Jak zacząć inwestować?

Kamil KosińskiKamil Kosiński
opublikowano: 2021-04-11 20:00

Specjaliści podpowiadają jak uniknąć pułapek czyhających na tych, którzy dotychczas preferowali lokaty, ale w obliczu niskich stóp procentowych chcieliby jednak zainwestować

Z tego artykułu dowiesz się m.in.:

  • Jak zacząć inwestować?
  • Jaką kwotą trzeba dysponować, by wejść na rynek?
  • Co jest ważniejsze niż kwota na starcie?
  • Dlaczego należy unikać okrągłych sum przy wpłatach
  • Czy warto skorzystać z pomocy doradców?

Lokaty albo w ogóle zniknęły z ofert banków, albo mają tak symboliczne oprocentowanie, że nawet najwięksi zwolennicy ochrony kapitału przez Bankowy Fundusz Gwarancyjny zaczynają myśleć o bardziej ryzykownych sposobach lokowania pieniędzy.

Jak jednak zacząć inwestować? Czy tak, jak widziani na filmach traderzy, trzeba obstawić się monitorami, które non stop pokazują notowania i informacje rynkowe? Jaką kwotą trzeba dysponować, by wejść na rynek?

- Na pytanie, jak zacząć inwestować, nie da się odpowiedzieć sugerując jakąkolwiek kwotę. Na przykład 100 tys. zł jest kwotą, która kilkukrotnie przekracza oszczędności finansowe przeciętnego Polaka, ale naszych potrzeb emerytalnych na pewno nie zaspokoi. Dlatego wydaje mi się, że najbardziej rozsądna odpowiedź brzmi: jak najszybciej – mówi Kamil Cisowski, dyrektor zespołu analiz i doradztwa inwestycyjnego w Domu Inwestycyjnym Xelion.

- Im szybciej zaczynamy, tym dłuższy potencjalny horyzont inwestycyjny i więcej szans na pomnożenie kapitału. W obliczu powszechnych w skali świata ujemnych realnych rentowności bezpiecznych form oszczędzania, odkładanie decyzji o rozpoczęciu inwestowania jest przyzwoleniem na pewną stratę. Niepodejmowanie ryzyka jest największym ryzykiem – dodaje Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w firmie Starfunds, zajmującej się doradztwem w zakresie funduszy inwestycyjnych.

Jego zdaniem już od 10 tys. zł da się zbudować sensownie zdywersyfikowany portfel inwestycyjny.

Specjalista podkreśla jednak, że w inwestowaniu - jak w każdej innej działalności - nie można oczekiwać spektakularnych i powtarzalnych rezultatów bez odpowiedniego planu i przygotowania swoich działań. Bo choć zdarzają się okresy świetnej koniunktury, kiedy to ryzykowne inwestycje pozwalają zbić fortunę, to cykliczny charakter rynków finansowych nakazuje spojrzenie na inwestycję z nieco szerszej perspektywy.

Dyrektor inwestycyjny Starfunds radzi w tym kontekście ustalić przede wszystkim swoje potrzeby płynnościowe. Ich pochodną jest to, ile pieniędzy się jednak nie zainwestuje, gdyż mogą okazać się potrzebne w najbliższych miesiącach, ale też horyzont inwestycyjny, czyli czas na jaki można zamrozić kapitał w inwestycji. Z tą ostatnią kwestią mocno związany jest poziom akceptowalnego ryzyka.

Psychiczny ból i jego leczenie

Określeniu akceptowalnego poziomu ryzyka służą tzw. ankiety MiFID, które podtykane są klientom instytucji finansowych przy zakupie jakiegokolwiek produktu inwestycyjnego. Przedstawiciele banków, TFI, firm doradczych od dawna jednak przyznają, że ten unijny wymóg formalny ma się nijak do rzeczywistości. W przypadku rynkowych zawirowań odporność większości klientów instytucji finansowych na spadek wartości kapitału okazuje się dużo mniejsza niż to wynika z odpowiedzi udzielonych podczas wypełniania ankiety.

- Nie da się do końca przewidzieć, jak silne będą nasze reakcje psychiczne związane z zyskiem i stratą. Nie jest to kwestia wynikająca wyłącznie ze skłonności do ryzyka, bo dla jednej osoby strata 10 proc. kapitału może być bardziej bolesna niż dla innej utrata jego połowy. Na pewno warto dać sobie szansę przeżyć co najmniej jedną fazę euforii i jedną paniki przed zainwestowaniem większych pieniędzy – komentuje Kamil Cisowski.

Większe i mniejsze pieniądze to oczywiście pojęcie względne, ale Bartosz Pawłowski, dyrektor ds. inwestycji bankowości prywatnej mBanku, radzi po prostu nie inwestować okrągłych kwot.

- Zamiast wpłacać do funduszu np. 10 tys. zł lepiej wpłacić 9832 zł albo 9327 zł. Jeżeli wpłaci się okrągłe 10 tys. zł i np. następnego dnia giełdy lekko spadną, zobaczy się dziewiątkę z przodu i można zacząć się denerwować. Nie inwestując okrągłych kwot odsuwa się od siebie skłonność do codziennego liczenia ile się zarobiło lub straciło – wyjaśnia Bartosz Pawłowski.

Zaznacza, że ten sposób obrony psychiki inwestora przed nerwami wynikającymi ze zmienności rynków finansowych jest wyjątkowo skuteczny przy systematycznym, długoterminowym inwestowaniu stosunkowo niewielkich kwot.

- Wpłacając 983 zł miesięcznie, po kilku miesiącach klient się trochę pogubi, a jestem przekonany, że w długiej perspektywie i tak zarobi – podkreśla Bartosz Pawłowski.

Na to, że systematyczne wpłacanie mniejszych kwot pozwala wypłaszczyć wahania wycen zwraca też uwagę Grzegorz Pułkotcyki.

Kluczem prostota

Odrębną kwestią jest to, z jakich instrumentów finansowych korzystać. Czy sięgnąć po fundusze inwestycyjne czy otworzyć rachunek maklerski i bezpośrednio handlować na giełdzie? Czy fundusze lub akcje wybierać samodzielnie, korzystać z doradztwa inwestycyjnego, czy też asset managementu? W tradycyjnym wydaniu ten ostatni to jednak usługa dla osób zdecydowanie zamożnych. Instytucja finansowa ustala z nimi indywidualnie zasady, w myśl których zarządza aktywami klientów. Doradztwo to zalecenia, przesyłane klientowi w zależności od tego, do którego z kilku wstępnie wyselekcjonowanych profili inwestycyjnych zostanie zakwalifikowany. To klient podejmuje jednak ostateczną decyzję, czy do tych zaleceń się zastosuje czy nie.

Czasy się zmieniły:
Czasy się zmieniły:
Obecnie nie trzeba się już martwić o dostęp do profesjonalnego doradztwa, które jeszcze kilka lat temu było zarezerwowane dla klientów najbardziej prestiżowych segmentów bankowości prywatnej – twierdzi Grzegorz Pułkotycki, dyrektor inwestycyjny w firmie Starfunds.
Łukasz Głowala

- Choć we wzrostowej fazie rynku samodzielne inwestycje wydają się proste i skuteczne jak przyrządzenie jajecznicy, to jednak zaczynając warto rozważyć skorzystanie z usług doradztwa inwestycyjnego lub asset managementu – uważa Grzegorz Pułkotycki.

Popiera go Kamil Cisowski. Zwraca on uwagę, że szczególnie w przypadku bezpośrednich inwestycji giełdowych nauka inwestowania oznacza często utratę znacznych pieniędzy, nawet jeśli poprzedzone jest to całkiem przyzwoitymi stopami zwrotu na samym początku.

- W przypadku akcji, tradycyjna droga prowadzi od inwestora krótkoterminowego do długoterminowego, jak z przymrużeniem oka określa się zainkasowanie kilku zysków z rzędu, by następnie pozostać na miesiące czy lata z większością oszczędności zamrożoną w jakimś walorze w głębokiej stracie, po jego wcześniejszym kilkukrotnym „uśrednianiu”, czyli zwiększaniu zaangażowania przy coraz niższej cenie – przypomina Kamil Cisowski.

- Skuteczne inwestowanie wcale nie musi się wiązać ze skomplikowanymi strategiami i wykorzystywaniem wyszukanych instrumentów finansowych, których zasad działania nie rozumiemy. Kluczem powinna być prostota i zrozumienie czynników, na jakie nasz portfel jest wyeksponowany. Zarówno tych pozytywnych, jak i tych, które portfelowi mogą potencjalnie wyrządzić szkodę – podsumowuje Grzegorz Pułkotycki.