Irak: Mimo terroru głosowały miliony - frekwencja większa od oczekiwanej

Polska Agencja Prasowa SA
opublikowano: 2005-01-30 21:13

Bagdad,Diwanija (PAP/Reuters,AP) - Miliony Irakijczyków głosowały w niedzielę w historycznych wyborach do 275-miejscowego Zgromadzenia Narodowego mimo fali ataków terrorystycznych, w których zginęło co najmniej 36 osób, w tym 30 cywilów, a 96 odniosło rany.

Bagdad,Diwanija (PAP/Reuters,AP) - Miliony Irakijczyków głosowały w niedzielę w historycznych wyborach do 275-miejscowego Zgromadzenia Narodowego mimo fali ataków terrorystycznych, w których zginęło co najmniej 36 osób, w tym 30 cywilów, a 96 odniosło rany. Według wstępnych ocen komisji wyborczej, głosowało "do 8 milionów osób", czyli więcej niż połowa z 14,27 mln uprawnionych i więcej niż oczekiwano.

Prezydent USA George W. Bush powiedział, że "Irakijczycy odrzucili antydemokratyczną ideologię terrorystów". Tymczasowy premier Iraku Ijad Alawi oświadczył: "Jest to historyczna chwila dla Iraku, dzień, kiedy Irakijczycy mogą chodzić z podniesioną głową, bo rzucają wyzwanie terrorystom i zaczynają własnymi rękami pisać swoją przyszłość". Oficjalne wstępne wyniki mają być znane po 6-7 dniach, a ostateczne - trzy lub cztery dni później.

Wyborcy, jedni wznoszący radosne okrzyki, drudzy kryjący twarze w obawie przed zemstą terrorystów, zjawili się w punktach głosowania tłumniej niż oczekiwano, aby wziąć udział w pierwszych w tym kraju od pół wieku wyborach wielopartyjnych. Jednak w niektórych częściach pasa sunnickiego na zachód i północ od Bagdadu, gdzie partyzantka sroży się najbardziej, wiele lokali wyborczych świeciło pustkami.

Wybory mają wprowadzić Irak na drogę demokracji i stabilizacji. Deputowani wybiorą ze swego grona prezydenta i dwóch wiceprezydentów, którzy następnie powołają premiera rządu. Do połowy sierpnia zgromadzenie powinno opracować projekt stałej konstytucji państwa, który w październiku zostanie poddany pod głosowanie w ogólnonarodowym referendum.

Polski arabista prof. Janusz Danecki powiedział PAP, że "wybory przebiegły niespodziewanie pomyślnie, a Irakijczycy nie dali się zastraszyć". "Teraz mamy nową sytuację, będzie wyłoniony parlament, nowy rząd, będzie przyjęta konstytucja: jednym słowem wszystko idzie ku dobremu" - dodał profesor.

Na czas wyborów w całym Iraku przedsięwzięto drakońskie środki ostrożności. Irackie siły bezpieczeństwa wsparte przez ponad 170 tysięcy żołnierzy amerykańskich i koalicyjnych zamknęły granice lądowe i lotniska, zabarykadowały ulice i szosy i zamieniły lokale wyborcze w małe fortece. Zakazano podróżowania między prowincjami, wydłużono godzinę policyjną, a w niedzielę po ulicach mogły jeździć tylko samochody służbowe.

Żołnierze dywizji wielonarodowej Centrum-Południe, dowodzonej przez gen. Andrzeja Ekierta, udzielali pomocy irackim siłom bezpieczeństwa, ale ani razu nie wzięli udziału w akcji bojowej. Piloci z dywizji prowadzili loty rozpoznawcze i odstraszające.

Ochrona głosujących i lokali wyborczych była największą wspólną operacją sił irackich i sojuszniczych. Mimo to partyzanci i terroryści próbowali storpedować głosowanie. Najwięcej zamachów nastąpiło w stolicy Iraku, gdzie rano dziewięciu terrorystów-samobójców w krótkim odstępnie czasu zdetonowało bomby samochodowe przed lokalami wyborczymi.

Główny architekt terroru wyborczego, Abu Musab al-Zarkawi, ogłosił, że w ciągu niedzieli w całym Iraku jego ugrupowanie dokonało 13 zamachów samobójczych, aby ukarać "niewiernych i odszczepieńców".Tym razem jednak rozlew krwi nie był tak wielki, jak się obawiano, po części dzięki dodatkowym zabezpieczeniom. Lokale wyborcze były otoczone przeciwwybuchowymi zaporami z betonu, a pobliskie jezdnie zagrodzono, aby utrudnić próby zamachu przy użyciu samochodów-bomb. Snajperzy iraccy i amerykańscy ukryli się w strategicznych miejscach, aby osłaniać wyborców idących do punktów głosowania.

Długie kolejki stały przed lokalami w irackim Kurdystanie i na szyickim południu. Natomiast w regionach zamieszkanych przez sunnitów, na zachód i północ od Bagdadu, głosowało niewielu. W Bagdadzie, w sunnickiej dzielnicy Azamija nie otworzono czterech lokali wyborczych, a w Bajdżi wszystkie lokale wyborcze były puste. Arabscy sunnici rządzili Irakiem aż do upadku Saddama Husajna, choć stanowią tylko 20 procent ludności kraju. Teraz wielu z nich obawia się, że wybory utrwalą i umocnią dominującą pozycję polityczną szyickiej większości, za Saddama prześladowanej.

Duchowy przywódca irackich szyitów wielki ajatollah Ali al-Sistani ogłosił przed wyborami fatwę (edykt) orzekającą, że udział w głosowaniu jest obowiązkiem religijnym.

Wybory są tryumfem szyitów, a także irackich Kurdów, którzy chcą umocnić swą autonomię. Mogą jednak doprowadzić do nasilenia się partyzantki, jeśli sunnicka mniejszość uzna, iż wyniki głosowania spychają ją na pobocze irackiej polityki.

Aby rozwiać obawy arabskich sunnitów, czołowe osobistości szyickie zapewniały w ostatnich dniach, że nawet jeśli wskutek bojkotu i terroru na terenach sunnickich uzyskają oni niewiele mandatów, to i tak otrzymają miejsca w nowym rządzie i będą mogli uczestniczyć w pracach nad konstytucją.