Mikołaj i Tomasz Lipińscy, właściciele Blackpartners, od lat zajmują się doradzaniem małym i średnim przedsiębiorcom w zakresie fuzji i przejęć (M&A). Dzisiaj, pod marką Search Capital, sami chcą kupić spółkę z przychodami co najmniej 10 mln zł oraz pozytywną marżą EBITDA.
Przede wszystkim relacje
W tym celu stworzyli search fund, mało znany w Polsce typ funduszu inwestycyjnego, którego zadaniem jest znalezienie, zakup i rozwijanie jednego przedsiębiorstwa.
— Interesują nas podmioty z powtarzalnymi przychodami oraz zdywersyfikowaną bazą klientów. W przeciwieństwie do większości funduszy nie szukamy biznesu z bardzo dobrymi wynikami. Musi zarabiać na podstawowej działalności, ale mamy też spore doświadczenie w restrukturyzacjach, więc nie boimy się trudniejszych tematów — mówi Mikołaj Lipiński.
Dodaje, że w biznesie liczą się liczby, ale Search Capital stawia głównie na relacje.
— Poza czynnikami stricte finansowymi szukamy zespołu, z którym znajdziemy wspólny język. Od kilkunastu lat pracuję z firmami rodzinnymi z sektora MŚP i wiem, że tu często relacje są ważniejsze niż kwestie czysto biznesowe. Nie myślimy więc jedynie w kategoriach przychodów, dźwigni finansowej czy wyceny. Oczywiście cyfry są ważne, ale przede wszystkim szukamy fantastycznych ludzi, którzy je generują, a nie na odwrót — mówi Mikołaj Lipiński.
Search Capital gotów jest zainwestować w wybraną firmę od 10 do 60 mln zł. To może być spółka produkcyjna, z sektora usług biznesowych, oprogramowania branżowego, handlu czy dystrybucji.
— Interesuje nas właściwie każda branża poza paliwową i budowlaną. Bliskie są nam spółki z sektora FMCG ze szczególnym naciskiem na farmację, kosmetyki czy żywność, a także oferujące usługi czy rozwiązania dla biznesu — mówi Mikołaj Lipiński.
Oprócz spieniężenia biznesu Search Capital może zaoferować przejmowanej firmie możliwość pozostawienia go w rękach ludzi, którzy wierzą w jego dotychczasowe wartości i chcą je rozwijać.
— Jesteśmy też elastyczni. Możemy wejść od razu na 100 proc. albo przejmować biznes stopniowo — twierdzi Mikołaj Lipiński.
Budowa bazy inwestorów już ruszyła, a pierwsi zainteresowani już są.
— Z racji prowadzonej działalności doradczej mamy dostęp do sporej bazy inwestorów prywatnych z dużymi zasobami gotówki. To nasz core, ale konkretne oferty otrzymają w momencie znalezienia przez nas podmiotu, który chcemy kupić. Cały czas jesteśmy też otwarci na rozmowy z nowymi inwestorami, prywatnymi i instytucjonalnymi — mówi Mikołaj Lipiński.
Byle nie zepsuć
Search fundy działają w Stanach Zjednoczonych już od lat 80. XX w., w Polsce to jeszcze nisza.
— Search fund to specyficzny typ wehikułu inwestycyjnego tworzony przez jednego lub więcej menedżerów, którzy pozyskują kapitał od inwestorów w celu znalezienia, zakupu i zarządzania dobrze funkcjonującym przedsiębiorstwem — mówi Marcin Majewski, dyrektor zarządzający w firmie Aventis Advisors.
Pierwszą transakcją search fundu na polskim rynku było nabycie MotionVFX przez Andrzeja Basiukiewicza i Wojtka Korpala z Nextline. O tamtej pory taki model inwestycji zyskuje coraz większą popularność.
— Typowy search fund ma dwuletni cykl poszukiwania inwestycji. Jeżeli w tym czasie nie znajdzie nic interesującego, to się zamyka. Nie wiadomo, ile search fundów w ten sposób przestało istnieć. Search fundy w Polsce na razie radzą sobie dobrze, monitorujemy ten rynek od wielu lat i nie odnotowaliśmy jeszcze żadnych wpadek — mówi Marcin Majewski.
W przypadku search fundu sukces w dużej mierze zależy od tego, na ile inwestorzy są elastyczni, żeby odnaleźć się w organizacji i dogadać z ludźmi, którzy przeważnie pracują tam wiele lat.
— Najważniejsze jest to, żeby nie zepsuć czegoś, co działa. Pozwolenie dotychczasowym pracownikom na to, żeby działali i robili dalej to, co szło im dobrze, wymaga dużego zrozumienia i pokory — mówi Marcin Majewski.
Igła w stogu siana
Z punktu widzenia właścicieli sprzedawanej firmy search fund to dobre rozwiązanie, jeśli przedsiębiorca chce przekazać swój biznes komuś, kto go poprowadzi i rozwinie. Trzeba jednak pamiętać, że taki fundusz może zaproponować niższą wycenę niż inwestor strategiczny czy fundusz typu private equity.
— I to średnio o 10-20 proc. To cena za wyższe ryzyko, które z punktu widzenia search fundu wiąże się z postawieniem wszystkich kart na jedną spółkę. Sprzedający dostaje mniej za firmę, ale zyskuje spokój i wygodę. Nie musi szukać nowego prezesa czy zarządu ani martwić się o dalsze losy biznesu — mówi mu Marcin Majewski.
— Search fund to oczywiście trochę włożenie wszystkich jajek do jednego koszyka, więc ponoszone ryzyko jest większe — przyznaje Mikołaj Lipiński.
Zdecydował się na search fund, ponieważ sam nie potrafi od zera zbudować większej firmy.
— Natomiast jak w masło wchodzę w już istniejące struktury i dobrze dobieram klocki. Zatem pomysł na search fund to efekt trochę kalkulacji własnych cech, a trochę wewnętrznej potrzeby budowania czegoś większego. Wiemy też, że mamy w Polsce moment sukcesji, a większość właścicieli nie ma komu przekazać biznesu — mówi Mikołaj Lipiński
W Polsce sporo firm, szczególnie małych, ma problem z sukcesją, i dlatego trudno je sprzedać tradycyjnie.
— Search fundy też są jednak bardzo selektywne — szukają ideału. Interesują ich firmy, które pracują na wysokich marżach, mają powtarzalne przychody i działają w atrakcyjnej branży, np. software'owej, usług biznesowych czy produkcji. Biznesów, które spełniają wszystkie kryteria, jest niewiele — twierdzi Marcin Majewski.
