Leszek Czarnecki negocjuje zakup DnB Nord od norweskiego właściciela DnB Nor — wynika z naszych nieoficjalnych informacji. Decyzja, czy bank zostanie sprzedany, a jeśli nie, to jakie są wobec niego plany, zapadnie w tym tygodniu — dowiedzieliśmy się nieoficjalnie.
Co innego może sugerować komunikat wydany w miniony czwartek w związku z publikacją wyników za III kwartał. DnB Nor napisał, że warunki dla sprzedaży w wyniku rosnącego zamieszania na rynkach finansowych są znacznie mniej korzystne, niż w II kwartale, kiedy zamiar zbycia aktywów w Polsce został ogłoszony.
„DnB Nor kontynuuje rewizję strategii dla operacji w Polsce” — czytamy w raporcie. Według naszych informacji komunikat został wydany, by uspokoić akcjonariuszy i wytłumaczyć, dlaczego dotąd nic w sprawie sprzedaży się nie stało. Dzieje się, i to dużo.
Nie lubi przepłacać
Od kilku miesięcy Norwegowie prowadzą negocjacje z zainteresowanymi przejęciem banku. Są wśród nich, oprócz Leszka Czarneckiego, fundusze private equity. Rozmowy się przeciągają, bo właściciel tanio biznesu sprzedać nie chce, a o dobre ceny teraz trudno. DnB Nor z jednej strony nic do sprzedaży nie przymusza, gdyż biznes w Polsce jest rentowny.
Z drugiej, żeby go rozwinąć do poziomu pozwalającego osiągnąć masę krytyczną, trzeba niemało w niego jeszcze zainwestować. DnB Nor jest dużym graczem na rynku handlu morskiego i prowadzi operacje na całym świecie, ma więc gdzie lokować kapitał.
Leszek Czarnecki znany jest z tego, że nie lubi przepłacać. Gdy właściciel WestLB nie chciał obniżyć ceny, odszedł od stołu. Przejęcie Allianz Banku przeciągał do ostatniego momentu, kiedy Niemcy poirytowani rosnącymi stratami gotowi byli sprzedać jak najszybciej interes. DnB Nord tani nie jest. Norwegowie oczekują, że dostaną od nabywcy cenę w okolicach wartości księgowej, która wynosi 800 mln zł. Do tego bank ma jeden poważny minus: finansuje się u matki.
— Po cenach dumpingowych. Gdyby płacił stawki rynkowe, miałby straty — mówi jeden z naszych rozmówców. Wartość finansowania od matki — liczona w euro — to ponad 5 mld zł. Niełatwo będzie znaleźć na rynku płynność tej wielkości.
Doskonały portfel
Bank ma też jednak poważne zalety. — Portfel kredytowy jest doskonały — mówi osoba zbliżona do transakcji. W puli kredytów hipotecznych nie dość, że nie ma ani jednego straconego kredytu, to jeszcze żaden nie jest nawet nieregularny. Bank wyczyścił też portfel korporacyjny, którego jakość popsuła się w kryzysie 2008-09. DnB Nord ma również proporcjonalnie rozłożone aktywa: kredyty firmowe i detaliczne dzielą się mniej więcej po połowie.
Dla Leszka Czarneckiego interesujący może być głównie portfel korporacyjny. Jego wartość wynosi około 4,5 mld zł — to dwa razy więcej, niż przedsiębiorcom pożyczył dotąd Getin Bank. Zdrowe kredyty hipoteczne — aczkolwiek trzeba pamiętać, że mają one krótką metrykę — pozwoliłyby natomiast rozwodnić nieco portfel getinowy, którego jakość jest gorsza niż średnia rynkowa. Nie są one jednak specjalnie marżowe, bo DnB Nord, który agresywnie zdobywał rynek hipoteczny, sprzedawał je na niskich marżach. Niska jest też zyskowność banku. W 2010 r. bank zarobił 56 mln zł. W tym roku zysk szacowany jest na 60 mln zł.
OKIEM ANALITYKA
Za i przeciw
TOMASZ BURSA
analityk Ipopema Securities
Zbanku DnB Nord można sporo wycisnąć. Jest niszowy, ale ma wyraźny profil hipoteczny i korporacyjny. Zachowując proporcje, jest trochę jak Nordea. Koszty ryzyka są na relatywnie niskim poziomie. Rentowność jest niska, nad czym można popracować, szczególnie że bank zbudował solidną bazę klientów. Zagadką jest finansowanie. Nie jest łatwo pozyskać płynność na połowę bilansu. Nie wiem, gdzie Getin Holding miałby je znaleźć.