Pojawiają się głosy, że Bruksela zamknęła nasze stocznie. Nic bardziej błędnego — stocznie zamknęliśmy sami, przez nieudolne zarządzanie. Majątku nie będą wyprzedawać prężne firmy, podbijające europejskie i światowe rynki, tylko molochy utrzymujące się przy życiu dzięki budżetowej kroplówce. Można oczywiście powiedzieć, że to tysiące miejsc pracy i trzeba je ratować. Tylko że nikt nie ratuje tysięcy miejsc pracy w mniejszych i prywatnych firmach. Gdy sklepik osiedlowy pada, nie może liczyć na pomoc publiczną, nawet jeśli takich sklepików (warsztatów, punktów usługowych — niepotrzebne skreślić) są tysiące. A można iść o zakład, że owe setki milionów złotych wpompowane w stocznie zostały wykorzystane znacznie lepiej w owych osiedlowych sklepikach.
W gospodarce wolnorynkowej obowiązuje zasada Legii Cudzoziemskiej: kto nie
maszeruje, ten ginie. A stoczniowcy już nie maszerują, jeśli oczywiście wyłączyć
kolejne demonstracje. To nawet nie jest ich wina, że uwierzyli w obietnice
kolejnych ekip. Czas obietnic kiedyś musi się skończyć. Trzeba przyjąć do
wiadomości, że nie wszystkie się spełniają i zacząć od nowa. Tak jak to robi
większość właścicieli upadłych osiedlowych sklepików.