A jak ta letnia hossa wyglądała na innych giełdach? W USA indeks S&P 500 zyskał od końca czerwca około dziewięć procent, XETRA DAX w Niemczech blisko piętnaście procent (więcej niż S&P 500, bo zanurkował po referendum w Wlk. Brytanii). A co działo się na rynkach rozwijających się? Shanghai Composite wzrósł około siedem procent, brazylijska BOVESPA około piętnaście procent, prawie nic nie zyskały rosyjski RTS i turecki Borsa Istanbul 100 (z oczywistych powodów).
A jak na tym tle wyglądały inne rynki? Nijako. W miesiącach wakacyjnych ceny ropy i złota zmieniły się nieznacznie. Przy czym dla ropy fatalny był lipiec, a dla złota słaby był sierpień. Cena złota może utworzyć podwójny szczyt (jeśli przełamie poziom 1.315 $) lub nadal utrzymać się w trendzie bocznym 1.315 – 1.375 $. Ropa nadal przebywa w szerokim trendzie bocznym 40-50 $, a miedź zdążą ku minimom z ostatnich lat.
Waluty? W lipcu i sierpniu euro zyskiwało w stosunku do dolara. Dla złotego wakacje były korzystne, chociaż najmniej korzystne w stosunku do euro. Bardzo pomogła naszej walucie konferencja kancelarii Prezydenta RP z Adamem Glapińskim, prezesem NBP, w sprawie rozwiązania problemu kredytów frankowych. Przypominam jednak, że nie było oceny tej propozycji przez Nowogrodzką, czyli przez polityków PiS. Jeśli politykom w Sejmie to rozwiązanie się nie spodoba to za chwilę może się okazać, że warunki postawione bankom niewiele się różnią od wcześniejszych propozycji, a to zaszkodziłoby złotemu.
Groźny pomruk wyszedł z usta analityków agencji ratingowej Moody’s, którzy w minionym tygodniu w wywiadzie dla Bloomberga powiedzieli, że eskalacja konfliktu wokół Trybunału Konstytucyjnego grozi osłabieniem inwestycji i jest negatywna dla wiarygodności kredytowej Polski. Przypominam, że Moody’s 9 września opublikuje nową ocenę ratingową dla polskiego długu. Jeśli rating obniży to złotych chwilowo ucierpi.
Dlaczego był to na rynkach globalnych słaby okres dla dolara? Najwyraźniej gracze zakładali, że Fed nie podniesie w tym roku stóp procentowych. Byłoby to jednak dosyć dziwne. Na sympozjum Fed w Jackson Hole 26. sierpnia wystąpiła Janet Yellen. Bardzo często na tym właśnie sympozjum Fed pokazuje ścieżkę, jaką będzie się poruszał. Tak się też stało w tym przypadku.
Problem z Brexitem jest odłożony o kilka lat, rynek pracy w USA wygląda na bardzo mocny, cena ropy trzyma się blisko 50 $, co może stopniowo zwiększać inflację, a na rynku akcji panuje niebezpieczna niefrasobliwość (profesor Marek Belka mówi nawet o bańce spekulacyjnej). To powinno skłaniać do podwyżki stóp.
I rzeczywiście Janet Yellen powiedziała prawie to, co ja napisałem. Nie mogła tylko mówić o przesadzie na rynku akcji i o tym, że odłożenie Brexitu o 2-3 lata to cała wieczność dla gospodarki. Powiedziała po prostu, że przesłanki do podwyżki stóp procentowych uległy umocnieniu, z czego można było wysnuć wniosek, że Fed będzie chciał je w tym roku podnieść. Powiedziała jednak też, że długoterminowe ryzyka mogą zmusić Fed do wejścia w całkiem nowy świat polityki monetarnej (helicopter money?) i do powtórnego rozpoczęcia programu skupu obligacji.
Dziwnie inaczej brzmiał Stanley Fischer, wiceszef Fed w wywiadzie dla telewizji CNBC. Zapytany, czy rynek powinien przygotować się na podwyżkę we wrześniu i kolejną przed końcem roku odpowiedział „tak, na oba wasze pytania”. Taki scenariusz wydaje się być nieprawdopodobny.
Co z tego można było zrozumieć? To, że najprawdopodobniej stopy w tym roku wzrosną. Teoretycznie nie wiadomo, czy już we wrześniu, ale czy Fed podnosiłby stopy tuż przed wyborami prezydenckimi (8.11)? Bardzo wątpliwe. Tak więc stopy wzrosną według mnie we wrześniu lub nie w tym roku, a potem wszystko będzie zależało od zmaterializowania się tych ryzyk, które miała na myśli Yellen, a których nie nazwała (wybór Donalda Trumpa na prezydenta?).
A co zrobić w wypowiedzią Fishera? Być może Fed chce wymusić korektę na rynku akcji zdając sobie sprawę z tego, że to, co się tam dzieje jest wysoce niepokojące. Coraz więcej jest komentarzy mówiących o tym, że to komputery odpowiadają za takie, a nie inne zachowanie rynku akcji. Tajemnicą poliszynela jest to, że więcej niż 70% obrotu na Wall Street robią właśnie komputery, a ich programy od wielu tygodni wytrenowane jest na realizowanie strategii pt. „kupuj spadki”. Skoro tak to kupują. I niewiele mają do powiedzenia ludzie.
Nie bardzo wiadomo, co musiałoby się wydarzyć, żeby to „przekonanie” komputerów zmieniło się. Bo gdyby się zmieniło to rozpoczęłaby się prawdziwa korekta. Kluczowy jest tym razem DJIA. Gdyby przełamał poziom 18.250 pkt. to wyrysowałby podwójni szczyt generując mocny sygnał sprzedaży. Przed wyborami prezydenckimi i w sytuacji, kiedy Goldman Sachs, City i JP Morgan każą sprzedawać taki scenariusz staje się coraz bardziej prawdopodobny.
Jeśli rzeczywiście rozpocznie się jesienna korekta na rynkach globalnych to i GPW ona nie ominie, mimo że WIG20 nie bardzo ma co korygować. Za to MWIG40 ma sporo miejsca na korektę. Należałoby mieć przed wyborami w USA rękę na spuście. I spoglądać na wyniki sondaży (np. tutaj: http://www.realclearpolitics.com/epolls/2016/president/us/general_election_trump_vs_clinton-5491.html ) pamiętając, że ludzie kłamią, a Trump ma z pewnością wyższe poparcie…
