Spadki na giełdach o 10 proc. są czymś, z czym ktoś, kto inwestuje na rynku akcji powinien się liczyć przynajmniej raz do roku - z takiego założenia wychodzi Bartosz Pawłowski, szef inwestycji bankowości prywatnej mBanku. Jego zdaniem poprzednie kwartały “rozpuściły” inwestorów, bo takiej korekty, jak obecnie, nie było od czasu koronawirusowego krachu w 2020 r.
- Scenariuszem złym są dopiero spadki na poziomie około 20 proc. Na razie nie wydarzyło się nic, co mogłoby zatrzymać długoterminowy trend wzrostowy – podkreśla Bartosz Pawłowski.
Ekspert zwraca przy tym uwagę, że nerwowość na rynkach akcji zawsze pojawia się w okolicach początku cyklu podwyżek stóp procentowych przez najważniejszy bank centralny świata, jakim jest amerykański Fed. Wynika to z niepewności związanej z tymi podwyżkami. W którym miesiącu się rozpoczną? Czy będą opiewać na 0,5 czy 0,25 pkt proc.? Czy będzie im towarzyszył tapering (zmniejszanie bilansu), czy nie? Po tym, jak Fed wejdzie już na jasno określoną ścieżkę, sytuacja na giełdach się poprawia, podpowiada historia.
Chiński PKB wesprze europejskie akcje
Bartosz Pawłowski podkreśla, że w lwiej części przypadków korekta to okazja do zakupów. Zastrzega, że nie twierdzi, iż teraz jest najlepszy moment obecnego dołka, uważa jednak, że rynki są w momencie, gdy można rozważać zakupy. Na świecie nie wydarzyło się bowiem nic na tyle nadzwyczajnego, by nadmiernie panikować. Nawet jeśli w wyniku zmiany polityki monetarnej gospodarka Stanów Zjednoczonych nieco spowolni, to jakaś inna może zostać motorem globalnego wzrostu.

Według Bartosza Pawłowskiego, tym nowym silnikiem będą w najbliższym czasie Chiny, które w 2021 r. były jednym z gorzej zachowujących się rynków akcji. Obecnie widać tam jaskółki stymulacji gospodarki, które mogą stać się impulsem wzrostu na świecie.
- Popatrzyliśmy sobie na to w jaki sposób chińskie PKB wpływa na poszczególne rynki akcji. Okazuje się, że największym beneficjentem nie są rynki wschodzące, ale strefa euro. I to jest jeden z naszych głównych kierunków inwestycyjnych w najbliższych miesiącach. Jeżeli zobaczymy, że Chińczycy trochę odpuścili swoim spółkom technologicznym, to rynek chiński będzie też super atrakcyjny, bo jest nisko wyceniony. Na razie preferujemy jednak rynki europejskie – mówi Bartosz Pawłowski.
Obligacje zarobią, ale…
Specjalista z mBanku zwraca uwagę, że w ostatnich miesiącach Europa ma większą od Stanów Zjednoczonych skłonność do zaskakiwania na plus danymi makroekonomicznymi. Wzrostowi gospodarczemu w Europie będą też sprzyjać krajowe plany odbudowy. Te ostatnie oznaczają inwestycje, a więc wzrost gospodarczy, który długoterminowo jest korzystny dla giełd.
- To powinno wspierać alokację aktywów w stronę Europy. Ze względu na Ukrainę mamy obecnie pewne turbulencje, ale co do zasady, makroekonomia zdaje się sugerować, że hegemonia Stanów Zjednoczonych może osłabnąć i miano lidera na rynku akcji przejmie Europa, a później być może rynki wschodzące – dodaje Bartosz Pawłowski.
Jego zdaniem te ostatnie mogą być już dość ciekawą alternatywą jeśli chodzi o inwestycje w obligacje.
- Polskie obligacje to była katastrofa zeszłego roku. Ale jak widzę 4 proc. rentowności obligacji 10-letnich, to widzę szansę na zarobek – mówi Bartosz Pawłowski, zastrzegając jednocześnie, że nie będzie to zarobek rekompensujący inflację.