Panują tam kultura i szacunek. Takie relacje w biurze są często tylko marzeniem wielu pracowników, a szkoda, bo każda firma mogłaby na tym skorzystać.

Amatorzy biurowych romansów mogą w tym momencie „wyłączyć” swoją barwną wyobraźnię. Nie chodzi tutaj o namiętne wieczory z koleżankami lub kolegami. Mowa o zwykłej międzyludzkiej miłości, która polega na przykład na traktowaniu serio przykazania „miłuj bliźniego swojego”. Bliźniego, czyli każdego.
Miłość w pracy oznacza próbę poznania i zrozumienia, a także klarowne, ale pełne szacunku mówienie o tym „co jest nie tak”.
University of Pennsylvania Wharton School i George Mason University opublikowały swego czasu wyniki ciekawych badań na temat tak pojmowanej „miłości w pracy”. Profesorka zarządzania Sigal G. Barsade podkreśla, że miłość niestety ciągle jest tematem i słowem tabu w pracy. A szkoda, bo budowanie przyjacielskich, pełnych empatii relacji w pracy nie tylko zmniejsza absencję pracowników, ale podnosi też ich satysfakcję z wykonywanych zadań. Chodzi o praktyczną realizację czegoś, co naprawdę pięknie brzmi: "culture of companionate love”.
Kultura pracy oparta na takich wartościach daje poczucie bezpieczeństwa, buduje dobre relacje w zespole i wiąże ludzi z miejscem pracy - to trzy czynniki, które dla menedżerów są bezcenne.
Każde tabu jest po to, żeby je odczarować i oswoić. Lepiej więc odłożyć plotki, intrygi, podkopy i krok po kroku budować cieplejszą atmosferę. Biurowe wilki prędzej czy później się dostosują…
Na koniec mam dla wszystkich zadanie: niech każdy pomyśli o najbardziej znienawidzonej i irytującej osobie w biurze czy zakładzie pracy. Twoim zadaniem w poniedziałek będzie powiedzenie tej osobie czegoś dobrego.
Damy radę? Spróbujmy, a wszystkim będzie lepiej. I jeszcze jedno. Uprawianie miłości w pracy nie oznacza, że trzeba skończyć z rywalizacją, która często napędza postęp. Pora na uczciwą i otwartą rywalizację, bez ciosów poniżej pasa.