Kruk może pójść drogą Grycana

Magdalena Laskowska
opublikowano: 2008-05-19 00:00

Wojciech Kruk straszy, że jeśli V&W przejmie firmę, odejdzie i założy konkurencyjną spółkę. Krytyki nie brakuje.

W. Kruk z Vistulą, to W. Kruk bez założyciela. Wymiana ciosów trwa.

Wojciech Kruk straszy, że jeśli V&W przejmie firmę, odejdzie i założy konkurencyjną spółkę. Krytyki nie brakuje.

Wezwanie Vistuli & Wólczanki (V&W) na 66-procentowy pakiet akcji W. Kruka wywołało prawdziwą burzę. Założyciel jubilerskiej spółki odebrał je jako próbę wrogiego przejęcia jego rodzinnej spółki. Prezes V&W zapewnia, że ma pokojowe zamiary.

Plan awaryjny

— Jeśli wezwanie dojdzie do skutku, w co szczerze nie wierzę, nie wykluczam, że założę konkurencyjną firmę jubilerską. Moja rodzina zna tę branżę od podszewki, mamy kontakt z wieloma osobami z rynku, z którymi moglibyśmy otworzyć alternatywną do Kruka działalność. Decyzję podejmę po zakończeniu wezwania — mówi Wojciech Kruk, założyciel spółki i jeden z jej akcjonariuszy.

Pomysłu Wojciecha Kruka nie rozumie prezes V&W.

— Uważam, że przedstawiciel publicznej spółki nie powinien tak myśleć. Dziwi mnie to, że pan Kruk nie reprezentuje interesów wszystkich akcjonariuszy, lecz tylko swojej rodziny. Nie rozumiem tego pomysłu, bo takie zapowiedzi można traktować jak szantaż — mówi Rafał Bauer, prezes V&W.

Co na to analitycy?

— Przedstawiony przez Wojciecha Kruka scenariusz teoretycznie jest możliwy, ale w praktyce byłoby to bardzo trudne do wykonania. Mimo że na polskim rynku dóbr luksusowych jest jeszcze sporo do zrobienia, to rodzinie Kruków ciężko byłoby zbudować od początku wartość nowej firmy. W biznesie jubilerskim ważny jest nie tylko know-how, który bez wątpienia spółka W. Kruk posiada, ale też marka, a przede wszystkim atrakcyjne lokalizacje — mówi Piotr Łopaciuk, analityk Erste Bank.

W ubiegły czwartek prezes W. Kruka zapowiedział, że jeśli wezwanie V&W będzie skuteczne, to zrezygnuje ze stanowiska.

— Miałbym obawy o dalszy pomyślny rozwój spółki — mówi Jan Rosochowicz, prezes W. Kruka.

Historia się powtarza…

Podobne historie do tej, która mogłaby wydarzyć się w W. Kruku, zdarzyły się już wcześniej w spółkach z branży spożywczej. Przypomnijmy Zbigniewa Grycana, który w 2000 r. sprzedał firmę Zielona Budka, handlującą lodami, inwestorowi, by po kilku latach powrócić na rynek z nową marką lodów. Analogiczna sytuacja wydarzyła się również w firmie Jana Kościuszki, który od 1995 r. rozwijał sieć restauracji z logo Chłopskie Jadło. Po sprzedaży tego biznesu powrócił na rynek z nową siecią Polskie Jadło.

— W branży jubilerskiej znacznie trudniej byłoby odbudować wartość firmy niż w przypadku spożywczych spółek — twierdzi Piotr Łopaciuk.

ChŁopskie Polskie JadŁo

W 1996 r. Jan Kościuszko zaczął rozwijać sieć restauracji pod szyldem Chłopskie Jadło. W kwietniu 2006 r. właściciel sieci zawarł ze spółką Sfinks Polska kontrakt i sprzedał wszystkie posiadane wówczas restauracje oraz niektóre znaki towarowe, w tym prawa do znaku Chłopskie Jadło. Zmianie uległa także nazwa spółki. Od tej pory Jan Kościuszko buduje sieć z logo Polskie Jadło.