Co ma Ajaks, Homerowy bohater spod Troi, do problemów ewidencji rolniczej w krajach Unii? Skąd zbieżność nazw? Przypadek czy też może cichy hołd, składany naszej wspólnej europejskiej przeszłości także poprzez imiona instytucji?
Oczywiście powinniśmy wiedzieć, że tak naprawdę chodzi o IACS, czyli o Integrated Administration and Control System — Zintegrowany System Administracji i Kontroli. Ale skrót polskiej nazwy (ZSAiK) byłby i trudny w wymowie nawet dla Polaka. Pozostajemy zatem przy skrócie angielskim oraz jego angielskiej wymowie. Często stosuje się ją w mediach: „I” wymawia się, a czasem pisze się, jako „Aj”. Tym sposobem powstało nawiązanie do imienia mitycznego herosa — co prawda w jego formie łacińskiej; po grecku bowiem brzmi ono Ajas.
Jeden, zwany często Mniejszym, pochodził z kraju Lokrów w Grecji środkowej. Późniejsze mity opowiadały, że naraził się bogom po zdobyciu Troi postępowaniem wobec Kasandry, toteż zginął podczas powrotu na morzu z ręki Ateny lub Posejdona. Drugi, Ajas Wielki, władca Salaminy, odwagą w boju i czynami ustępował tylko Achillesowi. Słusznie więc uważał, że po śmierci Achillesa jemu dostanie się wspaniała zbroja tego herosa. Wodzowie wszakże przyznali ją Odyseuszowi. Głęboko urażony wyrokiem wpadł w obłęd. W nocy wyrżnął stado bydła w przekonaniu, że zabija greckich wodzów; gdy wrócił do zmysłów, popełnił samobójstwo. Zachowała się tragedia Sofoklesa przedstawiająca właśnie te wydarzenia. Gdyby uznać, że właśnie ten Ajaks miałby u nas patronować programowi rolnemu „Ajax”, źle by to wróżyło. Na szczęście, powtórzmy, zbieżność nazw wynika tylko z wymowy „i”.
Ale właśnie: sprawa wymowy — pozornie drobna i nieco zabawna — ma wymiar szerszy, jest znamienna i pouczająca. Wyrazy angielskiego pochodzenia pojawiają się wręcz masowo we wszystkich dziedzinach życia; niekiedy towarzyszy temu przyjmowanie także ich angielskiej wymowy. Dzieje się to żywiołowo, z akceptacją społeczeństwa, zwłaszcza młodzieży. Trochę w tym swoistego snobizmu. Po prostu wypada „anglizować”. Jak niegdyś wypadało znać francuski i tym się popisywać. Zjawisko zapożyczeń językowych, nawet w skali masowej, jest całkowicie naturalne i zrozumiałe, powtarza się w każdej epoce i kraju, w każdej cywilizacji: razem z pewnymi nowościami nauki, kultury, techniki przyjmuje się też ich obce nazwy.
Taki wpływ wywierała u nas łacina, ale też czeski, niemiecki, francuski. Można zapożyczeniom jakoś stawiać opór, ale w granicach zdrowego rozsądku, np. proponując udatne spolszczenia. Byle nie takie, jakie niegdyś przedstawił pewien lekarz, purysta językowy. Oto próbka: „Tniacz tnie w chorni”. Co znaczy: „Chirurg operuje w szpitalu”. Wszelkie administracyjne, ustawowe, nakazy i zakazy są z góry skazane na niepowodzenie, a mogą nawet mieć skutki przeciwne zamierzonym — choćby z powodu wrodzonej ludzkiej przekory.
Dochodzi wszakże niekiedy do sytuacji wręcz śmiesznych. Na przykład, gdy z powodu czy to ignoracji, czy wspomnianego snobizmu stosuje się angielską wymowę do wyrazów od wieków zadomowionych w polszczyźnie. Nike to naprawdę nie Najki, a Titus to nie Tajtus. A już i takie formy się słyszy...
I jeszcze jeden aspekt sprawy nowej fali wpływów językowych. Zwróćmy uwagę, że w przytoczonej powyżej pełnej angielskiej nazwie „Ajaxu” wszystkie wyrazy są w istocie pochodzenia łacińskiego, jeden greckiego. I podobnie rzecz się przedstawia w bezliku innych określeń, nazw, terminów w tym języku. Mało kto zdaje sobie sprawę, jak bardzo przepojony mową Rzymian jest właśnie angielski. Oto ilustracja pierwsza z brzegu — najzwyklejsze, w każdej rozmowie wciąż powtarzane „sure” (pewnie, na pewno). Kto zdaje sobie sprawę, że to przekształcone francuskie „secure”, które znów jest skróconą formą łacińskiego „sine cura” — bez troski, spokojnie? Wyrzucona z naszych szkół łacina powraca sobie spokojnie, chyłkiem, niepostrzeżenie poprzez angielski.
Jak każdy język, tak i nasz ulega przeobrażeniom: w wymowie, słownictwie, gramatyce. Pod koniec XXI wieku — przy takim tempie zmian — będzie wyraźnie różny od jego kształtu obecnego. Jedno jest wszakże pewne: znajdzie się w nim znacznie więcej wyrazów łacińskich, przejętych skutkiem rozwoju nauki i dzięki zapożyczeniom z angielskiego. Dlatego też aktualne jest przykazanie: „Disce, puer, latine!”. To najlepsza przepustka językowa do Europy, podobnie jak znajomość mitologii. Co unaocznia przypadek „Ajaxu”.
