Nie ma ucieczki przed ESG. Taką tezę podczas XXIII konferencji Rynku Kapitałowego w Bukowinie Tatrzańskiej postawił Rafał Mikusiński, zastępca przewodniczącego Komisji Nadzoru Finansowego.
- Nie tylko dlatego, że w Brukseli wymyślono lepsze lub gorsze przepisy w tym zakresie. Przyszli klienci, przyszłe pokolenia są po prostu zainteresowane tym tematem. One chcą żyć w świecie zrównoważonym pod różnymi względami. Dla nich zyski materialne mogą być równie ważne, jak środowisko i kwestie społeczne. I do tego wasze firmy i wy sami, my jako nadzór także, musimy się przystosować. Dlaczego o tym mówię? Przyszłe pokolenia to przyszli wasi klienci. Przyszli klienci zarówno funduszy inwestycyjnych, jak i domów maklerskich. Bez nich nie można mówić o rozwoju rynku kapitałowego. Bez nowych klientów żaden wasz biznes nie będzie się rozwijał – tłumaczył zebranym przedstawicielom instytucji finansowych Rafał Mikusiński.
- Jeżeli się zapyta studentów, co to jest ESG, to okazuje się, że 90 proc. z nich nie wie. Ale jak się zapyta, czy ma dla nich znaczenie ślad węglowy konkretnego warzywa, albo podróży pociągiem lub samochodem nad morze, to okazuje się, że ma to dla nich znaczenie – zwróciła uwagę dr Katarzyna Niewińska, adiunkt w katedrze systemów finansowych gospodarki wydziału zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Jej zdaniem instytucje finansowe powinny się zastanowić nad tym, jak komunikować się z najmłodszym pokoleniem. Powinny też zainwestować w komunikację edukacyjną. Uczulała, że media, z jakich korzysta pokolenie Z (urodzeni w 1995 r. i później) to TikTok i YouTube. Podobny wniosek przedstawiła zresztą Małgorzata Rusewicz, prezes Izby Zarządzających Funduszami i Aktywami oraz Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. Ta ostatnia organizacja przygotowuje projekt edukacyjny dla młodego pokolenia. W związku z tym badała wiedzę ekonomiczną młodych ludzi, a także to, jak do nich dotrzeć.
- Po pierwsze oczekują krótkiego przekazu. Takiego, jaki będą mogli odsłuchać np. na TikToku. Wyłącznie TikTok i YouTube to media, do których zaglądają i z których chcą czerpać wiedzę – relacjonowała wyniki badania Małgorzata Rusewicz.
Co można, a czego nie można
Małgorzata Rusewicz bez ogródek przyznała jednak, że sposób komunikacji branży, którą reprezentuje, pozostawia wiele do życzenia.
- Dzisiejszy przekaz nawet do mnie nie dociera. Jak otwieram strony internetowe niektórych funduszy, to nie chce mi się czytać tego, co tam jest napisane. A nie jestem niestety z pokolenia Z, więc kiedy ci młodzi ludzie otwierają te strony, to tym bardziej nie chce im się tego czytać. Musimy zmienić swój język. Problem w tym, że trochę jesteśmy ograniczeni regulacjami – mówiła Małgorzata Rusewicz.
- Idziemy w takim kierunku, że osoba z instytucji finansowej zanim cokolwiek powie, to będzie musiała przez 15 minut przepraszać, że zajmuje się zarządzaniem aktywami. Potem ewentualnie będzie coś mogła powiedzieć – wskazywał problem Robert Stanilewicz, reprezentujący Analizy Online.

Rafał Mikusiński zwracał uwagę, ze wiele regulacji to nie lokalne wymysły, ale coś, co przychodzi z Brukseli. Jego zdaniem jest to swoista cena za inne korzyści płynące z członkostwa w Unii Europejskiej.
- Regulacji nie zmienimy, ale myślę, że mamy miejsce na zmianę interpretacji i wymogów z nich wynikających – uważa Marcin Wlazło, dyrektor biura maklerskiego Banku Pekao.
- Nie nawołuję do tego, żeby na stronach internetowych biur maklerskich robić coś, co jest niezgodne z regulacjami. Można jednak zrobić coś, co jest atrakcyjne do czytania. Te strony mają bardzo dużo tekstu, a bardzo mało grafik i wykresów. Można mówić, że nie uda się z YouTubem i można tego nie robić. Ale można spróbować – zachęcała Katarzyna Niewińska.
Technologia pozostawia wiele do życzenia
Katarzyna Niewińska zakwestionowała jakość przynajmniej niektórych systemów informatycznych, jakimi dysponuje sektor finansowy. Stwierdziła, że nie dziwi się, iż studenci przychodzący na zajęcia z giełdowej gry symulacyjnej traktują je jako karę.
- Ta giełdowa gra symulacyjna wygląda tak samo, jak wyglądała, gdy byłam w liceum albo nawet wcześniej. Studenci uczą się na tym inwestować i o dziwo są nawet zaciekawieni – mówiła adiunkt wydziału zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Dodała, że z prowadzonych przez nią ankiet wynika, że około 16 proc. uczestników zajęć posiada rachunki w biurach maklerskich. Z rozmów z nimi wynika, że od rodziców czerpią wiedzę o atrakcyjności poszczególnych biur maklerskich. Gdy jednak założą rachunki u takich poleconych brokerów, to czują się rozczarowani funkcjonalnością rachunków.
Na aspekt technologiczny zwrócił też uwagę Wojciech Sieńczyk, dyrektor biura maklerskiego w Santander Bank Polska. Wspominał swoją pracę za granicą w bankowości prywatnej. Przy tej okazji zwrócił uwagę, że młodzi ludzie nie tylko się z czasem dorabiają, ale bywają też sukcesorami pokaźnych majątków. I nie chcą już słyszeć o tradycyjnych relacjach z instytucjami finansowymi.
Obywatele tańszego świata
Jarosław Dominiak, prezes Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych, przypomniał, że z badań prowadzonych przez jego organizację wynika, iż ponad 30 proc. najmłodszych inwestorów deklaruje brak jakiejkolwiek ekspozycji na polski rynek.
- Oni są obywatelami świata i chcą mieć tego typu aktywa – stwierdził Jarosław Dominiak.
Podkreślał, że wojna za wschodnią granicą wpłynęła na wzrost zainteresowania inwestycjami zagranicznymi w starszym pokoleniu inwestorów. Młodzi zwracają zaś uwagę, że za granicą jest łatwiej i taniej. Nie trafiają do nich argumenty, że infrastruktura rynku regulowanego musi kosztować, żeby dało się zapobiegać oszustwom. W kontrze przytaczają bowiem przykłady GetBacku oraz wielu spółek z NewConnect.
- My się po prostu musimy nauczyć zarabiać w inny sposób – podkreślił Filip Kaczmarzyk, członek zarządu ds. tradingu w XTB.
XTB jako pierwszy krajowy dom maklerski zaoferowało handel bezprowizyjny akcjami i ETF do 100 tys. EUR miesięcznie.
- Nie wymyśliliśmy tego. W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje to od kilku lat – zaznaczył Filip Kaczmarzyk, wskazując jednocześnie kilka źródeł dochodu dla firm inwestycyjnych oferujących handel bezprowizyjny.
Cen usług na polskim rynku kapitałowym starał się bronić Przemysław Gerschmann, doradca zarządu Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie.
- Koszty związane z obrotem kryptowalutami i NFT są horrendalnie wysokie. Gdy kupowałem obrazki na aukcji OpenSea, to płaciłem 5 proc. od zakupu i 5 proc. od sprzedaży, co jest ogromnym kosztem w porównaniu do prowizji, jakie pobiera branża finansowa – zaznaczał Przemysław Gerschmann.
Temat kryptoaktywów wracał przy różnych okazjach. Najczęściej w kontekście nadmiernego ryzyka, jakie podejmują młodzi ludzie na rynku zupełnie nieregulowanym.
- Wiele osób zaczyna przygodę z inwestowaniem przez rynek kryptoaktywów. To nie jest dobra sytuacja, że tak ryzykowne aktywa w tak nieuregulowanym świecie tak bardzo przyciągają młodych ludzi. To trudna lekcja dla rynków kapitałowych, że mimo iż łatwiej było w ostatnim czasie stracić niż zarobić na rynku cyfrowych kryptoaktywów, to popularność tego rynku się utrzymuje – mówił wiceszef KNF.
- Młodzi ludzie mają większy apetyt na ryzyko. Tak było zawsze – podkreślała Katarzyna Niewińska.