Gdy nadchodzi epidemia, lekarze i pielęgniarki mają pełne ręce roboty, dziennikarze mogą produkować alarmistyczne i chętnie oglądane materiały, a producenci wyrobów medycznych — cieszyć się rosnącym popytem. Pisaliśmy, że w ostatnich dniach na giełdowych parkietach na całym świecie indeksy idą w dół w związku z rozprzestrzenianiem się koronawirusa oraz możliwymi konsekwencjami epidemii dla gospodarki chińskiej i innych krajów. Są jednak wyjątki.




Na giełdzie w Tokio w ostatnich tygodniach o około 300 proc. podrożały akcje Kawamoto, dużego producenta akcesoriów medycznych, m.in. maseczek ochronnych, a producent odzieży ochronnej Azearth w tydzień zyskał ponad 50 proc. Na parkiecie w Seulu mocno drożeje produkująca maseczki Monalisa, a także farmaceutyczne Kukje Pharma i Woojung Bio.
Polski popyt
Na warszawskiej giełdzie także można znaleźć spółkę, która w opinii inwestorów ma ekspozycję na epidemię — i jest to ekspozycja pozytywna. Krakowski Mercator Medical, produkujący wyroby medyczne, ma w Tajlandii dużą fabrykę rękawiczek jednorazowych z kauczuku naturalnego i syntetycznego, którą w ostatnich latach rozbudował kosztem 120 mln zł. Spółka eksportuje produkty głównie na rynek amerykański, ale inwestorom specjalnie to nie przeszkadza — w ostatnim tygodniu jej kurs skoczył o około 60 proc., a tylko w środę szedł w górę o ponad 15 proc., do najwyższego poziomu od marca ubiegłego roku. Władze spółki zachowują wstrzemięźliwość w komentowaniu wpływu epidemii na notowania i wyniki.
— Jest jeszcze za wcześnie na wyciąganie głębszych wniosków biznesowych z obecnej sytuacji, wywołanej przez ekspansję koronawirusa z Chin. Niemniej faktem jest mocne poruszenie w branży i potencjalne ograniczenie lub nawet zamknięcie na jakiś czas chińskiego eksportu rękawic medycznych oraz produktów włókninowych, np. masek — mówi Monika Żyżnowska, członek zarządu Mercatora.
Zarys International Group, producent m.in. rękawic i innych medycznych produktów jednorazowych, także widzi poruszenie w branży i rosnący popyt.
— W historii naszej firmy nigdy nie obserwowaliśmy takiego boomu na maseczki ochronne. Od dwóch dni zalewają nas zapytania. Paradoksalnie, większość producentów medycznego sprzętu ochronnego, w tym Zarys International, wspomaga się produkcją kontraktową w Chinach. Prowincja Hubei, która jest epicentrum koronawirusa, jest wręcz zagłębiem takich producentów — mówi Paweł Ossowski, wiceprezes Zarys International.
Maseczki stały się gorącym towarem w internecie.
— Na Allegro jest duże zainteresowanie maseczkami chroniącymi przed patogenami. W ciągu kilku ostatnich dni liczba wyszukiwań takich produktów wzrosła ponad sześć razy. Artykuły związane z osobistą ochroną przed zakażeniami, np. maseczki antywirusowe, ochronne czy chirurgiczne od trzech dni znajdują się na szczycie wyszukiwań w Allegro. W ciągu tygodnia liczba ofert z takimi produktami wzrosła aż o 30 proc. w porównaniu z ubiegłym tygodniem — mówi Michał Bonarowski z Allegro.
Szansa w chaosie
Dla Mercatora chińscy producenci są głównym konkurentem na większości rynków eksportowych. Dlatego ewentualne ograniczenia eksportu lub zwiększony popyt wewnętrzny w Chinach może być dla polskiej spółki szansą na zwiększenie sprzedaży w innych krajach.
— Na bieżąco monitorujemy sytuację, aby wykorzystać tę szansę rynkową możliwie najlepiej, a zminimalizować potencjalne ryzyko wypływające z zaburzeń rynkowych. Jesteśmy przygotowani na sprostanie zwiększonemu popytowi, którego symptomy można już zauważyć — mówi Monika Żyżnowska.
Zdaniem Pawła Ossowskiego wkrótce na światowym rynku mogą pojawić się poważne w skutkach niedobory jednorazowego sprzętu medycznego, takiego jak maski, kombinezony czy czepki.
— Biorąc pod uwagę skalę chińskiego rynku — setki milionów ludzi żyjących w prowincjach, gdzie już teraz jest obowiązek noszenia maseczek — nietrudno przewidzieć, że zapotrzebowanie na nie szybko zacznie przewyższać podaż. Jedną można nosić ledwie kilka godzin — mówi Paweł Ossowski.
Panikę zakupową na razie widać głównie w Chinach, ale zwiększone zainteresowanie jednorazowym sprzętem ochronnym obserwuje się także w Polsce.
— Do tej pory maseczki ochronne sprzedawane były głównie do szpitali, używali ich lekarze i personel medyczny. Poza Japonią branża nigdzie na świecie nie sprzedawała jednorazowych produktów ochronnych zwykłym ludziom na tak szeroką skalę. W ostatnich dniach zaczęły zgłaszać się do nas hurtownie medyczne i apteki. Nie przewiduję takiej paniki jak w Chinach, chyba że również w Polsce potwierdzą się podejrzenia zakażenia koronawirusem — mówi Paweł Ossowski.
Chiński rozwój
Chiny nie są dla polskich spółek z branży znaczącym rynkiem. W przypadku Mercatora jeszcze w 2018 r. odpowiadały one zaledwie za 1,4 mln zł sprzedaży, podczas gdy przychody całej grupy sięgnęły 420 mln zł. To się jednak zmienia.
— W Chinach dynamicznie rośniemy. Ten rynek stanowił zaledwie 0,3 proc. sprzedażyw trzech kwartałach 2018 r., podczas gdy dzięki klientowi z USA z działalnością w Chinach już 2,5 proc. w analogicznym okresie 2019 r. Chiny to duży rynek i jeden z kierunków naszej ekspansji, szczególnie w zakresie zaawansowanych rękawic medycznych — mówi Monika Żyżnowska.
Od stycznia do września Mercator dostarczył na rynek chiński produkty za 10,06 mln zł. Więcej przynosiły mu kontrakty w Polsce, USA, na Ukrainie, w Rosji i Rumunii. Po trzech kwartałach spółka miała 402 mln zł skonsolidowanych przychodów i 1,3 mln zł straty netto, co tłumaczyła m.in. wzrostem cen surowców i niekorzystnym kursem tajskiego bata do dolara. Zdecydowaną większość przychodów zapewniały rękawiczki, rozchwytywane obecnie przez klientów w Azji i nie tylko. Maseczki stanowiły margines.
— W ofercie mamy produkty z włókniny, w tym maseczki. Do tej pory ten asortyment odpowiadał za 2-3 proc. sprzedaży, rękawice za ponad 90 proc. — mówi Monika Żyżnowska.
Paweł Ossowski podkreśla natomiast, że priorytetem dla spółki jest rynek krajowy. Jego zdaniem w krótkiej perspektywie dla takich firm jak Zarys epidemia koronawirusa może być szansą na zwiększenie przychodów, ale w długiej może się obrócić przeciwko nim.
— Naszym priorytetem jest zapewnienie dostaw do placówek medycznych i szpitali, z którymi mamy kontrakty, dlatego mimo chwilowo korzystnych ofert cenowych zostawiamy zapasy w magazynach — tłumaczy Paweł Ossowski.