Kryzys strefy euro szansą dla byków

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2012-01-03 12:43

Przełom roku zmusza wszystkich analityków do robienie podsumowań (czego szczerze nie znoszę) i stawiania prognoz (co uważam za mało poważną zabawę). Media wymagają jednak od nas prognoz, co można zrozumieć. Pamiętać jednak trzeba, że mówienie o poziomach, na których skończą rok złoty, WIG20 czy jakieś inne aktywa jest tylko i wyłącznie hazardem. Szczególnie wtedy jest hazardem, kiedy rok zapowiada się na równie lub nawet bardziej burzliwy niż 2011. Jeśli analityk przez przypadek trafi - przez przypadek, bo nie ma żadnych narzędzi dających sensowny, dopuszczalny poziom błędu - to uważany jest za (chwilowego) guru, jeśli nie trafi to mało kto o tym będzie pamiętać.

Robiąc powyższe zastrzeżenie spróbuję i ja swoich sił na tym polu, ale zapowiadam: nie będę mówił o poziomach, na jakich rok się zakończy. Skupię się na omówieniu scenariuszy. Najlepiej można „zrobić sobie nazwisko" produkując katastroficzne wizje. Mamy takich dyżurnych proroków na pęczki. Nie twierdzę, że to jest zły kierunek. Czytający takie prognozy analizują możliwości realizacji czarnego scenariusza i starają się na nią mentalnie przygotować. Ważne jest jednak to, żeby nie przesadzić. Żeby nie pisać o potopie i pożodze wtedy, kiedy czeka świat „jedynie" recesja.

Po to, żeby zakończyć tekst optymistycznie rozpocznę i ja od scenariuszy, które bardzo spodobają się giełdowym niedźwiedziom. Zaskoczę czytelników tym, że na pierwszym miejscu nie będzie kryzys strefy euro. Dlaczego? To się wyjaśni w dalszej części tekstu. Rozpocznę od konfliktu Izrael - Iran, bo uważam to zagrożenie za jedno z bardziej niepokojących. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej w listopadzie zeszłego roku ostrzegła, że Iran dąży do zdobycia broni atomowej i może ją mieć w swoim posiadaniu za dwa, trzy lata.

Nie ma znaczenie, czy to jest realny scenariusz. Ważne jest to, ze Izrael uważa go za realny. Politycy izraelscy wyraźnie i niedwuznacznie mówią o ataku na atomowe instalacje Iranu. Zakładam, że problemu nie da się rozwiązać metodami dyplomatycznymi i do takiego ataku dojdzie. Pytania są trzy: kiedy nastąpi atak, jaka będzie odpowiedź Iranu i co zrobią Stany Zjednoczone. Uważam, że atak nastąpi w tym albo w przyszłym roku - w obu przypadkach prawdopodobieństwo wynosi 50 procent. Jeśli pamięta się o wyborach w USA to nie wykluczam, że do ataku dojdzie właśnie w tym roku. Barack Obama, prezydent USA, może zgodzić się na takie działanie Izraela chcą pokazać, że jest zdecydowanym politykiem.

Gdyby tak się stało to pierwszą reakcje rynków byłoby znaczne podniesienie ceny ropy. Mogłaby nawet pokonać szczyt z 2008 roku, czyli dla ropy WTI poziom 147 USD. Potem liczyć się będzie odpowiedź Iranu. Czy naprawdę jest w stanie zablokować cieśninę Ormuz? Jakie ma możliwości uderzenia na Izrael? Jaka będzie odpowiedź innych państw arabskich? To są pytanie, na które trudno o odpowiedź, a ta odpowiedź (bez dodatkowych elementów, o których poniżej) może być warta setki miliardów dolarów. Może zresztą i więcej, bo podwojenie ceny ropy zapewniłoby naprawdę znaczne spowolnienie gospodarki światowej i wzrost inflacji.

Drugim elementem ze strefy zagrożenia jest według mnie to, że w wielu krajach odbędą się wybory, lub będzie trwało przygotowanie do wyborów (Niemcy). Najważniejsze nie będą wybory w USA, bo ich wynik wpłynie dopiero na to, co będzie się działo w 2013 roku. Niezbyt istotne są wybory w Rosji, gdzie (mimo protestów) wszystko jest już ułożone. W Niemczech walka o wyborcę może prowadzić do dziwnych decyzji, w których siła euro może się stać ofiarą.

Uważam, że prawdziwym zagrożeniem są wybory w Grecji i we Francji. W Grecji wygrać mogą politycy niechętni polityce oszczędnościowej Lucasa Papademosa, obecnego premiera Grecji. To mogłoby doprowadzić do wyjścia Grecji ze strefy euro i pogorszenia sytuacji Włoch, Hiszpanii i Francji. We Francji korzystna dla rynków byłaby wygrana w wyborach prezydenckich Nicolasa Sarkozy i jego koalicji w wyborach parlamentarnych.

To drugie jest kompletnie nieprawdopodobne. To pierwsze jest mało prawdopodobne. Jeśli wygra François Hollande to sytuacja może się bardzo zmienić. Hollande jest niechętny ratowaniu zagrożonych krajów strefy euro, ale może zmienić zdanie. To często politykom się zdarza i myślę, że tak będzie i w tym przypadku. Jeśli go nie zmieni to doprowadzi do potężnych perturbacji na rynku walutowym, do znacznego obniżenia wartości euro (i złotego) oraz do potężnych spadków indeksów giełdowych.

Trzecim zagrożeniem jest to, co dzieje się w Chinach. Od dawna analitycy ostrzegają, że budowane są tam liczne zagrożenia. Mówi się, że inwestycje przekraczające rok w rok 50 procent PKB muszą doprowadzić do przegrzania gospodarki. Twierdzi się, że rynek nieruchomości jest jedną wielką bańką spekulacyjną (ceny mieszkań zaczęły już spadać). Znający realia chińskie twierdzą, że ilość złych długów w chińskim sektorze bankowym jest olbrzymia, co grozi kryzysem tego sektora. Zagrożeniem jest też potężny sektor „shadow banking", czyli pozabankowe firmy udzielające pożyczek. Chiny starają się ograniczyć podaż kredytów, ale to pomogło w rozbudowie potężnego sektora pozabankowego udzielającego kredytów na wysoki procent. Problem, w tym, że chińskie zagrożenie jest widoczne od wielu lat, a kryzys się nie pojawia. Kiedyś musi światu zagrozić, ale nie musi to być wcale rok 2012.

Czwartym zagrożeniem, ale i nadzieją jest kryzys strefy euro. Moim bazowym scenariuszem było i jest to, że w roku 2012 dojdzie jeszcze do czegoś, co można będzie nazwać apogeum tej fazy kryzysu. Obawiam się bowiem, że politycy dojdą do wniosku, iż wynik grudniowego szczytu UE rynki zadowolił. Na przełomie roku indeksy rosły, a na rynku długu sytuacja była stabilna. Gdyby rynki zareagowały paniką to może politycy wymyśliliby coś więcej. w obecnej sytuacji obawiać się trzeba, że uznają oni, że kulawy pakt fiskalny i zapewnienie płynności sektorowi bankowemu przez ECB wystarczy.

Być może zapewni to (plus czekania na kolejny szczyt 30. stycznia i sezon raportów kwartalnych spółek w USA) dobry nastrój w styczniu . Oczywiście o ile agencje ratingowe lub rynek długu tej sielanki nie przerwą. Jednak potem panika znowu się rozpocznie. Będzie trwała do momentu, kiedy to ECB znajdzie rozwiązanie, dzięki któremu będzie mógł działać tak jak Fed czy Bank Anglii. Poinformuje, że będzie skupował bez ograniczeń obligacje zagrożonych państw strefy euro. Niemcy będą musieli się z takimi decyzjami pogodzić.

Dzięki takiej deklaracji nie będzie musiał niczego drukować. Rynki finansowe nie mają w zwyczaju walczyć z bankami centralnymi, które mogą po prostu w komputerze dopisać zero na końcu swojego rachunku. Zawsze w takiej walce banki będą górą. Nie jest właściwe mówienie o przegranych banków w sytuacjach takich jak atak G. Sorosa na funta, bo to jest kompletnie inna sytuacja i każdy prawdziwy gracz giełdowy to rozumie.

Od momentu podjęcia takiej decyzji (lub podobnej, która wzniesie mury obronne wokół Włoch, Hiszpanii i Francji) hossa powróci na wszystkie parkiety. Najmocniej rosnąć będą ceny surowców. Zyskiwał też będzie kurs EUR/USD oraz nasz złoty. Okaże się, że recesji w strefie euro nie będzie, a w Polsce PKB wzrośnie o zdecydowanie więcej niż prognozowane w projekcie budżetu 2,5 procent. Za to wszystko zapłacimy (bez względu na to, czy ECB będzie, czy nie będzie drukował) dużą inflacją, ale zapewne jeszcze nie w 2012 roku.

Jak widać z tego, co napisałem to nie kryzys strefy euro jest największym zagrożeniem roku 2012. Wręcz przeciwnie, gdyby doszło do oczekiwanego przeze mnie apogeum kryzysu to byłaby to okazja do kupna ostro przecenionych aktywów (od surowców, po akcje), na których do końca roku wypracowałoby duże zyski. Wszystko to jednak ma sens pod jednym warunkiem: że nie zrealizują się pierwsze trzy zagrożenia.

Zapraszam na zaprzyjaźniony ze mną portal: http://studioopinii.pl/