„O ile postępowanie nie ulegnie wcześniejszemu umorzeniu z powodu braku środków finansowych na jego prowadzenie, środki pieniężne pozyskane w toku postępowania pozwolą tylko na zaspokojenie kosztów postępowania upadłościowego”. Taką puentą, smutną dla wierzycieli, kończy się złożone w sądzie sprawozdanie syndyka Sky Clubu (SC), biura podróży, które z wielkim hukiem zbankrutowało na początku wakacji 2012 r.
Dwa funty w kasie
Formalnie SC upadło dopiero 29 marca 2013 r., i to tylko dlatego, że 80 tys. zł na koszty postępowania pożyczył DM IDMSA, który przed upadłością był zaangażowany w finansowanie touroperatora. W kasie spółki syndyk zastał… 45,86 zł, 19 EUR i 2 GBP, a cały majątek oszacował na 5,45 mln zł. Aż 5,35 mln zł to wartość biur o powierzchni 860 mkw. w centrum Warszawy, w których SC miał siedzibę. Roszczenia do nich ma jednak syndyk spółki BBPT, czyli dawnej Triady, której majątek i działalność przejął SC. Co więcej, nieruchomości obciążone są czterema hipotekami, z których największa, Toyota Banku Polska, opiewa aż na 15 mln zł. Z twierdzeniem syndyka, że wierzyciele zostaną na lodzie, nie zgadza się Agnieszka Dral, członek zarządu upadłego touroperatora. Jej zdaniem, należności od agentów, hoteli, linii lotniczych i BBPT nie są warte, jak twierdzi syndyk, 1 zł, ale przeciwnie — przy skutecznej windykacji mogą zapewnić fundusze na zaspokojenie wszystkich wierzycieli. Agnieszka Dral przypomina też, że długi w stosunku do klientów, którzy nie wylecieli na wycieczki, pokryte będą poza postępowaniem upadłościowym z gwarancji ubezpieczeniowej TU Europa na 25 mln zł. Mazowiecki urząd marszałkowski informował jednak wcześniej, że prawdopodobnie zabraknie pieniędzy na całkowite zaspokojenie niedoszłych turystów.
Sztuczne księgowania
Brak realnego majątku to niejedyne ustalenie syndyka. „Księgi rachunkowe prowadzone były przez SC niezgodnie z jakimikolwiek standardami rachunkowości, w szczególności w sposób nierzetelny, błędny i nie na bieżąco” — czytamy w sprawozdaniu. Syndyk opiera się m.in. na ustaleniach Urzędu Kontroli Skarbowej, który prowadzi w SC dwie kontrole: w zakresie podatku VAT i CIT. „Z rozmów przeprowadzonych z inspektorami wynika, iż panujący w księgowości bałagan jest ogromny, a błędy ewidencyjne są niezwykle liczne. Spółka dopuściła się również sztucznych księgowań, które obecnie można oszacować na ok. 850 stron papieru formatu A4!” SC nie dysponuje też „wieloma fakturami VAT, które należałoby wystawić z racji na świadczone usługi (przyjmowano środki pieniężne na konto, lecz nie wystawiano w związku z tym faktur VAT)”. Inspektorzy UKS są przekonani, że po kontroli SC wykaże znacznie większy przychód, a w konsekwencji — zobowiązanie podatkowe. Zdaniem syndyka, „mało prawdopodobnym jest, ażeby udało się kiedykolwiek uporządkować zapisy księgowe w 100 proc.”.
Śledztwo w sprawie
Duże braki syndyk odkrył też w dokumentacji kadrowej. A kontrola inspekcji pracy wykazała, że SC nie płacił pracownikom od lipca 2012 r. W tej sprawie trwa postępowanie wykroczeniowe, które ma zaowocować skierowaniem do sądu wniosków o ukaranie zarządu SC. Prokuratura Okręgowa w Warszawie prowadzi natomiast śledztwo w sprawie oszustwa na kwotę prawie 70 mln zł na szkodę 23,4 tys. klientów SC, poprzez pobieranie od nich świadczeń za usługi turystyczne, w sytuacji gdy kondycja finansowa biura uniemożliwiała wywiązanie się z zawartych umów. Śledczy badają też, dlaczego zarząd SC nie zgłosił wcześniej wniosku o upadłość spółki, mimo że było to uzasadnione.
— Postępowanie, które przedłużono do 20 lipca 2013 r., wciąż jest prowadzone w sprawie. Nikomu nie przedstawiono zarzutów — mówi Dariusz Ślepokura, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.