Jacek Rostowski uważa, że po wyborach polskie finanse mogą być zagrożone. Oby rynki mu nie uwierzyły.
Jacek Rostowski, minister finansów, z hukiem wkroczył w kampanię wyborczą Bronisława Komorowskiego. Oznajmił wczoraj, że jeśli Jarosław Kaczyński zostanie prezydentem, finanse państwa będą w kłopotach.
— Wybór Jarosława Kaczyńskiego na prezydenta zagraża stabilności finansowej i gospodarczej Polski. Widać to w jego wypowiedziach, w których sugeruje, że Platforma Obywatelska jest partią skrajnie liberalną, co jest tworzeniem podstaw pod weta dla ustaw proponowanych przez rząd — stwierdził minister finansów.
Pięć minut później depeszę agencji Reuters, przytaczającą tę wypowiedź, mogli przeczytać inwestorzy na całym świecie. Według wielu ekonomistów, takie słowa nie powinny paść z ust ministra finansów.
— Nie można wykluczyć, że Jarosław Kaczyński wygra wybory. Jak wtedy w powyborczy poniedziałek będą postrzegane polskie finanse publiczne? Inwestorzy mogliby uznać, że stabilność finansowa jest zagrożona i lepiej sprzedać polskie obligacje. Konsekwencje byłyby nieciekawe — ocenia Michał Dybuła, główny ekonomista BNP Paribas.
Część analityków porównuje wczorajszą wypowiedź ministra do wywiadu, którego udzielił na początku czerwca rzecznik rządu Węgier. Mówił wtedy, że poprzednicy zostawili finanse publiczne w złym stanie i nie jest wykluczone, że Węgry nie będą w stanie realizować swoich zobowiązań. Forint, złoty i inne waluty regionu przeżyły wstrząs.
— Skala zagrożenia po wypowiedzi ministra Rostowskiego jest mniejsza, ale w obu przypadkach błąd jest ten sam — przekonuje Michał Dybuła.
Według Adama Antoniaka, ekonomisty Banku BPH, wypowiedź Jacka Rostowskiego była nie tylko niezręczna, ale i przesadzona.
— Ta ocena była trochę na wyrost. Gdyby wygrał Jarosław Kaczyński, utrudniłoby to z pewnością konsolidację finansów publicznych, ponieważ otwarcie opowiada się on przeciwko niektórym cięciom w wydatkach. Jednak nie oznaczałoby to, że stabilność finansowa państwa jest zagrożona. Minister Rostowski taką wypowiedzią sam sobie kręci bat — uważa Adam Antoniak.
Nie zmienia to jednak faktu, że rynki finansowe mają już swojego ulubieńca w wyścigu do fotela prezydenta.
— Preferencje inwestorów zagranicznych są dość jasno określone: Bronisław Komorowski ułatwiłby wprowadzanie reform gospodarczych. Jest tu wyraźny konsensus i minister Rostowski nie idzie pod prąd. Inna sprawa, że użył zbyt mocnych słów — zaznacza Piotr Bujak, ekonomista BZ WBK.