Już trzeba myśleć o Parlamencie Europejskim

Bogdan Góralczyk
opublikowano: 1999-07-09 00:00

Bogdan Góralczyk: już trzeba myśleć o Parlamencie Europejskim

FUNKCJE KONTROLNE: Chociaż Parlament Europejski nie ma kompetencji ustawodawczych, jego rola systematycznie rośnie — stwierdza Bogdan Góralczyk. fot. Małgorzata Pstrągowska

Niedawne wybory do Parlamentu Europejskiego przeszły w Polsce bez większego echa. Skomentowano jedynie tyle, że „lewica przegrała”. To stanowczo za mało. Jeśli bowiem wszystko pójdzie zgodnie z przewidywaniami i ustalanymi harmonogramami, to za cztery lata sami będziemy wybierać parlamentarzystów w wymiarze ogólnoeuropejskim, a nie tylko krajowym, do czego już przywykliśmy.

NIE WIEMY JESZCZE, ilu posłów desygnujemy, bowiem kwestia członkostwa w Parlamencie Europejskim jest jednym z problemów do rozwiązania w ramach koniecznych reform instytucjonalnych Unii Europejskiej, poprzedzających jej rozszerzenie. Bez tej reformy rzeczywiście grozi paraliż. Parlament Europejski w 1993 r. przyjął rezolucję, zgodnie z którą liczba jego posłów nie powinna przekroczyć 700. Tymczasem już obecnie zasiada w nim 626 osób. Jeśliby przyjąć klucz, który obowiązuje obecnie, to tylko Polsce, z racji jej rozmiarów, należałoby przyznać od 64 (tyle ma Hiszpania) do 87 (tyle mają Włochy, Francja i Wielka Brytania) miejsc. A przecież oprócz nas, negocjacje z UE prowadzi jeszcze pięć innych państw.

A ZATEM dopiero po reformie instytucjonalnej Unii okaże się, ilu przedstawicieli skierujemy do Strasburga oraz czy będzie Polsce przysługiwał własny personel w Luksemburgu, gdzie mieści się Sekretariat Generalny Parlamentu Europejskiego. Wydaje się jednak, że ani nasza klasa polityczna, ani społeczeństwo nie zdają sobie jeszcze sprawy z szans i wyzwań z tym związanych. Jeśli myślimy o integracji poważnie — a tak przecież mówimy i deklarujemy — to już dzisiaj należałoby rozpocząć przygotowania kadr do pełnienia nowych, europejskich ról. Tymczasem nie widać, by cokolwiek w tym względzie robiono. Nadal śpimy, w chwilach przebudzenia zdobywając się na frazesy: „chcemy do Europy”.

OBYWATELSTWO europejskie to zupełnie inne wyzwania i umiejętności, niż przynależność narodowa. Trzeba mieć świadomość i wiedzę, co oznacza aquis communautaire — a więc dorobek prawny, wypracowany podczas całej europejskiej integracji — a przy tym myśleć kategoriami szerszymi niż interesy własnego zaścianka. Tu już nie chodzi o znany podział na euroentuzjastów i eurosceptyków, bowiem trzeba przesunąć płaszczyznę rozważań i dokonać nowego podziału: na euroznawców i euroignorantów. Potrzeba nam coraz więcej — i to w bardzo szybkim tempie — znawców i bywalców, ze swobodą poruszających się po europejskich instytucjach, strukturach i przepisach. A takich trzeba przygotować. To długi i żmudny proces.

POZORNIE wyłania się zadanie tylko dla elit, bo, zgodnie z wypracowaną praktyką — wybory do Parlamentu Europejskiego w poszczególnych państwach odbywają się na takich samych zasadach jak do parlamentów krajowych (przy czym posłowanie krajowe i europejskie można dublować). W pierwszym rzędzie chodzi więc o to, by partie polityczne na czas przygotowały we własnych szeregach ludzi, którzy będą w stanie należycie je reprezentować w europejskich gremiach. Ale w nie mniejszym stopniu ważne jest przygotowanie społeczeństwa, by miało świadomość, że głosując, wysyła daną osobę „do Europy”.

JEŚLI NIE POCZYNIMY takich przygotowań, to grozi nam najpierw niska frekwencja w wyborach, a potem także słaba jakość reprezentantów, którzy pojadą do Strasburga, Luksemburga i Brukseli. Ze wszech miar nie byłoby to dla Polski wskazane jako dla państwa pretendującego do miana nowego Europejczyka.

Bogdan Góralczyk jest publicystą i wykładowcą, pracownikiem naukowym Centrum Europejskiego Uniwersytetu Warszawskiego