Jak bankowiec sądzi się z mBankiem

Agnieszka MorawieckaAgnieszka Morawiecka
opublikowano: 2023-04-05 20:00

W sprawie dotyczącej stwierdzenia nieważności czterech umów kredytów frankowych mBank ma przeciwnika w osobie ekonomisty i finansisty oraz… swojego byłego pracownika.

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • dlaczego sprawa o unieważnienie umów kredytów frankowych, którą opisujemy, jest nietypowa
  • kto wniósł pozew przeciw bankowi
  • dlaczego pojawił się na niej prezes mBanku
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Środowa rozprawa w Sądzie Okręgowym w Warszawie byłaby jedną z wielu dotyczących kredytów frankowych, gdyby nie fakt, że po przeciwnych stronach stanęli przedstawiciele pozwanego mBanku i finansista, który karierę zawodową rozpoczynał właśnie w tej instytucji (wówczas działającej jako BRE Bank). Na rozprawie pojawił się nieczęsty gość spraw sądowych przeciwko mBankowi — Cezary Stypułkowski, jego prezes.

— To, co skłoniło mnie do stawienia się na tej rozprawie w roli reprezentanta strony pozwanej — mBanku, to skrajny przypadek nadużywania prawa budzący mój najgłębszy sprzeciw — mówi Cezary Stypułkowski.

Pozew przeciw mBankowi dotyczy unieważnienia czterech umów kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich i zwrot nadpłaconych rat ze względu na abuzywność klauzul umownych zawartych w latach 2005-08. Z tych kredytów powód sfinansował zakup nieruchomości o powierzchni 100, 180, prawie 250 oraz 50 m kw. — trzech w Warszawie i jednej w Krynicy Morskiej.

Bankowa kariera

Klient, który pozwał mBank, jest absolwentem Wydziału Handlu Zagranicznego SGH na kierunku ekonomika i organizacja handlu zagranicznego. W 1993 r. rozpoczął pracę w obecnym mBanku, w którym przeszedł ścieżkę kariery od stanowiska stażysty, przez referenta, inspektora bankowego aż do wicedyrektora Departamentu Gospodarki Pieniężnej (DGP). Jeszcze jako inspektor bankowy w DGP zajmował się opracowywaniem tabeli kursów banku i tabeli kursów terminowych, a także m.in. uzupełnianiem kwotowań banku w serwisach Reuters i Telerate, przeprowadzaniem transakcji kupna i sprzedaży obligacji państwowych, bonów skarbowych i depozytów złotowych na rynku międzybankowym czy depozytami walutowymi.

Podczas rozprawy kredytobiorca stwierdził, że pracując w mBanku był świadomy istnienia tabeli kursowej banku, wiedział, jakie kursy są w niej publikowane i w jaki sposób były ustalane. Jednak poza okresem, kiedy pracował jako diler rynku pieniężno-walutowego, nie zajmował się tabelą kursów walut.

— Wówczas tabela kursów była stosowana do transakcji, które odbywają się tu i teraz. Dla takich transakcji jest to dobre narzędzie. Natomiast to, co podnosimy w tym pozwie, to jest zastosowanie tabeli kursów do przyszłych rozliczeń rat kredytowych i dowolność banku, jeśli chodzi o ustalanie kursu walutowego, która zawsze występowała. Zasady ustalania kursów walutowych bank może dowolnie zmieniać. Fakt zetknięcia się z tą tematyką w latach 1993-94 nie daje mi żadnej wiedzy, która pozwoli przewidzieć, w jaki sposób mBank będzie ustalał kursy walutowe 10 czy 20 lat później — mówi kredytobiorca.

Podpisując pierwsze trzy umowy kredytowe (w marcu 2005, grudniu 2005 oraz w maju 2006 r.) powód był już zatrudniony w Banku Pekao w Pionie Bankowości Korporacyjnej Rynków i Bankowości Inwestycyjnej, Departamencie Rynków Finansowych na stanowisku dyrektora pionu skarbu oraz dyrektora strategii marketingowej i rozwoju produktów.

— Te aktywności w oczywisty sposób musiały wiązać się z oferowaniem klientom banku Pekao transakcji walutowych w szerokim wachlarzu produktów tego rynku — mówi Natalia Sobota, pełnomocniczka mBanku.

Kredytobiorca przyznaje, iż w Pekao miał styczność z „szeroko pojętymi transakcjami związanymi z ryzykiem walutowym”, jednak nie z kredytami indeksowanymi, ponieważ bank Pekao takich nie udzielał.

Niemniej poprzez złożenie stosownego oświadczenia w dwóch umowach kredytu potwierdził pełną świadomość ryzyka związanego z zawarciem umowy kredytu złotowego waloryzowanego kursem waluty obcej.

— Czym jest ryzyko walutowe, oczywiście wiedziałem, nie tylko w 2008 r., ale także wcześniej. Jeśli natomiast chodzi o jakąś bardziej dogłębną wiedzę na temat tego, jak może zachowywać się frank szwajcarski w długim terminie — to jej nie miałem. Banki z resztą nie sporządzają żadnych prognoz czy analiz kursów walutowych w tak długim horyzoncie czasowym — mówi powód.

 Poważne nadużycie:
Poważne nadużycie:
W moim przekonaniu powód cynicznie i niezgodnie z celem i przeznaczeniem prawa nadużywa swoich praw podmiotowych w celu uzyskania nadzwyczajnych osobistych korzyści, mając unikatowy warsztat zawodowy i wiedzę o naturze, ryzyku i przeznaczeniu zawartych przez niego z bankiem umów — mówi Cezary Stypułkowski, prezes mBanku.
Lukasz Dejnarowicz / Forum

To ryzyko banku

Jak sam przyznaje, podpisując umowy z mBankiem miał świadomość, że na rynku nie ma dostępnych instrumentów, które pozwalałyby zabezpieczyć ryzyko walutowe kredytów frankowych, z których korzystał.

— Nawet dla klientów instytucjonalnych nie ma instrumentów zabezpieczających w tak długim horyzoncie, a tym bardziej dla osób indywidualnych. Byłem świadomy tego, zawierając umowy z bankiem, natomiast uważałem, że banki udzielające tych kredytów powinny takie możliwości stworzyć. Zwłaszcza kiedy trend w zakresie kursu był niekorzystny dla klientów — mówi klient mBanku.

Zawierając czwartą umowę kredytową w październiku 2008 r., pracował już w PKO BP. Sprawował tam nadzór nad działalnością skarbową, maklerską i powierniczą oraz odpowiadał za współpracę banku z instytucjami finansowymi.

Z przesłanej sądowi przez PKO BP informacji wynika, że m.in. „opracowywał rozwiązania w zakresie stosowania kursów walut w banku w odniesieniu do oferowanych produktów (…) wydawał tabele kursów wymiany walut banku oraz zarządzał pozycją walutową banku (…) sporządzał prognozy, analizy, raporty rynkowe na potrzeby banku oraz klientów”.

— Skoro opracowywanie tabel kursowych banku stanowiło obowiązek zawodowy powoda, wypełniany zresztą z sukcesem, o czym świadczą kolejne awanse, to nie może obecnie twierdzić, że nie były mu one znane w momencie zawierania umów kredytu — mówi Natalia Sobota.

Hit sprzedażowy

Wszystkie cztery kredyty hipoteczne klient zaciągnął w mBanku, bo — jak twierdzi — miał o nim dobre zdanie.

— Uważałem, że jest to bank profesjonalny, i uznałem, że powinien sobie dobrze poradzić z takimi transakcjami, które są skomplikowane i długoterminowe jak kredyty indeksowane. Decyzja zapadła na bazie rozmowy z mBankiem, lektury różnego rodzaju opracowań, wywiadów i wypowiedzi, które w owym czasie — w 2005 r. — były dostępne. Były w nich argumenty za kredytem indeksowanym — wyjaśnia klient mBanku.

Analizy własnej nie przeprowadzał, bo — jak twierdzi — nie miałby kompetencji, żeby prognozować, jak może zachować się kurs CHF do PLN w horyzoncie 30 lat.

— Pan Grzegorz w mBanku potwierdził, że jest to hit sprzedażowy, bardzo dobrze się sprzedaje, co też było jakiegoś rodzaju zachętą — mówi kredytobiorca.

— Wówczas, w 2005 r., przekonały mnie argumenty, że w związku z wejściem Polski do UE złoty pozostanie mocny, a frank szwajcarski stabilny, a jednocześnie oprocentowanie jest niższe i atrakcyjniejsze. Wówczas te założenia wydawały mi się sensowne i przekonujące. Zakładałem, że bank poparł to jakąś analizą, a kiedy założenia się zmienią, będzie na to jakoś reagował, a nie bezczynnie patrzył jak kurs franka rośnie — dodaje klient mBanku.

Twierdzi, że obecnie nie jest w stanie sobie przypomnieć, czy w momencie zaciągania kredytu miał świadomość, że zmiana kursu wpłynie na zmianę salda kredytu do spłaty, jakkolwiek wiedział, że kurs CHF będzie miał wpływ na wysokość raty kapitałowo-odsetkowej.

Człowiek z elity

Pełnomocniczka mBanku przyznaje, że wyjątkowość tej sprawy frankowej tkwi w osobie samego kredytobiorcy, który zawierając umowy z bankiem miał ponadprzeciętną wiedzę i doświadczenie zawodowe w pracy w bankach i innych spółkach profesjonalnie zajmujących się transakcjami walutowymi oraz zarządzaniem ryzykiem walutowym.

— Powód dysponował większą wiedzą na temat ryzyka walutowego niż pracownicy udzielający mu w tym zakresie informacji. Już wtedy zajmował kierownicze stanowiska w departamentach banków odpowiedzialnych za transakcje walutowe. Można wręcz powiedzieć, że należał do elity znawców tych zagadnień — uważa Natalia Sobota.

Niewykorzystane możliwości

Cezary Stypułkowski podkreśla, że korzystając z uprawnień wynikających z umowy, kredytobiorca mógł w każdym czasie zmienić walutę kredytu na PLN, wyłączając z umowy ryzyko walutowe.

— Bank szacuje, że gdyby powód zdecydował się na przewalutowanie umów na PLN, zgodnie z koncepcją wynikającą ze zdania odrębnego sędziego Sądu Najwyższego Władysława Pawlaka złożonego do wyroku Sądu Najwyższego z 20 czerwca 2022 r., II CSKP 701/22, czyli z poszanowaniem interesów banku, to korzyść powoda (wyliczenia według stanu z października 2021 r.) co do pierwszej umowy kredytu z marca 2005 r. wyniosłaby 130 362 zł, w zakresie drugiej z grudnia 2005 r. — 202 004 zł, trzeciej — z maja 2006 r. — 168 074 zł, natomiast czwartej — z października 2008 r. — 18 734 zł. O braku zaburzenia równowagi kontraktowej świadczy również fakt, że bank nie korzystał kosztem kredytobiorcy na zmianach kursowych — mówi prezes mBanku.

Unieważnienie umów, o które wnioskuje klient mBanku, przyniosłoby mu prawie 3 mln zł korzyści w stosunku do sytuacji, w której zaciągnąłby kwestionowane kredyty w polskiej walucie.

— Ta sytuacja pokazuje absurdalność linii orzeczniczej opartej na unieważnianiu najdłuższych umów, jakie obowiązują w Polsce — mówi Natalia Sobota.

Mieszkanie na potrzeby własne

Powód twierdzi, że wszystkie kredyty zaciągnął w celu zakupu nieruchomości na użytek prywatny bądź z przeznaczeniem dla bliskiej osoby, członka rodziny — siostry matki.

— Ciotka była bardzo bliską mi osobą. Moja matka zmarła, kiedy miałem 20 lat. Ciotka jako wdowa nieposiadająca dzieci poświęcała mi dużo czasu, pomagała mi. Później, jak zarabiałem dobrze, pomagałem jej finansowo. Powstał taki pomysł, że kupię jej mieszkanie, w którym będzie mieszkać do końca życia, co pozwoli jej przede wszystkim nie ponosić kosztów związanych z utrzymaniem tego mieszkania, a ponadto umożliwi sprzedaż mieszkania, które posiadała od lat 70., i dołożenia kwoty ze sprzedaży do emerytury — mówi kredytobiorca.

Z ustaleń mBanku wynika, że co najmniej dwie, a w ocenie kredytodawcy trzy nieruchomości wynajmował zarobkowo. Jedno z mieszkań (o powierzchni prawie 250 m kw.) zakupione w 2006 r. zostało sprzedane w 2021 r., a zysk na tej transakcji szacowany przez mBank to około 930,5 tys. zł. Nominalny wzrost wartości wszystkich czterech kredytowanych nieruchomości bank oszacował na kwotę 2,598 mln zł.

Sąd odroczył publikację orzeczenia do 4 maja.