mBank podnosi ceny, bo...musi

Eugeniusz TwarógEugeniusz Twaróg
opublikowano: 2019-06-17 22:00

Pierwszy raz w historii bank tłumaczy podwyżkę tym, że coraz więcej oddaje państwu i nie jest w stanie zarobić na kapitał

Przeczytaj i dowiedz się:

  • jakie opłaty i o ile podnosi mBank
  • jak prezes banku tłumaczy podwyżki
  • jak ruch mBanku oceniają analitycy
  • w jakiej kondycji są polskie banki
  • czy polskie banki są drogie na tle konkurencji

Żadna pora roku nie jest dobra na podwyżki, ale czerwiec w szczególności, nawet jeśli ogłasza je mBank obsługujący klientów młodszych niż przeciętnie w sektorze bankowym, którzy nie muszą pamiętać, czym zakończył się wzrost cen mięsa zadekretowany w czerwcu 1976 r. Historyczne odniesienia ktoś może uznać za grubo przesadzone, niemniej mamy do czynienia z bezprecedensową sytuacją na rynku finansowym.

Dzisiaj mBank poda do publicznej wiadomości informację o podwyżce cen niektórych produktów i usług dla jednoosobowych działalności, klientów private bankingu i detalicznych (zaczną obowiązywać od 18 sierpnia). W gruncie rzeczy zmiany nie są duże, czasem w ogóle mało istotne, bo dotyczą produktów wycofanych już lata temu. Niektóre mają zmotywować klientów do większej aktywności i niemal w każdym przypadku istnieje możliwość uniknięcia podwyżek lub ograniczenia ich skutków.

Niektóre podwyżki procentowo są znaczące (choć nie tak bardzo jak zwyżka cen mięsa o 70 proc. 30 lat temu), ale proporcjonalnie dla jednego klienta liczone w pojedynczych złotych. Bank przygotowywał się jednak do operacji nie mniej pieczołowicie niż biuro polityczne w 1976 r. Trudno się dziwić, gdyż jest to szczególna instytucja, w której DNA wdrukowana jest zasada taniej, żeby nie powiedzieć darmowej, bankowości. Konto za 0, karta za 0, przelew za 0 — to była święta trójca bankowości internetowej przez wiele lat. Dogmat z czasem zaczął słabnąć. W 2012 r. mBank zdecydował się na rewolucyjny krok i śladem innych banków wprowadził warunkową opłatę za kartę: nie używasz plastiku — płacisz abonament, wydasz miesięcznie 100 zł kartą — masz ją za darmo. Przez internet przetoczyła się wtedy fala hejtu, a trzeba pamiętać, że mBank ma klientelę nadzwyczaj elokwentną, oswojoną z social mediami. Komunikowanie zmian w tabeli opłat i prowizji w takiej sytuacji jest sprawą niezwykle delikatną. Potem rynek przywykł i co chwila pojawiały się kolejne korekty taryfy. Bank zawsze tłumaczył ruchy w tabeli opłat wewnętrznymi regulacjami lub zmianą oferty.

Tym razem uzasadnienie jest zupełnie inne.

Płać, bo my też płacimy

Bank, wprowadzając podwyżki, tłumaczy klientom, że muszą zapłacić więcej, bo sam z każdym rokiem ponosi większe opłaty fiskalno-regulacyjne. Wylicza, że na BFG płaci tyle, KNF kosztuje go tyle, podatku odprowadził tyle.

To pierwszy przypadek w bankowości, kiedy bank uzasadnia zmiany w siatce cenowej nie decyzjami NBP, zmianą WIBOR czy regulaminu, lecz powołuje się na konkretne okoliczności fiskalno-regulacyjne. Ma to być wyraźny sygnał, że jeśli chodzi o nieme akceptowanie rosnących wymogów regulacyjnych i kosztów nakładanych przez państwo na sektor bankowy, miarka się przebrała.

— Każda usługa ma swoją cenę, która jest odzwierciedleniem kosztów ponoszonych przez instytucję. Gdyby polskie banki osiągały zwrot z kapitału w wysokości 15-17 proc., jak bywało w przeszłości, gdyby wskaźnik koszty/dochody nie wynosił 45 proc., to rozmowa o kosztach usług bankowych być może w ogóle by się nie odbyła lub byłaby inna. Znaleźliśmy się jednak w sytuacji, w której banki przestały pracować na własny kapitał z przyczyn przez nie absolutnie niezawinionych — stwierdza Cezary Stypułkowski, prezes mBanku.

42 proc. podatku

O problemie publicznie mówi co najmniej od roku. W czerwcu 2018 r., podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie, powiedział, że banki zostały pozbawione możliwości odtwarzania kapitału i jeśli nic się nie zmieni, średnioterminowo będzie to miało negatywne skutki dla gospodarki, gdyż zostanie ograniczona rola banków jako dostawców finansowania. Zmieniło się, ale na gorsze, bo do starych obciążeń finansowych doszły nowe, jak dodatkowe opłaty na BFG oraz wzrost składki na KNF.

— Mamy jedne z najwyższych obciążeń podatkowych na świecie. Efektywna stopa podatkowa banków w Polsce wynosi 42 proc. W przypadku największego banku w USA — Bank of America — 20 proc. Wymogi kapitałowe są daleko wyższe niż w innych krajach UE, niektóre ponad miarę. Za przesadzone uważam przepisy nakładające 150-procentową wagę ryzyku dla kredytów frankowych. Efekt jest taki, że nasze wskaźniki kapitałowe wynoszą 17 proc. W Europie lepiej skapitalizowane są banki skandynawskie — na poziomie 20 proc. Tylko że gdybyśmy zastosowali przyjęte tam wagi ryzyka dla kredytów hipotecznych, to nasze wskaźniki kapitałowe przekroczyłyby 30 proc. — mówi Cezary Stypułkowski.

Do tego dochodzą koszty usług realizowanych na rzecz państwa, bez wynagrodzenia czy kompensaty. STIR, system split payment, 500+, profil zaufany w dużej mierze powstały dzięki infrastrukturze zbudowanej przez banki.

— Przy tym wszystkim mamy jeden z najbardziej efektywnych kosztowo sektorów bankowych. Wskaźnik koszty/ dochody na poziomie 45 proc., jaki jest w Polce, to marzenie banków na całym świecie. W Niemczech wskaźnik C/I wynosi 70-80 proc. Najlepsze banki na świecie osiągają 50 proc. My już nie mamy z czego ciąć, jeśli chodzi o koszty i poprawę efektywności — tłumaczy szef mBanku.

Na czymś trzeba zarabiać

Skoro nie można poprawić licznika, trzeba coś zrobić z mianownikiem, czyli dochodami. Na świecie wynik sektora bankowego napędzają dwa motory: przychody z odsetek oraz przychody z opłat i prowizji. Pierwszy ciągnie zazwyczaj mocniej, ale drugi daje istotne wsparcie. W Polsce banki od dawna lecą głównie na jednym silniku: marży odsetkowej. W środowisku niskich, niezmiennych stóp procentowych możliwości poprawy wyniku w tej części są ograniczone. Wynik prowizyjny od lat kuleje, w dużej mierze dlatego, że banki stały się zakładnikami ukutego przez siebie hasła, że podstawowa bankowość jest za darmo. Po krótkotrwałej hossie skończyły się przychody z ubezpieczeń, interchange spadł niemal do zera, a wynik z prowizji od funduszy od dawna jest płaski.

— Niższy poziom opłat i prowizji w przeliczeniu na klienta jest tylko w Rumunii. W Czechach jest dwa razy wyższy niż u nas, nie mówiąc o krajach Europy Zachodniej. Wszędzie tam obciążenia fiskalne i regulacyjne są znacznie mniejsze niż w Polsce, a koszty usług bankowych — znacznie wyższe. Chcemy, żeby polski sektor bankowy nadal się rozwijał i dostarczał usługi na najwyższym poziomie, a trzeba pamiętać, że jakość serwisu plasuje nas w czołówce światowej. Jeśli jednak obciążenia fiskalne i regulacyjne się nie zmienią, a na zmianę się nie zanosi, to musimy ważyć między wartością, którą dostarczamy klientom, a bezpieczeństwem depozytów i satysfakcją akcjonariuszy, którzy mają prawo oczekiwać zwrotu z inwestycji — mówi Cezary Stypułkowski.

Dzisiaj zwrot z kapitału dla całej branży bankowej wynosi około 8 proc. Najlepsze banki są w stanie wycisnąć z posiadanego kapitału około 11 proc.

— Czyj jest kapitał, którym dysponują banki? Akcjonariuszy. Czy to jest Kowalski, Schmidt, Smith, fundusz Królestwa Norwegii, nauczyciele z CalPERS — każdy akcjonariusz ma prawo oczekiwać zwrotu z inwestycji kapitałowej. Patrząc na Polskę, zasadne jest oczekiwanie, że uzyskają minimum 10-11 proc. z zainwestowanego kapitału. Przy obecnych obciążeniach kapitałowych i wyśrubowanej efektywności nie jesteśmy w stanie zadośćuczynić ich oczekiwaniom. Stąd nasza decyzja o przejrzeniu cennika usług. Zdecydowaliśmy się na bardzo ostrożne zmiany, bo nie chcemy przerzucać kosztów naszych obciążeń na klientów. Wszędzie tam, gdzie to możliwe, dajemy alternatywne rozwiązania. W moim przekonaniu jest to krok niezbędny i spodziewam się, że podobnych decyzji można oczekiwać od innych banków — mówi prezes mBanku.

Najważniejsze zmiany w cenniku

  • Karta debetowa — 7 zł (5 zł obecnie). Opłaty można uniknąć, płacąc kartą m.in. 350 zł miesięcznie (obecnie 5 transakcji)
  • Wypłata w bankomacie — 2,5 zł dla kwot poniżej 100 zł (1,3 zł obecnie) Za darmo można wypłacać BLIK-iem.
  • Opcja „wypłaty ze wszystkich bankomatów” — 7 zł (5 zł obecnie)
  • Przewalutowanie transakcji kartami Mastercard — 3 proc. wartości (2 proc. obecnie). Można uniknąć opłaty, włączając usługę karty wielowalutowej
  • Karta kredytowa Miles&More— roczna opłata 600 zł (obecnie 200 zł). Zmiana wchodzi w życie od 2020 r.
  • Karta do konta mBiznes — 5 zł bezwarunkowo
  • Karta do mKonta First Class i mKonta e-Business — 7 zł
  • Opłata za prowadzenie mKonta e-Business — 5 zł
  • Przelew internetowy z mKonta Business Class — 70 gr

 

OKIEM EKSPERTA

Zły moment na wkurzanie klienta

ANDRZEJ POWIERŻA analityk DM Citi Handlowy

Ważną częścią strategii mBanku jest hasło „nie wkurzać klienta”. Jeśli klient się nie wkurzy, to dobrze dla mBanku. Generalnie na podwyżki opłat i prowizji jest za późno, bo wkrótce bankowość jeszcze bardziej się otworzy, gdy dyrektywa PSD2 zacznie działać. W związku z tym myślę, że podwyższanie opłat jest kuszeniem losu, bo powoduje ryzyko, że niezadowoleni klienci znajdą innego partnera. Jeśli chodzi o remedium na niskie ROE, odpowiedź jest prosta — znieść podatek bankowy. Sam bank centralny pisze w ostatniej analizie, że niska zyskowność jest wyzwaniem i zagrożeniem dla stabilności sektora bankowego, ale nie proponuje żadnych rozwiązań. Oczywiście to jest niemożliwe do zrealizowania, ale jeślipoważnie myślimy o stabilności sektora, musimy to proponować (zwłaszcza w sytuacji, kiedy bank centralny zauważa, że rentowność banków jest niższa niż przedsiębiorstw niefinansowych). Albo trzeba zastosować chociaż wersję minimum, czyli przyjąć propozycję sektora, żeby wpływy z podatku wspomagały BFG — do czasu osiągnięcia docelowego poziomu funduszu gwarantowania depozytów i funduszu przymusowej restrukturyzacji. Rentowności, zwłaszcza w sektorze banków spółdzielczych, nie sprzyjają też niskie stopy procentowe. Rozwiązanie leży w gestii RPP. Gdy przestaniemy stymulować gospodarkę realnie negatywnymi stopami, część problemów się rozwiąże, a inne — związane z przekredytowaniem — nie powstaną. Poprawie rentowności będzie też sprzyjać postępująca cyfryzacja i spadek kosztów obsługi oddziałowej.