Każdy zna się na wszystkim

Jarosław Augustynowicz
opublikowano: 2002-06-17 00:00

Jak donosi Jan Długosz, za Jagiellonów wszyscy w Koronie znali się na medycynie. Od dwóch lat wszyscy znamy się na skokach narciarskich. Złotych receptur na odrodzenie się polskiej piłki nożnej jest przynajmniej tyle, ilu kibiców, czyli na oko jakieś 40 milionów. Pod koniec czerwca okaże się, że wiedza na temat prowadzenia polityki monetarnej również trafiła pod strzechy, czego objawieniem będzie planowana demonstracja OPZZ.

Spór między rządem, realizującym politykę gospodarczą, a władzami monetarnymi jest tak stary, jak te instytucje. Kilku mądrych ludzi zauważyło, że skupienie tych dwóch funkcji w jednym ośrodku decyzyjnym nigdy nie wychodziło na dobre. W starożytności psuli pieniądz cesarze rzymscy, co chętnie naśladowali władcy ery nowożytnej. Okazuje się, że trudno się pozbyć tego przyzwyczajenia. Odnosząc się do teraźniejszości można powiedzieć, że koncepcja uniezależnienia podziału władzy zakładała, że Leszek Miller będzie forsował budżety bez deficytu i przeprowadzał reformy strukturalne, natomiast Leszek Balcerowicz będzie przekonywał RPP do zasadności obniżek stóp procentowych. Rezultat miał być taki, że ludzie i politycy będą żyć w bogactwie długo i szczęśliwe.

Tymczasem rząd chce, żeby było łatwo bez wysiłku z jego strony, a według niego RPP nadal trzyma w dłoni marchewkę, a kija używa w innym, niż przysłowiowy, celu. Prezes węgierskiego banku centralnego wyliczył, że wejście do strefy euro oznacza dla kraju dodatkowy wzrost PKB o 1 proc. Podobny cel stawia sobie Leszek Balcerowicz, niespecjalnie oglądając się na rząd. Pamiętając, że stopy spadły w ciągu roku o ponad 50 proc., trzeba spojrzeć na cherlawy PKB. Leszek Miller chce, żeby było lepiej już za pół roku, drugi Leszek dodaje, że na pół roku. Czy rzeczywiście Marek Belka jest przekonany do ręcznego sterowania kursem walutowym i politycznego wpływu na poziom stóp? Wątpię. Jego szef z godną podziwu szczerością na pytania, jak to będzie ze zmianami ustawowymi dotyczącymi RPP, odpowiedział, że jeśli miałyby one zaistnieć, to już dawno by się to stało. Nie przeszkadza to jednak napuszczać związkowców na dyżurnego wroga publicznego, który nie chce, żeby było dobrze.

Wszystko więc wskazuje na to, że „show must go on” i przedstawienie nie skończy się prędko. Gorzej będzie to wyglądało, jeśli działania rządu ograniczą się do odgrywania scen. Na razie gospodarka się zwija, a niezadowolony Polak, chociażby z przekory, na znak sprzeciwu, odda się pod władanie innego trybuna ludowego, który na razie rozsypuje zboże.