Po budynku dawnej wytwórni wódek na warszawskiej Pradze kręcą się robotnicy w niebieskich kombinezonach. Za kilka tygodni zastąpić ich mają rzesze start-upowców w modnych, kraciastych koszulach. Tu obok przyszłego Muzeum Polskiej Wódki i prawdopodobnej siedziby Polskiej Agencji Kosmicznej powstaje Campus Warsaw.

Zuchwały plan Google’a w Polsce będzie musiał sprostać wielkim oczekiwaniom: warszawski ośrodek to ledwie jeden z 6 takich na świecie. Jak mówi Rafał Plutecki, doświadczony inwestor, start-upowiec i menedżer, a zarazem szef Campus Warsaw, ten projekt to nie marketingowe świecidełko, wieszane przez bogatą korporację. To też nie lobbingowy środek zmiękczający serca europejskich polityków, śledzących monopolistyczne zapędy giganta. Z pewnością jednak to dobry sposób na podsuwanie funduszowi Google Ventures co lepszych kąsków.
— Campus Warsaw chce wzmocnić i uzupełnić scenę startupową w Polsce. Młodzi przedsiębiorcy nie będą musieli jechać do Kalifornii i tam dzień po dniu wydeptywać sobie ścieżek do inwestorów, mentorów, partnerów biznesowych. Wykorzystując nasze międzynarodowe kontakty, zrobimy Kalifornię na Ząbkowskiej. Jest to też duża szansa dla Warszawy, bo kampus ma być miejscem dla przedsiębiorców nie tylko z Polski, ale z całej Europy Środkowo-Wschodniej. 3,4 zł za przejście przez bramki metra i dojazd na Pragę. Tyle będzie dzielić start-up od dostępu do najwyższej jakości doświadczenia i wiedzy — zapewnia Rafał Plutecki.
Puls jabłka
„Multi-million dollar investment” — tak oficjele z Google’a odpowiadają na pytanie o koszty związane z uruchomieniem praskiego kampusu. „Zero” — tak Rafał Plutecki odpowiada na pytanie o planowane przychody kierowanego przez niego ośrodka. Nawet operator kafejki nie będzie płacił czynszu, byleby nie narzucał wygórowanych marż.
A sądząc po tym, co dzieje się w londyńskim kampusie Google’a, kafeteria to serce tego typu przybytku. Owszem, na samej górze jest taras z widokiem na wieżowce pobliskiego City, ale wszyscy zapaleńcy i tak siedzą na 250 metrach kwadratowych najniższego poziomu. Tam są tania kofeina, skafander kosmonauty, bankomat bitcoinów, laboratorium pełne najnowszej elektroniki, efektowne murale i tablica ogłoszeń (na gwałt potrzeba wszelkiej maści programistów, ale też np. współzałożyciela firmy z „globalnym potencjałem”, którgo szuka zamieszkała w Londynie Polka).
Pierwsze, co rzuca się w oczy po wejściu do kafeterii, to jednak nie sprzęty, ale ludzie. Cichy tłum. Dziesiątki osób w wieku 18-45 lat ze słuchawkami na uszach w skupieniu wpatrują się w jarzące się ekrany, stukając w wytłumione klawiatury. W przytłumionym świetle jeszcze lepiej widać dziesiątki pulsujących jabłuszek na pokrywach laptopów.
— Zapewniamy dużą, darmową przestrzeń do pracy w centrum miasta, ale nie to jest naszym głównym zadaniem — zastrzega Sarah Drinkwater, zarządzająca londyńskim projektem Google’a.
Duch Lehmana
Startupowa cisza co kilka kwadransów przerywana jest na zbiorowe przerwy na kawę i pączka, a przede wszystkim kolejne tury animacji przygotowanych przez zespół kampusu. Wielką popularnością cieszą się spotkania z mentorami od spraw wszelakich — od marketingu przez rekrutację po pisanie biznesplanów.
Tu niebieskie koszulki z napisem „mentor” wkładają nie tylko spece z londyńskiego biura Google’a, ale też np. właściciele dużych firm internetowych czy menedżerowie funduszy inwestujących w młode przedsiębiorstwa. Są osobne programy, na których startupową wiedzę pochłaniać mogą rodzice, zapraszani wraz z dziećmi. Swoich mentorów mają również przedsiębiorcy po pięćdziesiątce. 70 proc. aktywności animują jednak sami przedsiębiorcy.
— Nikt mi wieku nie wypomina. Jestem młoda, dopóki robię coś ciekawego, nowego, czegoś chcę. Generalnie tu wszyscy znają wszystkich, zespoły się poznają,mieszają, łączą. Ja też coś tu wnoszę, w końcu start-up Acadiant z oprogramowaniem księgowym dla małych firm to moja piąta kariera w życiu — mówi Jackie Kestenbaum, Amerykanka, która zaczynała w latach 80. jako dziennikarka m.in. w Bloombergu w Tokio, by później odpowiadać za komunikację marketingową w Lehman Brothers i UBS.
Złoty Anton
Ciepłą posadę bankiera w City porzucił niedawno Anton Gu. Ten niespełna trzydziestolatek z rosyjskimi korzeniami przypomina słowa weteranów Krzemowej Doliny: prawdziwym start-upowcem jesteś dopiero po kilku porażkach.
— Wciąż piwotuję, czasem nie wiem, co robię, zmieniam ideę mojej aplikacji Hitch, wyszukującej i łączącej potencjalnych przyjaciół. Szukam swojej drogi, korzystając z zasobów lokalnej społeczności, bo kampus przyciągnął już innych inwestorów, oferujących w okolicy przestrzenie do wspólnej pracy — mówi Anton, który przeszedł całą ścieżkę zdrowia: od taniej kawy na najniższym poziomie po własne biurka za ledwie kilkaset funtów rocznie. Te są kilka pięter wyżej, w sferze zarządzanej przez TechHub, speca od przestrzeni do wspólnej pracy.
— Jesteśmy partnerem Google’a, mamy miejsca wspólnej pracy na całym świecie. Na naszych open space’ach w Londynie pracują zazwyczaj firmy, które z fazy pomysłu przeszły do fazy egzekucji i pozyskania inwestora — mówi Elizabeth Varley, zarządzająca TechHubem. Potencjału nie brakuje: z darmowego członkostwa w kampusie korzysta 50 tys. osób, a brytyjskie media rozpływają się w zachwycie nad nowymi technologiami na Wyspach, pisząc o start-upach w Londynie per „golden era”.
— Dziennie przewija się niemal tysiąc osób. Wieczorem na naszych przestrzeniach odbywają się prezentacje aplikacji, spotkania z inwestorami, wykłady. Często je współorganizujemy i nigdy nie bierzemy za to złamanego pensa. Takich eventów jest prawie 900 rocznie — mówi Sarah Drinkwater.
Pułapka na sznyt
Rafał Plutecki podgrzewanie, rozkręcanie startupowej wspólnoty zdefiniował jako jedno z głównych zadań warszawskiego kampusu. Wyciągnięcie mikroprzedsiębiorców z kafejek i mieszkań w Warszawie to jedno, drugie to wpajanie im globalnego sznytu, wysyłanie najprężniejszych projektów na szkolenia w świecie. W Londynie było już kilka zespołów start-upowców z Polski, m.in. ZenCard, z którego teamem wiele osób wiąże duże nadzieje — tu, w Polsce. — Skoro grozi nam pułapka średniego dochodu, innowacyjność nie może wyjeżdżać na stałe za granicę. Nad Wisłą muszą powstawać duże, technologiczne firmy sprzedające wysokomarżowe produkty na świecie. Mam marzenie, że to przez nasz kampus przejdzie pierwszy biało-czerwony jednorożec — zastrzega Rafał Plutecki. Jednorożcami (z ang. unicorn) ochrzczono spółki z e-biznesu notujące ponad 1 mld USD przychodu. Google stawia zatem przed Rafałem Pluteckim wyzwanie: wyhodować w dawnej wytwórni wódki jednorożce, by widzieli je nie tylko raczący się bimbrem bywalcy pobliskiego bazaru Różyckiego. © Ⓟ
Twórca Onetu i weterani z Londynu
Dla Google’a otwarcie Campus Warsaw ma być okazją do wielkiego święta, które uświetnić ma obecność prezydenta RP. Jednak codzienne realia kampusu to nie notable, ale prężni przedsiębiorcy. Rafał Plutecki, szef kampusu, zabiera więc na pokład londyński TechHub, który zapewni obsługę przestrzeni wspólnej pracy (w tym wynajem biurek), co robi już w londyńskim i madryckim ośrodku. Społeczność TechHubu działa na całym świecie, a jej członkowie mogą korzystać z lokalizacji w ośmiu miastach na kilku kontynentach. Zapisy do stołecznego TechHubu mają ruszyć lada dzień, pierwsza impreza zapowiedziana jest na 17 listopada. Nieodzownym elementem kampusu są programy edukacyjne dla społeczności. Te rozkręci krakowski fundusz venture capital Innovation Nest, założony m.in. przez Piotra Wilama, twórcę Onetu. Innovation Nest prowadzić będzie program akceleracyjny i spotkania dla start-upów na wczesnym etapie rozwoju, a także zapewniać dostęp do najlepszych mentorów oraz dostarczać wsparcie finansowe typu seed.
OKIEM EKSPERTA
Atak na Berlin
TOMASZ CZECHOWICZ
inwestor, prezes funduszu MCI Management
Inkubator Google’a w Warszawie udał się trochę przez przypadek, amerykańskiej korporacji po prostu ostatnio nieco nie po drodze z Berlinem. Warszawa stoi więc przed dużą szansą — może stać się ośrodkiem konsolidującym i porządkującym scenę start-upową w regionie. Zakładam, że kampus przyciągnie amerykańskie fundusze inwestycyjne, dotychczas nieufnie patrzące na Europę Wschodnią, a mające nadpłynność w sferze inwestycji w technologie. Fundusze takie jak my też będą odbiorcą tej nowej jakości podaży globalnych projektów technologicznych, potrzebujących minimum 2 mln USD inwestycji. Sam Rafał Plutecki, szef kampusu, ma wiedzę i doświadczenie potrzebne do tego, żeby Warszawa w najbliższych latach podgoniła Berlin.
OKIEM EKSPERTA
Hodowla wylęgarni
RAFAŁ AGNIESZCZAK
przedsiębiorca i inwestor internetowy, mieszkaniec Pragi
Jeszcze nikt nie widział warszawskiego kampusu, a już słyszę, że każdy chciałby tam być. Motywacja jednak to niekoniecznie integracja, ale fajna przestrzeń biurowa, gdzie start-upowcy mogą pracować. Pytanie, czy taki jest cel inwestycji Google’a i czy uda się na Pragę przyciągnąć tych, którzy jeszcze nie mają swoich biznesów technologicznych i do kampusu pójdą jako do wylęgarni pomysłów. Jeśli uda się rozwinąć networking w Koneserze, to będzie to silna strona nowego miejsca na mapie. Celem, cennym aktywem kampusu będą przecież nie tylko aktywni start-upowcy, ale też ludzie mający głowy pełne pomysłów, a siedzący obecnie w korporacjach czy redakcjach.
OKIEM EKSPERTA
Konkurencja i oportunizm
KRZYSZTOF KOWALCZYK
partner zarządzający funduszu VC HardGamma Ventures
Miejsc, gdzie start-upowcy mogą zdobyć wiedzę i nawiązać kontakty, jest już w Polsce dużo, chociażby Startup Weekendy. Wciąż otwarte jest pytanie, co dokładnie zaoferuje Google, z którego wsparcia mentorskiego już teraz można korzystać, niezależnie od istnienia kampusu. Pytanie też, czy kampus przyciągnie start-upowcówdziałających dotychczas w mniejszych przestrzeniach co-workingowych i inkubatorach. Jako przedstawiciel branży venture capital kampus postrzegam jako okazję — chętnie popatrzę na dobre spółki stamtąd wychodzące i na udane spotkania branżowe tam się odbywające. Bardzo dobrze, że kampus pozyskał międzynarodowego partnera — TechHub. Pozwoli to budować mosty do społeczności startupowej i VC w Londynie.