Od pierwszych chwil oficjalnej kampanii wyborczej pozostaje oczywiste, że o prezydenturze rozstrzygnie druga tura z udziałem Bronisława Komorowskiego i Jarosława Kaczyńskiego. Pierwsza będzie tylko przedbiegiem. Dlatego trzeba przypomnieć, że decydujące głosowanie odbędzie się 4 lipca, czyli w terminie niespotykanym w całej historii polskich wyborów. Dzisiaj trudno powiedzieć, jak zareaguje młody elektorat — czy w ogóle zechce mu się zabierać na wakacje zaświadczenia o prawie do głosowania w dowolnej miejscowości.
Przyszedł mi do głowy pomysł całkiem abstrakcyjny, ale bardzo pożyteczny dla
Polski. Otóż zamarzyło mi się, że wszyscy kandydaci, poza dwójką potentatów,
wykorzystaliby swój czas telewizyjny, wypełniliby polityczne zobowiązania wobec
własnych partii, pokazaniem się na ekranie zaleczyliby osobiste kompleksy — i w
piątek 18 czerwca wieczorem hurtem by zrezygnowali. Na kartkach wyborczych ich
nazwiska by zostały, tyle że nieaktywne, a pierwsza tura od razu stałaby się
drugą. Oprócz wielkiej zasługi dla Polski, każdy mógłby się przez lata szczycić,
że w prezydenckim wyścigu zdobył brązowy medal.