Na początku lutego złoty umocnił się w stosunku do euro do poziomu, który ostatni raz osiągnął w 2018 r. To wyzwanie dla eksporterów, których produkty na rynkach zagranicznych automatycznie drożeją.
– Wyższe ceny polskich towarów mogą zniechęcić zagranicznych klientów do ich zakupu - mówi Radosław Jarema, dyrektor polskiego oddziału Akcenty.
Uśpiona czujność
Na obecnej sytuacji tracą szczególnie przedsiębiorcy działający w niskomarżowych branżach, takich jak produkcja rolna.
– Na przykład eksport polskiego zboża w przypadku kursu EUR/PLN na poziomie mniej niż 4,20 zł jest po prostu nieopłacalny – twierdzi Jakub Makurat, menedżer w firmie Ebury na Polskę, Czechy, Słowację i kraje bałtyckie.
Nie wszyscy przedsiębiorcy pomyśleli o zabezpieczeniu się na wypadek ryzyka walutowego.
– Niektórzy nie zdążyli tego zrobić, ponieważ ich czujność uśpił poprzedni rok relatywnego spokoju na rynku walutowych. Skoro dziś muszą sprzedawać EUR pochodzące z eksportu swoich towarów o 2,5 proc. taniej niż jeszcze trzy miesiące temu, mniej więcej na tyle można oszacować spadek ich przychodów ze sprzedaży do strefy euro - wylicza Grzegorz Taraszkiewicz-Sirocki, partner w Grant Thornton.
Jeśli eksporter, który nie zabezpieczał ryzyka walutowego, wymienia dzisiaj walutę po kursie EUR/PLN wynoszącym 4,15 zł, to za 100 tys. EUR dostanie 415 tys. zł.
– Gdyby konsekwentnie zabezpieczał się w ciągu ostatnich lat i miałby uśredniony kurs zabezpieczenia na poziomie 4,30 czy nawet 4,40 zł, otrzymałby 430/440 tys. zł. W efekcie ma realnie mniej pieniędzy do dyspozycji na pokrycie kosztów ponoszonych w polskich złotych – tłumaczy Jakub Makurat.
Jego zdaniem każda firma prowadząca handel zagraniczny, która nie ma wdrożonej polityki zarządzania ryzykiem walutowym, po prostu spekuluje. Jak mówi, aby przygotować się do zarządzania ryzykiem walutowym, warto najpierw przeanalizować swój biznes i plany na najbliższy czas. Odpowiednie działania trzeba dobrać do modelu biznesowego, sytuacji finansowej, poziomu rentowności i specyfiki przepływów. Główne parametry, które należy wziąć pod uwagę przy tworzeniu polityki zarządzania ryzykiem walutowym, to długość ekspozycji na nie, wrażliwość rentowności firmy na zmiany kursowe i współczynnik zabezpieczenia.
– Jeśli nasza ekspozycja walutowa trwa długo, to niepewność i ryzyko są większe. Ponadto osiągany poziom rentowności ma związek z apetytem na ryzyko. Gdy jest ono niskie, zabezpieczać będziemy nawet każdą transakcję. Przy wyższym poziomie rentowności i tolerancji ryzyka możemy zdecydować się na strategiczne podejście, czyli zabezpieczanie wybranych miesięcy lub kwartałów w ciągu roku. Trzeba też zdecydować, czy zabezpieczamy całość ekspozycji czy tylko jej część – tłumaczy Jakub Makurat.
Byle bez kosztów
Możliwości zabezpieczenia jest kilka, ale przedsiębiorcy najczęściej wybierają bezkosztowe transakcje terminowe forward. Eksporterzy sprzedają w nich EUR za złotówki po konkretnym kursie i na konkretną przyszłą datę, zbieżną z terminem realizacji umowy handlowej. W ten sposób mają zagwarantowany określony kurs sprzedaży na określony czas. To zabezpiecza ich przed spadkami poniżej ustalonego kursu.
– Nie mogą jednak skorzystać z ewentualnego jego wzrostu, co stanowi podstawową wadę tej najprostszej transakcji zabezpieczającej. Zwłaszcza w sytuacji, z jaką mamy do czynienia obecnie, czyli po głębokim umocnieniu złotego i sporym ryzyku przynajmniej częściowego odreagowania kursu EUR/PLN w górę - mówi Grzegorz Taraszkiewicz.
Dodaje, że są też inne proste strategie zabezpieczające, które przy zachowaniu pewnych parametrów mogą być bezkosztowe. Chodzi o forward extra i range bonus forward. W przypadku tej pierwszej eksporter dzięki wyznaczeniu kursu zabezpieczenia na poziomie kilka groszy poniżej ceny wynikającej z tradycyjnego kontraktu forward jest w stanie uzyskać dużą przestrzeń do przewalutowania EUR na złotówki po wyższym kursie w razie wzrostu tej pierwszej waluty. Warunkiem jest jednak to, aby w trakcie trwania kontraktu nie został na rynku zaobserwowany wysoki kurs.
Natomiast w przypadku range bonus forward scenariuszem bazowym jest sprzedaż EUR w dniu realizacji kontraktu po dużo wyższym kursie niż wynikający z tradycyjnego forwardu. Aby się tak stało, w czasie obowiązywania kontraktu nie może zostać zaobserwowany na rynku żaden z dwóch kursów – niski lub wysoki. Gdyby tak się stało, kurs przewalutowania automatycznie zamienia się na wcześniej ustalony w warunkach transakcji - jest on dużo niższy od tego wynikającego z tradycyjnego forwardu. Eksporter jest jednak nadal zabezpieczony przez spadkiem poniżej tego kursu.
Inne opcje
Opcje walutowe, które oferują prawo, a nie obowiązek zakupu lub sprzedaży w przyszłości waluty po określonym kursie, nie cieszą się dużym zainteresowaniem wśród firm.
– Struktury opcyjne dają duże możliwości tym, którzy dobrze rozumieją mechanizm ich funkcjonowania. Najrzadziej występują opcje waniliowe, w których klienci kupują od instytucji finansowej prawo do kupna czy sprzedaży określonej ilości waluty na określony termin. Są to narzędzia obecnie najrzadziej stosowane, gdyż wiążą się z koniecznością poniesienia opłaty w formie premii opcyjnej, a przedsiębiorcy nie lubią płacić za zabezpieczenia – mówi Jakub Makurat.
– Opcje są droższe i zależne od zmienności rynku oraz długości okresu ochrony, a dodatkowo zrozumienie ich działania wymaga bardziej specjalistycznej wiedzy, co często jest barierą dla najmniejszych organizacji – wtóruje mu Radoslaw Jarema.
Warto wspomnieć także o hedgingu naturalnym, w przypadku którego firmy dopasowują przychody i koszty do jednej waluty, dzięki czemu redukują ekspozycję na ryzyko walutowe.
– Na przykład firma może kupować materiały w tej samej walucie, w której generuje przychody. Jest to prosta i kosztowo efektywna metoda zarządzania ryzykiem walutowym, jednak często niemożliwa do realizacji, jeśli nie wszystkie koszty i przychody można dopasować do jednej waluty – tłumaczy Radosław Jarema.