Lotos schłodził inwestorów

Marcel ZatońskiMarcel Zatoński
opublikowano: 2014-08-14 00:00

Warta 1 mld zł emisja z prawem poboru ma pozwolić mocno zadłużonej spółce na sfinansowanie rozwoju

Rozwój kosztuje. Właśnie przekonują się o tym akcjonariusze Lotosu, których spółka poinformowała o zamiarze wyemitowania 55 mln akcji z zachowaniem prawa poboru. Jeśli zgodzą się na to akcjonariusze, na walnym zwołanym na 8 września nowe papiery mogą stanowić niemal 30 proc. podwyższonego kapitału. Lotos chce przeprowadzić emisję jeszcze w tym roku.

POSZUKIWACZ:
POSZUKIWACZ:
Lotos, którym kieruje Paweł Olechnowicz, marzy o rozbudowie rafinerii i zwiększeniu wydobycia surowców spod dna Bałtyku. Nie ma jednak na to gotówki, a banki do finansowania się nie kwapią, ratunkiem mają być więc akcjonariusze.
[FOT. GK]

— Całość pieniędzy, pozyskanych z planowanej emisji nowych akcji zamierzamy przeznaczyć na realizację przyszłych inwestycji — mówi Mariusz Machajewski, wiceprezes i dyrektor ds. ekonomiczno-finansowych Lotosu. Lotos oczekuje, że z emisji pozyska około 1 mld zł, który ma wydać na „zwiększenie kompleksowości” gdańskiej rafinerii, a także na rozwój wydobycia węglowodorów.

Chłodne przyjęcie

Lotos o pieniądze prosi już teraz, ale szczegółową strategię rozwoju na kolejne lata ma przedstawić dopiero na wiosnę. Akcjonariusze na doniesienia o emisji zareagowali wyprzedażą akcji — na otwarciu środowej sesji kurs spadł o ponad 15 proc. Na zamknięciu za akcje płacono 30,75 zł — o 13,7 proc. mniej niż dzień wcześniej. Obroty sięgnęły 51 mln zł. Tak dużej przeceny akcji drugiego gracza na polskim rynku paliwowym nie było nawet w końcówce listopada 2008 r., gdy w słynnej rekomendacji UniCredit wycenił akcje Lotosu na 0 zł, prowokując dwucyfrowe zniżki notowań.

— Po zachowaniu kursu Lotosu widać, że inwestorzy negatywnie oceniają emisję. Banki ewidentnie zażądały od mocno zadłużonej spółki wkładu własnego przy finansowaniu wartych ok. 3 mld zł inwestycji w instalację koksowania i eksploatację złóż na Bałtyku, na które Lotos nie ma pieniędzy. Stąd decyzja o rozwodnieniu kapitału — ocenia Tomasz Kasowicz, analityk DM BZ WBK.

Lotos na koniec pierwszego kwartału miał ponad 6 mld zł długu netto. Jego wskaźnik zadłużenia do EBITDA wynosi 6,8, podczas gdy w konkurencyjnym Orlenie to 4,3. W spółce karty rozdaje skarb państwa, który ma dziś 53,19 proc. akcji. Najprawdopodobniej skorzysta on z prawa poboru, co oznacza, że na nowe papiery Lotosu pójdzie 0,5 mld zł z państwowych pieniędzy.

Powinny one pochodzić z zasilanego wpływami z prywatyzacji Funduszu Restrukturyzacji Przedsiębiorców (FRP), zarządzanego przez Agencję Rozwoju Przemysłu, w którym dziś jest ok. 2,5 mld zł. Jeśli skarb nie weźmie udziału w emisji, skończy się ona fiaskiem — udział państwa w akcjonariacie Lotosu nie może być bowiem niższy niż 50 proc. Resort skarbu zapowiada, że swoje stanowisko przedstawi na walnym, 8 września.

— Decyzję uzależniamy od ostatecznej oceny projektów inwestycyjnych, które mają być finansowane dzięki podwyższeniu kapitału. Priorytetem polityki właścicielskiej MSP jest budowanie wartości spółek m.in. poprzez nowe inwestycje. Mamy możliwość podwyższenia kapitału zakładowego z pieniędzy zgromadzonych w FRP. Decyzja ma charakter biznesowy. Przedsiębiorca występujący o wsparcie składa w MSP wniosek wraz z biznesplanem i testem prywatnego inwestora. Wsparcie jest udzielane na podstawie rozporządzenia ministra skarbu — tłumaczy Rafał Baniak, wiceminister skarbu państwa.

Kolejka inwestycji

Na co konkretnie Lotos przeznaczy wpływy z emisji? W ramach rafinerii priorytetem jest uruchomienie na przełomie 2017 i 2018 r. instalacji koksowania, która pozwoli zwiększyć produkcję paliw i podnieść marżę rafineryjną o 2 USD na baryłce. Rok wcześniej ma też powstać węzeł odzysku wodoru.

Reszta z wpływów z emisji powinna zostać przeznaczona na segment wydobycia. Z tym Lotos od lat ma problem, bo jego flagowa inwestycja w złoża — udziały w polu Yme na Morzu Północnym, nabyte w 2008 r. — na razie przynosiła wyłącznie straty i ból głowy. Równolegle z komunikatem o emisji Lotos poinformował, że odpisze wartość inwestycji w Yme — o 545 mln zł, czyli do zera.

W pierwszym półroczu odejmie to od wyniku netto grupy 191 mln zł. Lotos chce natomiast zarobić na eksploatacji bałtyckich złóż. Jak zapewnia Mariusz Machajewski, spółka ma już niemal zapewnione finansowanie na eksploatację złoża ropy naftowej B8, ale pieniądze z emisji mogą rozruszać prace na złożach gazu ziemnego B4 i B6, gdzie wydobycie ma ruszyć w ciągu trzech lat.

Wśród projektów, na które miałby zostać przeznaczony 1 mld zł pozyskany od inwestorów, nie ma gigantycznej inwestycji petrochemicznej, którą spółka może realizować wspólnie z Grupą Azoty. Kompleks petrochemiczny, którego budowa miałaby pochłonąć nawet 12 mld zł, z czego część zapewnić mogą Polskie Inwestycje Rozwojowe, miałby zostać uruchomiony w 2019 r., ale na razie nie ma oficjalnej decyzji w sprawie rozpoczęcia prac. Według naszych źródeł to jednak tylko kwestia czasu.

— Spółkę mogą czekać jeszcze inne duże inwestycje, zwłaszcza projekt petrochemiczny z Grupą Azoty, ale tam nie zapadły jeszcze żadne decyzje korporacyjne i nie jest przesądzone, czy kontrybucja Lotosu będzie miała charakter kapitałowy czy np. rzeczowy. Z kolei na ewentualne przejęcie polskich stacji Łukoilu, o którym spekuluje rynek, Lotos wydałby znacząco mniejsze kwoty — mówi Tomasz Kasowicz.