W sierpniu 2024 r. dolarowe notowania złota (rozumiane jako kurs najaktywniejszej serii kontraktu terminowego na nowojorskiej giełdzie towarowej) osiągnęły nowy rekord wszech czasów, po raz pierwszy w dziejach przekraczając poziom 2,5 tys. USD za uncję trojańską. I na tym mniej więcej poziomie utrzymały się do połowy miesiąca. Oznacza to, że tylko od początku roku kurs złota wyrażony w dolarze poszedł w górę o prawie 21 proc. po zwyżce o 13,5 proc. w roku ubiegłym.
Jak na bezpieczną przystań, mającą za zadanie przede wszystkim chronić kapitał inwestorów, są to wyniki imponujące i porównywalne (przynajmniej w ostatnich dwóch latach) z rozgrzanym do czerwoności amerykańskim rynkiem akcji. Tegoroczna odsłona złotej hossy rozpoczęła się jeszcze w marcu, gdy „barbarzyński relikt” wreszcie uporał się z górnym ograniczeniem pandemicznego trendu bocznego. Wcześniej przez niemal cztery poprzednie lata kurs złota do dolara amerykańskiego (czyli XAU/USD) wahał się w przedziale 1620-2080 USD/oz.
Co napędziło złotą hossę?
Słówko „nominalny” zostało tu użyte nie przez przypadek. Po skorygowaniu nawet o inflację CPI dla Stanów Zjednoczonych szczyt cen złota ze stycznia 1980 r. wciąż pozostaje bardzo odległy. Ówczesny rekord w przeliczeniu na dzisiejsze pieniądze wynosiłby 3432,50 USD– wynika z kalkulatora CPI dostępnego na stronach rządowego Biura Statystyki Pracy (BLS). Brakuje nam do niego blisko tysiąca dolarów – czyli całkiem sporo.
Przyczyn tegorocznego wzrostu cen złota analitycy upatrują w perspektywie rychłego poluzowania polityki monetarnej Rezerwy Federalnej. Po lipcowym posiedzeniu Federalnego Komitetu Otwartego Rynku przewodniczący Jerome Powell niemal wprost zasugerował, że we wrześniu obniży stopy procentowe. Rynek obstawia, że będzie to początek cyklu obniżek kosztów kredytu, co w perspektywie najbliższych kwartałów przełoży się na niższe oprocentowanie amerykańskich obligacji skarbowych czy lokat w dolarze. Zmaleje zatem koszt alternatywny trzymania złota (które przecież nie przynosi odsetek), jak również realna stopa procentowa w Stanach Zjednoczonych.
Dodatkowo w ostatnich tygodniach inwestycyjny popyt na złoto otrzymał wsparcie w postaci nagłego ataku recesyjnej paniki. Po publikacji lipcowych danych z rynku pracy okazało się, że stopa bezrobocia w USA nieoczekiwanie podniosła się z 4,1 do 4,3 proc. Oznacza to, że od cyklicznego minimum podniosła się już o 0,9 pkt proc., co w przeszłości działo się tylko w okresach nadchodzącej lub wręcz już trwającej recesji w największej gospodarce świata. Recesyjne lęki budowały oczekiwania na głębokie cięcia stóp procentowych w Fedzie, co przekładało się na wyższe notowania złota wyrażone w amerykańskiej walucie.
Srebro i bariera 30 USD/oz.
W przeciwnym kierunku do złota podążyły notowania srebra. To nieczęsta sytuacja, gdy zmiany cen obu tych metali charakteryzują się wysoką i dodatnią historyczną korelacją. Mówiąc wprost: gdy złoto drożeje, to srebro zwykle też. Ale nie tym razem. Kurs białego metalu od majowych szczytów (32,67 USD/oz.) spadł o prawie 15 proc. W tym samym czasie złoto zyskało prawie 4 proc.
Od jakichś stu lat srebro jest przede wszystkim metalem przemysłowym i nie pełni już funkcji monetarnej tak jak złoto. W związku z tym jego cena zależy przede wszystkim od oceny perspektyw gospodarczych i potencjalnego popytu zgłaszanego przez sektor wytwórczy
W ten sposób notowania srebra ponownie znalazły się poniżej istotnego technicznie poziomu 30 USD/oz. Na tym poziomie zatrzymywały się rajdy cen srebra z lata 2020 oraz stycznia 2021 r. Co prawda teraz 30 USD udało się naruszyć, ale już po dwóch miesiącach notowania białego metalu znów zaczynały się od dwójki. Dlaczego srebro nie poszło w ślady złota i ponownie rozczarowało swoich inwestycyjnych fanów?
Wydaje się, że odpowiedź na to pytanie już padła. Od jakichś stu lat srebro jest przede wszystkim metalem przemysłowym i nie pełni już funkcji monetarnej tak jak złoto. W związku z tym jego cena zależy przede wszystkim od oceny perspektyw gospodarczych i potencjalnego popytu zgłaszanego przez sektor wytwórczy. Czynniki tak istotne w przypadku złota (stopy procentowe, inflacja, dolar) w przypadku białego metalu zdają się odgrywać drugoplanową rolę. A zatem nasilenie się obaw przed recesją sprawiło, że notowania srebra podążyły w tym samym kierunku co inne metale przemysłowe. Przykładowo, kurs miedzi w tym samym czasie obniżyły się o 20 proc.
Srebro jest tanie, ale nie okazyjnie tanie
Rozbrat notowań srebra i złota sprawił, że bardzo interesującą podróż odbył parytet złoto-srebro. Relacja cen obu metali szlachetnych w kwietniu i maju spadła z 90 do ok. 73, by w czerwcu i lipcu powrócić w rejon dziewięćdziesięciu. Jest to już poziom stosunkowo wysoki jak na standardy ostatnich 30 lat. Przez poprzednie trzy dekady złoto było droższe od srebra więcej niż 90-krotnie tylko jesienią 2022 r. (apogeum kryzysu energetycznego na Zachodzie) oraz wiosną 2020 r. (globalny paraliż lockdownowy).
Wniosek z tego jest taki, że historycznie rzecz biorąc srebro jest relatywnie tanie względem złota i rzadko kiedy bywało tańsze. Równocześnie warto mieć świadomość, że parytet złoto-srebro w nieodległej przecież przyszłości potrafił osiągać jeszcze wyższe wartości. Czasem wręcz znacznie wyższe od obecnych. Historycznym rekordem był tutaj poziom niemal 130 w marcu 2020 r. Jest zatem jeszcze trochę miejsca na dalszą zwyżkę kursu XAU/XAG i trudno jest tu mówić o jakiejś nadzwyczaj kuszącej okazji.
Przy tym koniecznie trzeba dodać jedno zastrzeżenie. Ewentualny spadek parytetu złoto/srebro wcale nie musi oznaczać wyższych cen tego drugiego. Może się na przykład okazać, że w następnych miesiącach ceny złota spadną mocniej niż ceny srebra. Wtedy biały metal zyska względem żółtego, ale posiadacze długich pozycji na tym ruchu nie zarobią. Może się też zdarzyć, że notowania złota nadal będą szły w górę przy stabilnych (lub nawet lekko rosnących) cenach srebra. Wtedy zobaczymy droższe srebro i jeszcze wyższy kurs XAU/XAG. Na razie warto obserwować tą szlachetną parę walutową, ale zachować ostrożność w stawianiu na „białego konia”.