Na zakończonej w niedzielę wiosennej konferencji Międzynarodowego Funduszu Walutowego (MFW) i Banku Światowego (BŚ) zatwierdzono plany zwiększenia w tych organizacjach wpływów krajów rozwijających się. Rola tych państw w kształtowaniu polityki obu organizacji nie nadąża za ich dynamicznym wzrostem gospodarczym.
Chodzi tu przede wszystkim o takie kraje jak Chiny, Indie, Korea Południowa, Meksyk i Turcja. Plan przewiduje zwiększenie wagi ich głosów w MFW, organizacji przyznającej kredyty na ustabilizowanie waluty w sytuacjach kryzysowych, oraz w Banku Światowym, który udziela kredytów na rozwój dla krajów biedniejszych.
W obecnym systemie Stany Zjednoczone mają np. 17 procent głosów w MFW, natomiast w wypadku wprowadzenia proponowanych zmian miałyby 15 procent - minimum potrzebne dla zachowania prawa weta wobec decyzji kierownictwa Funduszu.
Chiny posiadają na razie tylko niecałe 3 procent głosów, chociaż ich gospodarka wzrasta w tempie około 10 procent rocznie, a w 2030 r. - jak się przewiduje - jej wielkość może doścignąć rozmiary gospodarki USA.
Tematem obrad MFW i BŚ była także walka z korupcją i zarządzanie gospodarkami w krajach rozwijających się. Omawiano poza tym sposoby zaspokojenia zwiększających się potrzeb energetycznych krajów Trzeciego Świata oraz związane z tym problemy emisji gazów cieplarnianych, podejrzewanej o powodowanie ocieplania się klimatu.
Obserwatorzy zwracają uwagę, że kierujący od niespełna roku Bankiem Światowym były wiceminister obrony USA, Paul Wolfowitz, zaostrzył walkę z korupcją w krajach członkowskich. W ostatnich miesiącach zamroził niektóre kredyty dla krajów najbardziej dotkniętych tą plagą.
Tegorocznym obradom MFW i banku nie towarzyszyły masowe demonstracje antyglobalistów przeciw tym instytucjom, jak w latach poprzednich.
Tomasz Zalewski