Moc znaczenia: Jak budować siebie i swój zespół przez docenianie

Mirosław KonkelMirosław Konkel
opublikowano: 2025-08-04 20:00

Wszyscy trąbią, że życzliwość, wdzięczność, empatia to przepis na szczęśliwych i zmotywowanych pracowników. Skoro to takie proste, dlaczego nie okazujesz im ciepłych uczuć?

Przeczytaj artykuł i dowiedz się:

  • czym jest znaczenie relacyjne według Morrisa Rosenberga
  • jakie lekcje dla liderów płyną z filmu Franka Capry „To wspaniałe życie”
  • jak mimo braku szczęśliwego dzieciństwa mieć poczucie własnej wartości
Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W 1987 r. Gordon Flett, jako student, odkrył prawdę, która na zawsze zmieniła jego spojrzenia na życie. Przypomniał sobie wakacje u babci, która prowadziła stołówkę w publicznej placówce. Tam, wśród zapachu galaretki i czekoladowego mleka, czuł się kimś wyjątkowym – zauważonym, wysłuchanym, kochanym. Lata później, zmagając się z brakiem inspiracji podczas pisania pracy magisterskiej, odnalazł w tamtych wspomnieniach siłę, by opanować panikę. Zrozumiał, że nic nie może nas złamać, dopóki mamy poczucie, że dla kogoś jesteśmy – dosłownie lub w przenośni – najważniejsi na świecie.

Tę ideę ponad cztery dekady temu Morris Rosenberg, wybitny psycholog społeczny, nazwał znaczeniem relacyjnym. Wcześniej rozmyślał nad nią Zygmunt Freud, który radził pacjentom, by w momentach zwątpienia traktowali siebie z wyrozumiałością i bezwarunkową miłością, jak troskliwy dziadek, a nie surowy rodzic.

A ty – obdarzasz siebie życzliwością czy raczej surowością? I czy masz kogoś, kto swoją wiarą w ciebie pomaga ci przezwyciężyć niepewność? I czy sam hojnie obdarzasz swoich pracowników ciepłymi słowami i gestami? Odpowiedzi na te pytania pomogą ci w karierze i byciu dobrym liderem.

Spójrz na odcisk, jaki zostawiasz

Wróćmy do Gordona Fletta, dziś profesora Uniwersytetu York w Toronto, który jest czołowym badaczem znaczenia relacyjnego. Jego zdaniem temat ten ciągle pozostaje niedoceniany. Pandemia COVID-19 nieco zmieniła perspektywę – miliony ludzi zamkniętych w domach zdały sobie sprawę, jak bardzo potrzebują relacji z innymi, zwłaszcza z osobami, które w nich wierzą i są im życzliwe. Mimo to koncepcja bycia dla siebie ważnym chyba jeszcze długo nie będzie przedmiotem szeroko zakrojonych analiz czy gorących dyskusji.

Zanim jednak ocenimy, jak wiele traci społeczeństwo i biznes, ignorując znaczenie relacyjne, spróbujmy przybliżyć tę koncepcję.

Znaczenie to coś więcej niż poczucie przynależności, duma z własnych osiągnięć czy wysoka samoocena. To cicha, niewzruszona pewność, że gdyby nas zabrakło, ktoś by za nami tęsknił. Jak mówi dr Flett, to „poczucie, że twoja obecność zmienia coś w świecie innych”. Problem w tym, że zbyt często jesteśmy na to ślepi. W głębi duszy niejeden z nas czuje, że jego istnienie nie ma większej wartości nawet w oczach najbliższych, a cóż dopiero obcych.

Trudno oprzeć się skojarzeniu z filmem „To wspaniałe życie” Franka Capry z 1946 r. George Bailey, przygnieciony długami i poczuciem porażki, staje na moście nad lodowatą rzeką, gotów rzucić się w otchłań. Uważa, że jego zniknięcie przejdzie bez echa, bo kto przejmowałby się kimś tak nieistotnym jak on? W ostatniej chwili pojawia się Clarence Odbody, jego anioł stróż, i pokazuje mu alternatywną rzeczywistość – świat, w którym George nigdy się nie urodził. Ta wizja rozrywa mu serce: miasteczko Bedford Falls pogrążone w mroku, bliscy w rozpaczy. Wreszcie dociera do niego, że dobro, które wnosił, jest fundamentem ich życia. George, jak wielu z nas, nawet nie wiedział, jak bardzo jest potrzebny. Bez anielskiej interwencji nie dostrzegłby, że jego codzienne, pozornie zwyczajne czyny – pomoc bratu, sąsiadom – podtrzymywały całą społeczność.

Światło na moc znaczenia rzucają badania – te wykonane przez Gordona Fletta sugerują, że ludzie, którzy czują się docenieni, wykazują większe współczucie wobec siebie, budują głębsze relacje, czerpią więcej radości z życia i lepiej radzą sobie z przeciwnościami. W przypadku młodzieży przekonanie, że nie wypadło się sroce spod ogona, działa jak tarcza chroniąca przed lękiem, depresją lub ryzykownymi zachowaniami, w szkole zaś przekłada się na większe zaangażowanie i wyższe oceny.

A jak to wygląda w pracy? Dr Isaac Prilleltensky z Uniwersytetu Miami podkreśla, że poczucie bycia ważnym zmniejsza absencję, pobudza kreatywność i wzmacnia relacje z menedżerami. Wyobraźmy sobie młodą prawniczkę, która z entuzjazmem przygotowuje pisma procesowe, ale męczy się podczas przyjmowania zeznań. Koncentracja na zadaniach, w których okazuje się kompetentna, może znacząco podnieść jej satysfakcję zawodową. Pochwała od przełożonego, bardziej doświadczonej koleżanki czy zadowolonego klienta zwiększa motywację kobiety. Z kolei brak uznania – w biurze, rodzinie, wśród przyjaciół – prowadzi do wypalenia, nadmiernej samokrytyki, a w skrajnych przypadkach nawet do agresji i myśli samobójczych. Jak więc nie zgodzić się z tezą, że poczucie bycia ważnym to nie luksus, lecz fundament zdrowia psychicznego oraz osobistego i zawodowego sukcesu?

Nie musisz być Matką Teresą

Naturalnym źródłem znaczenia relacyjnego jest szczęśliwe dzieciństwo – lub chociaż szczęśliwe wakacje jak w przypadku prof. Fletta. Inni, jak nasza prawniczka, mogą jednak tę supermoc w sobie rozwinąć. A wtedy nie będą potrzebne pochwały szefa lub klienta, by czuć swoją wartość. I wiesz co? Rozwinięcie przekonania o byciu ważnym jest prostsze, niż się wydaje. Potwierdza to historia matki Gordona Fletta. Po rozwodzie straciła pewność siebie, lecz odzyskała ją, pomagając synowi w rekrutacji uczestników do jego badań do pracy magisterskiej. Jeździła rowerem od boiska do boiska, zagadując sportowców, kibiców i przechodniów. Często dawali się przekonać, bo podobały się im inicjowane przez kobietę pogawędki. Tak zdobyła nie tylko nową, ważną rolę, ale i uroczy przydomek damy na rowerze.

Wolontariat, mentoring czy choćby przygotowanie kanapki dla bezdomnego – poświęcenie się sprawie leczy ludzi z kompleksu niższości. Jak zaznacza dr Prilleltensky, nie trzeba być Matką Teresą, by coś znaczyć – nawet drobne działania przynoszą satysfakcję i uznanie.

Bez angażowania się w pozytywne relacje ani rusz, ale to tylko połowa sukcesu. Istotne jest również stronienie od ludzi, którzy nas osłabiają i gaszą nasz entuzjazm – przekonuje dr Marisa Franco, psycholog z Uniwersytetu w Maryland. Po co tracić energię i czas na osoby, które nas lekceważą? Lepiej przejąć się słowami José Micarda Teixeiry, portugalskiego pisarza i mówcy: „Nie mam cierpliwości do cynizmu, nadmiernej krytyki i ciągłych wymagań. Straciłem wolę zadowalania tych, którzy mnie nie lubią, kochania tych, którzy mnie nie kochają, i uśmiechania się do tych, którzy nie chcą się do mnie uśmiechać”. Więzi z innymi to inwestycja – nie każda zasługuje na twoją uwagę.

Okazuj życzliwość i wdzięczność

Najgorzej, gdy przez nadmierną surowość sami podcinamy sobie skrzydła. Dr Franco proponuje: przestań się osądzać, wychwytuj destrukcyjne myśli w rodzaju „jestem do niczego” i stawiaj im czoła. Jak? Przywołując w pamięci chwile, gdy otulała cię bezgraniczna miłość i akceptacja – czy to w ciepłym uścisku matki, czy w życzliwym geście przyjaciela. To echo rady Freuda, by obdarzać siebie troską dziadka, który spogląda na wnuka oczami pełnymi zachwytu, nie oczekując perfekcji. To dziecko nie musi być idealne, by rozświetlać świat – podobnie jak my, wystarczająco dobrzy, by rozbłysnąć na nowo.

Dzięki takiemu podejściu, wbrew wewnętrznemu krytykowi, nie dasz się złamać – przekonują Marisa Franco, Isaac Prilleltensky i Gordon Flett. Ale jak wzmacniać odporność, pewność siebie i poczucie wartości u tych, za których odpowiadasz, choćby swoich pracowników? Weź przykład z George’a Baileya – filmowy bohater może nigdy nie upadłby na duchu, gdyby ci, którym pomagał, częściej mówili mu „dziękuję” albo „jesteś niezastąpiony”. W biznesie też o tym zapominamy – wielu liderów myśli, że pensja załatwia sprawę, a słowa uznania to fanaberia. Tymczasem to właśnie „świetna robota” czy „jestem z was dumny” wydobywa z jednostek i zespołów to, co najlepsze. Nie musisz być aniołem z „To wspaniałe życie”, by zmienić firmę i świat – wystarczy doceniać siebie i innych, trzymać się z dala od toksycznych relacji i pamiętać, że nawet drobny gest ma ogromną moc.