Jak informuje Bloomberg, zarówno kraj uzależniony od eksportu ropy i gazu, jak i pokolenie trzydziestolatków, stanęli na rozstaju dróg. Szczególnie ci drudzy, którzy biorąc na swoje barki kredyty stali się niemal bezradni.

Olejowy boom, który był motorem wzrostu Norwegi w ostatnich latach doprowadził m.in. do gwałtownego wzrostu cen na tamtejszym rynku nieruchomości. W ciągu ostatniej dekady podskoczyły one o ponad 85 proc. By kupić swoje wymarzone „cztery kąty” młodzi nabywcy musieli pożyczać coraz więcej. Obecnie pozostali z zadłużeniem o ponad 300 proc. przewyższającym ich dochody do dyspozycji.
Od początku lat 90. minionego wieku zadłużenie młodych zwiększyło się o 1/3. Niedobrą informacją dla nich jest szczególnie to, że olejowa hossa wygasa, a rząd w Oslo mówi o „nowej normalności”, w której przemysł naftowy nie może być jedynym motorem wzrostu bogactwa kraju. Tymczasem w ubiegłym tygodniu Oeystein Olsen, szef norweskiego banku centralnego stwierdził, że by wyregulować gospodarkę, wzrost dochodów musi spaść zgodnie z trendem w sąsiednich krajach.
Millenials mogą mieć nadzieję, że politykom uda się zażegnać ewentualną katastrofę na rynku nieruchomości. Bowiem – jak wynika z szacunków baku centralnego - spadek cen o 30 proc. postawi jedną czwartą tamtejszych gospodarstw domowych w sytuacji, kiedy to dług będzie większy niż wartość nieruchomości.