Światowy Szczyt Zrównoważonego Rozwoju (według innej wersji ... dla Trwałego Rozwoju) ma dyskutować przez 10 dni o tym, jak podnieść poziom życia w krajach rozwijających się i nie zniszczyć przy tym środowiska naturalnego Ziemi. Do Johannesburga zawitają szefowie blisko 100 państw i rządów, by trudzić się troską o losy świata w rozpoczętym właśnie stuleciu. Spece od marketingu politycznego ukuli więc jeszcze jeden, jakże nacechowany skromnością, termin dla spotkania w RPA — Szczyt Ziemi.
Już sama ta tromtadracka terminologia nie pozostawia złudzeń. W Johannesburgu zostanie ubite bardzo wiele piany, którą szybko rozwieją wiatry historii. Żaden z wielkich problemów cywilizacji nie został dotąd i nie zostanie rozwiązany przez najbardziej nawet płomienne przemówienia. A setka królów, prezydentów i premierów mogłaby sobie wymienić opinie choćby poprzez e-mail. W tym sensie (ale tylko w tym!) antyglobaliści ciskający w polityków cegłówkami mają rację.
Warto jednak poznać sporządzony na potrzeby szczytu raport Banku Światowego o rozwoju globu w najbliższych pięciu dekadach. Dostrzegając bardzo wiele uwarunkowań i zagrożeń, bank wieszczy, że w ciągu 50 lat nastąpi czterokrotny przyrost światowego PKB, a zarazem dojdzie do zmniejszenia dystansu dzielącego kraje najbogatsze od najbiedniejszych. Co do wzrostu gospodarczego — zgoda, chociaż wszelkie liczby są tu bardzo ryzykowne. Dotąd świat rozwijał się szybciej niż przewidywali progności. Pojawiały się zaskakujące impulsy rozwojowe. Kto 30-40 lat temu myślał o rewolucji mikrokomputerowej w końcu XX wieku?
Gorzej z prognozą zmniejszania różnic cywilizacyjnych. Dotąd świat idzie niestety w dokładnie przeciwnym kierunku i nie widać szans na odwrócenie złych trendów. By spełniła się wizja BŚ, musiałoby wkrótce dojść do wstrząsającego przełomu. A rozwój cywilizacji wstrząsów nie lubi. Chyba więc analityków BŚ sparaliżowała polityczna odpowiedzialność. W końcu instytucja odpowiedzialna za spokój na rynkach nie może nagle publicznie ogłosić, że w iluś tam krajach wszystko się wali i połowa ludzkości wraca na drzewa.