Marian Owerko, współzałożyciel Bakallandu oraz inwestor zaangażowany w rozwój funduszu bValue, inwestującego w technologiczne projekty, podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach powiedział wprost: ludzie, którzy dysponują w Polsce dużym, prywatnym kapitałem, rozkręcali swoje firmy w latach 90-tych, a obecnie dzienne przychody z ich biznesów są znacznie większe niż te, które start-upy wypracowują w kilka lat. Trudno jest więc przekonać ich do inwestowania w młode firmy, którym oprócz pieniędzy dodatkowo potrzebne jest menedżerskie i mentoringowe wsparcie.

W Polsce, jak wynika ze „Złotej księgi venture capital”, opracowanej przez fundację Startup Poland, aż 81 proc. transakcji w tym sektorze odbywa się z udziałem pieniędzy publicznych. O realizacji inwestycji typu venture capital (vc) oficjalnie informuje natomiast 85 podmiotów. Autorzy raportu naliczyli w sumie 700 spółek, w które zainwestowały te fundusze w ciągu minionych dziesięciu lat. Inwestycyjne zastrzyki, do otrzymania których przyznają się start-upy, najczęściej nie przekraczają 500 tys. zł i są przyznawane na najwcześniejszym etapie ich rozwoju, czyli w tzw. rundzie seed. Aktywność rynku, w porównaniu z Europą Zachodnią czy Doliną Krzemową, jest więc skromna.
— Bez pieniędzy pochodzących z Krajowego Funduszu Kapitałowego, Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości i Narodowego Centrum Badań i Rozwoju krajowy rynek vc by nie istniał. Publiczne pieniądze są u nas bodźcem do inwestowania, a system wsparcia działa na podobnej zasadzie, jak kredyty mieszkaniowe dla młodych małżeństw — dodał Marian Owerko,
przyznając, że fundusz, w który sam jest zaangażowany, także sięga po publiczne pieniądze. Maciej Gnutek, reprezentujący Innovation Nest, zaznaczył, że przed pojawieniem się publicznegokapitału dla venture capital w firmy technologiczne na polskim rynku inwestowały już fundusze Giza czy MCI. Sektor ten ukształtowałby się więc samodzielnie, ale działałby na mniejszą skalę niż obecnie.
— Rynek nie lubi próżni i szybko ją wypełnia — dodał Maciej Gnutek. Inwestorów prywatnych do aktywizacji w sektorze vc nie zachęca też kondycja sektora start-upwego, w którym przykładów dużych sukcesów rynkowych wciąż mamy niewiele.
— Działamy na Śląsku, gdzie przeważa tradycyjny biznes, ale dostęp do prywatnego kapitału jest duży. My również zastanawiamy się, co zrobić, by zaczął on trafiać na rozwój startupowo. Jednak inwestorzy prywatni oczekują argumentów w postaci przykładów udanych „exit’ów”, czyli korzystnych wyjść z inwestycji, a startupowe projekty są dopiero w fazie rozwoju i niemogą jeszcze liczyć na kolejne,
bardziej pokaźne rundy finansowania. Inwestorzy woleliby też finansować projekty z obszarów, na których sami dobrze się znają, w tym kontekście trudno ich przekonać do atrakcyjności nowatorskich rozwiązań technologicznych — powiedział Michał Chojkowski, prezes Akceleratora Technologicznego Gliwice. Niestety dostęp do bardzo dużych pieniędzy z programów publicznych nie rozwiązuje najistotniejszego problemu, o którym mówi się na rynku coraz głośniej — niedoboru dobrych projektów technologicznych. Fundusze vc, zobligowane do rozdysponowania pieniędzy, które otrzymały, inwestują w to, co jest dostępne. Nie jest to argument, który przekona anioły biznesu i prywatnych inwestorów do włożenia w biznes pokaźnych sum. Między innymi z tego powodu w kraju świeci pustkami obszar „pozaseedowych” rund inwestowania.