Podnoszenie wieku emerytalnego to norma w całej Unii Europejskiej. Polska jest już 21. krajem wspólnoty, który w ostatnich latach ogłosił taki plan. W regionie jesteśmy ostatni. Zmuszanie ludzi do pracowania dłużej to powszechna reakcja rządów państw na kryzys.



Polskie plany podnoszenia wieku emerytalnego są na tle Europy wyjątkowo ambitne. Jak zapowiedział premier Donald Tusk, docelowym wiekiem emerytalnym dla kobiet i mężczyzn będzie 67. rok życia. Tylko Irlandczycy ustalają poprzeczkę wyżej — na poziomie 68. roku. Taki sam cel jak Polska wyznaczyły sobie cztery kraje, wszystkie z wyższym przeciętnym trwaniem życia: Dania, Hiszpania, Holandia i Niemcy. Większość krajów, które podnoszą wiek emerytalny, celuje w 65. rok życia.
— Pod względem systemów emerytalnych Polska jest w awangardzie. Pod koniec lat 90. jako jedni z pierwszych wprowadzaliśmy filary kapitałowe, a teraz odważnie podnosimy wiek emerytalny. Niewykluczone, że inne kraje za jakiś czas też będą wyznaczały sobie docelowy próg na poziomie 67 lat lub wyżej — mówi Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego.
Osobnym problemem jest to, w jakim tempie poszczególne państwa zamierzają podnosić wiek emerytalny. Zdecydowanie najszybciej zamierza robić to Słowacja. Od 2014 r. rząd w Bratysławie chce podnosić wiek emerytalny o dziewięć miesięcy rocznie. Trudno jednak nazywać Słowację liderem zmian, bo planuje podnieść próg zaledwie do 62. roku życia. Jak na tle Europy wygląda polski pomysł na reformę?
To zależy, z czym się porównujemy. Rząd planuje podnosić od 2013 r. wiek emerytalny o jeden miesiąc co cztery miesiące, czyli o trzy miesiące rocznie. Do Słowacji nam więc daleko, ale Zachód zostawiamy w tyle. Na tle pięciu krajów, które stawiają sobie za cel podniesienie progu do 67. (i więcej) roku życia, nasza reforma jest szybka. Wiek emerytalny podnoszony będzie w tych państwach średnio o dwa-trzy lata, a cała reforma będzie trwała 12-17 lat.
Czytaj więcej w poniedziałkowym "Pulsie Biznesu".