Częścią układu sił było osłabienie dolara i umocnienie euro, co pomagało rynkom europejskim. Efektem były rzadko ostatnio oglądane zmiany procentowe indeksów na Wall Street, gdzie DJIA skończył tydzień lepiej od Nasdaqa Composite. W istocie, DJIA wzrósł w skali tygodnia o 1,59 procent, gdy Nasdaq Composite zyskał ledwie 0,25 procent. Jak zawsze w takich wypadkach, S&P500 zmieścił się w środku stawki i wzrósł o 0,87 procent. Uwagę rynku przyciągnęła zwyżka indeksu Russell 2000 złożonego z koszyka spółek o małej kapitalizacji, który wzrósł o przeszło 5 procent, co przekłada się na jeden z najlepszych tygodni indeksu od miesięcy. W przypadku rynków europejskich wzrostowi francuskiego CAC o 0,68 procent towarzyszyła zwyżka niemieckiego DAX-a o 1,48 procent. Zmiany procentowe poszczególnych indeksów mogą rysować nieco błędy obraz awersji do ryzyka – spadek Nasdaqa Composite przy zwyżce DJIA - ale w największym stopniu były pochodną odpowiedzi graczy na odczyty amerykańskiej inflacji CPI, który przełożyła się na powrót wycen scenariusza miękkiego lądowania w USA i wzrost prawdopodobieństwa wycen początku nowego cyklu w polityce monetarnej amerykańskiego banku centralnego.
Zatrzymując się przez chwilę na rotacji kapitałów w stronę spółek najbardziej wrażliwych na lokalne zmienne – stąd zwyżka Russella 2000 – i realizacji zysków na akcjach technologicznych gigantów, warto odnotować dość kruche podstawy eksplozji zainteresowania spółkami o małej kapitalizacji. Korekty w portfelach zdominowanych przez kilka spółek technologicznych są zrozumiałe i wręcz wydawały się koniecznością, jednak trudno zapomnieć, iż Fed będzie obniżał cenę kredytu nie tylko dlatego, że inflacja na to pozwala – tu ciągle jest dużo wątpliwości, co widać było w ostatnich wystąpieniach prezesa Rezerwy Federalnej – ale w kontekście ryzyka spowolnienia gospodarczego. Paradoks polega na tym, że spółki technologiczne – zwłaszcza duże – mają większe pole do kontynuacji wzrostu zysków niezależnie od kondycji gospodarki, gdy spółki małe i generalnie cykliczne będą operowały w kontekście ryzyka słabszego wzrostu gospodarczego i słabszej kondycji rynku pracy, o który będzie chciał walczyć amerykański bank centralny. Scenariuszem optymalnym, w który mierzy Fed, jest miękkie lądowanie, a więc sprowadzenie inflacji do celu bez pchnięcia gospodarki w recesję, co w przeszłości udawało się jednak bardzo rzadko. Dlatego, na spadki spółek technologicznych – podkreślmy jeszcze raz oczekiwane – warto patrzeć raczej przez pryzmat korekt niż radykalnej zmiany układu sił na rynku i scenariusza, w którym przeceny zostaną potraktowane jako okazje do zakupów na korekcie, jakiej naprawdę nie było od okresu lipiec-wrzesień zeszłego roku.
W średniej perspektywie, przez którą należy rozumieć cztery kwartały, oczekiwany spadek ceny kredytu przez Fed na sumę 12-150 punktów bazowych, również dołoży paliwa do zwyżek sektora technologicznego. To spółki wzrostowe pozostaną najbardziej konkurencyjne dla spadającej rentowności długu. Niemniej, zachowanie rynków amerykańskich w zakończonym tygodniu ma w sobie element poszerzenia hossy, co sumarycznie jawi się jako zdrowe i sprzyjające kontynuacji rynku byka. W krótszej perspektywie ważne będzie przyjęcie sezonu wyników kwartalnych, który w zakończonym tygodniu rozpoczął się publikacjami ze strony kilku największych amerykańskich banków. Pierwsze reakcje wskazują, iż spotkanie z wynikami, gdy rynek szybuje na historycznych maksimach wywołuje raczej realizacje zysków niż aktywizuje popyt. Niemniej, scenariuszem obowiązującym pozostaje kontynuacja hossy, więc spadki - a szczególne korekta – będą traktowane jako okazje do zakupów pod przyszłe wzrosty i wyższe poziomy cenowe oraz wyższe poziomy indeksów, co jest ważne w czasach popularności indeksowania.
Niemniej, warto liczyć się z dawką zmienności i nieco mniej jednokierunkowego handlu niż to miało miejsce w ostatnich tygodniach, a nawet miesiącach. Nie warto też zapominać, iż niezależnie od kończącego tydzień zamieszania wokół reakcji na odczyty CPI, amerykańskie indeksy ciągle kreślą nowe rekordy wszech czasów, gdy Europa nie traci kontaktu ze swoimi ATH, więc rynki operują w kontekście aktualnych trendów wzrostowych i z potencjałem szybkiego odbicia w przypadku ewentualnych korekt.