Wall Street już od miesiąca tną prognozy wyników giełdowych spółek. O ile jeszcze po Bożym Narodzeniu spodziewali się, że korporacyjne zyski przypadające na indeks S&P500 będą w I kwartale o 4,3 proc. wyższe niż przed rokiem, to przed Wielkanocą zrewidowali swoje prognozy do minus 10 proc.
Jeśli te prognozy się spełnią, będzie to najgłębszy spadek od III kwartału 2009 r. Skala załamania gospodarczego wymuszona ogólnoświatowym lockdownem jest nieporównywalna z niczym wcześniejszym. Od połowy marca gospodarka USA jest sparaliżowana. Amerykanom nakazano pozostać w domach, firmy nie mają przychodów, a pracownicy masowo zasilają szeregi bezrobotnych (prawie 17 mln tylko przez pierwsze trzy tygodnie kwarantanny). Amerykańska gospodarka będzie na kwarantannie zapewne przez większość albo może nawet cały kwiecień. Wątpliwe też, aby biznes wrócił do normalnego funkcjonowania także w maju. Zatem bieżący kwartał będzie można spisać na straty. Obecne szacunki mówią o spadku zysków amerykańskich spółek o 20 proc. w drugim kwartale — wynika z danych FactSet.
Co więcej, szacunki te cały czas są rewidowane w dół. Jeszcze na koniec marca rynkowy konsens zakładał spadek EPS-u „tylko” o 13,3 proc. Zwykle szacunki analityków okazywały się bardziej pesymistyczne od faktycznie zrealizowanych wyników spółek. To stara gra Wall Street, aby w momencie publikacji raportu kwartalnego pokazać inwestorom zyski „wyższe od oczekiwań”. Ale tym razem ostrożność analityków może się okazać niewystarczająca. Zwłaszcza jeśli apele prezydenta Donalda Trumpa o jak najszybsze otwarcie gospodarki nie znajdą uznania u gubernatorów poszczególnych stanów.
Kto ucierpi najmocniej?
Szacunki za pierwszy kwartał zakładają, że połowa sektorów obroni się przed spadkiem zysków. Niektóre branże miały wręcz zaliczyć bardzo udany kwartał. Prognozy dla telekomunikacji mówią o wzroście EPS o 7,8 proc. r/r. Spółki użyteczności publicznej miały poprawić wyniki o 4,7 proc., a sektor nieruchomości o 2,6 proc.
Dodatniej dynamiki zysków oczekuje się także w przypadku branży medycznej, IT i dostawców podstawowych dóbr konsumpcyjnych. Najwięcej stracić ma energetyka (w USA reprezentowana głównie przez spółki naftowe i gazowe), gdzie zagregowane zyski mają spaść o ponad połowę. Mocno ucierpieć ma przemysł (spadek EPS o 29 proc.), spółki surowcowe (-22,5 proc.), sektor finansowy (-18,5 proc.) oraz producenci dóbr konsumpcyjnych wyższego rzędu (-33 proc.).
Dwa kwartały recesji
Ale to dopiero drugi kwartał nie będzie brał jeńców. Według analityków przed spadkiemzysków mają uchronić się tylko spółki użyteczności publicznej. Wszystkie inne branże mają zaliczyć mniej lub bardziej głęboki spadek wyniku netto. Sektor energetyczny ma wręcz przynieść straty, a konsumencki i przemysłowy zaliczyć przepołowienie zysków. Przy takim załamaniu trochę trudno uwierzyć w to, że recesję bez poważnego uszczerbku na wynikach przetrwa sektor nieruchomości czy IT.
Pewne wątpliwości budzi też fakt, że analitycy z Wall Street wciąż oczekują, że wynikowa recesja potrwa tylko dwa kwartały. Poczynając od III kwartału 2020 r. rynkowy konsens zakłada powrót EPS dla indeksu S&P500 do poziomów z ubiegłych dwóch lat, gdy amerykańskie spółki raportowały rekordowo wysokie zyski. Takie szacunki mogą oznaczać, że proces rewidowania raportów analitycznych na razie dotyczył tylko wyników za marzec, kwiecień i maj. I że długofalowe skutki recesji wywołanej koronawirusowym zamknięciem gospodarki nie zostały jeszcze uwzględnione w szacunkach EPS.
Już teraz stopa bezrobocia w USA prawdopodobnie przekracza 10 proc. i raczej nie powróci do lutowego poziomu (3,5 proc.) w ciągu kilku miesięcy. A bezrobotny konsument to marny konsument, który będzie musiał drastycznie ograniczyć wydatki, przez ostatnie lata napędzające wyniki spółek z indeksu S&P500.
Na Wall Street nie jest tanio
Jeszcze ciekawiej się robi, gdy zestawimy nawet te dość optymistyczne szacunki analityków z bieżącymi notowaniami akcji. Zakładając, że w całym 2020 r. zyski spółek przypadające na S&P500 wyniosą 152,81 USD (czyli spadną tylko o 6,1 proc. r/r), to cały indeks wyceniany jest na przeszło 18,6-krotność oczekiwanych zysków. Taka wartość wskaźnika C/Z sygnalizuje mocno wyśrubowane wyceny amerykańskich akcji. Jest to bowiem rezultat o prawie jedną czwartą wyższy od średniej z ostatnich 10 lat. Co więcej, wyższe wyceny na bazie C/Z obserwowano tylko w ostatnich miesiącach przed załamaniem się ostatniej hossy na Wall Street oraz w roku 2017, po którym nastąpiła ostra korekta w lutym 2018 r.
Amerykański rynek akcji ma za sobą marcowy krach i potężne odbicie z ostatnich trzech tygodni. Inwestorzy będą się więc przyglądać wynikom i prognozom spółek z większą ostrożnością niż zwykle. W tych warunkach szacunki analityków wciąż wydają się nadmiernie optymistyczne i tym samym rynek jest wrażliwy na potencjalne rozczarowania. Nawet nie te dotyczące zakończonego już pierwszego kwartału, ale przede wszystkim drugiej połowy roku.