MY TRZYMAMY STRONĘ MAŁYCH INWESTORÓW

Kobosko Michał, Sroka Jarosław
opublikowano: 2000-05-25 00:00

MY TRZYMAMY STRONĘ MAŁYCH INWESTORÓW

GPW brak płynności, która pozwalałaby na atrakcyjne wycofywanie się z inwestycji

KONIECZNE ZMIANY: GPW nie ma żadnej przyszłości, jeśli z jednej strony nie będzie ochrony małych akcjonariuszy, a z drugiej — nie nastąpi przyspieszenie prywatyzacji i dopływu na giełdę dużych przedsiębiorstw — powtarzał kilkakrotnie Mark Mobius, prezes Templeton Emerging Markets Fund. fot. GK

Jeden z najsłynniejszych finansistów, specjalizujących się w inwestowaniu na rynkach wschodzących, ostrzega, że polska giełda nie ma przed sobą długiej przyszłości, jeśli decydenci nie zadbają o zwiększenie wartości i płynności notowanych spółek oraz o ochronę interesów akcjonariuszy mniejszościowych.

„Puls Biznesu”: Tylko w portfelu Templeton Eastern Europe Fund akcje polskich spółek mają blisko 40-proc. udział. Skąd takie zainteresowanie Polską? Czy nie zraża Pana skomplikowana sytuacja polityczna oraz mało optymistyczne prognozy makroekonomiczne?

Mark Mobius: TEEF to tylko jeden z wielu naszych funduszy inwestujących w Polsce. Ogółem zainwestowaliśmy tu około 250 mln USD (ponad 1 mld zł). Dlaczego jesteśmy tak aktywni? Po prostu znajdujemy tu wiele atrakcyjnych okazji inwestycyjnych. To prawda, że polska gospodarka i waluta przeżywa dość burzliwy okres, ale my analizujemy konkretne przedsiębiorstwa i nadal znajdujemy wiele takich, które potrafią wykorzystać rosnący popyt wewnętrzny, a jednocześnie coraz lepiej radzą sobie na rynkach eksportowych. Skłamałbym jednak mówiąc, że wszystko nam się w Polsce podoba. Nie możemy pogodzić się z wieloma decyzjami KPWiG czy projektami autorstwa rządu.

— Głośno Pan protestował przeciwko warunkom przejęcia BPH przez HypoVereinsbank uznając, że biją one w małych akcjonariuszy...

— To właśnie jedna z podstawowych bolączek polskiej giełdy. Trudno oczekiwać szerszego zainteresowania giełdą w społeczeństwie, jeśli interesy małych akcjonariuszy nie będą odpowiednio chronione. My zawsze stoimy po tej samej stronie co inwestorzy indywidualni, bo to w końcu oni dostarczają kapitału, którym zarządza Templeton.

Zresztą, Polska nie jest jedynym rynkiem, gdzie toczymy batalię o wzmocnienie praw mniejszościowych udziałowców. W wielu przypadkach musimy jednak przyznać się do własnej bezsilności. Dlatego zastanawiamy się, czy nie powinniśmy zacząć przejmować w spółkach dużych pakietów akcji i korzystać z przywilejów oferowanych akcjonariuszom mniejszościowym. Nie wykluczam, że w Polsce zdecydujemy się na takie inwestycje.

— Czy w sytuacji, gdy łączą się największe giełdy europejskie, tak małe rynki jak warszawska GPW mają w ogóle przyszłość?

— Prędzej czy później Warszawa musi dołączyć do sojuszu giełd europejskich, tworzonego przez Londyn i Frankfurt. Wymaga to jednak wielkiego wysiłku dostosowawczego z polskiej strony.

Chcę jednak wyraźnie powiedzieć, że GPW nie ma żadnej przyszłości, jeśli z jednej strony nie będzie ochrony małych akcjonariuszy, a z drugiej — nie nastąpi przyspieszenie prywatyzacji i dopływu na giełdę nowych dużych przedsiębiorstw. Naszym zdaniem, przekształcenia własnościowe przebiegają w Polsce zbyt wolno i nie obejmują wielu strategicznych sektorów. Chcielibyśmy widzieć na rynku akcje takich firm jak LOT czy Poczta Polska. Zamiast tego jesteśmy świadkami zamierania na giełdzie handlu akcjami kolejnych atrakcyjnych spółek przejmowanych przez zachodnich inwestorów branżowych. Proszę spojrzeć na przypadek BPH. To dobry bank, ale w momencie przejęcia 80 proc. akcji przez Niemców BPH przestał być nawet rozważany jako cel inwestycyjny dla zachodnich funduszy inwestycyjnych.

— Ale sami przykładacie do tego rękę, inwestując w firmy, które mogą stać się celem przejęć!

— Chętnie sprzedawalibyśmy akcje inwestorom rynkowym, a nie strategicznym. Ale najczęściej na polskiej giełdzie nie ma płynności, która umożliwiałaby atrakcyjne wycofywanie się z inwestycji. Gdybyśmy mogli sprzedać na giełdzie akcje BIG BG po równie wysokiej cenie, jaką zaoferował Deutsche Bank, na pewno byśmy to zrobili. Przecież zachowanie płynności jest w naszym interesie. Jest też w interesie powstających polskich inwestorów instytucjonalnych. Myślę tu o funduszach emerytalnych, które muszą przecież w coś inwestować pieniądze ze składek.

Powtarzam, że główną winą za brak płynności obarczam urzędników odpowiedzialnych za prywatyzację oraz KPWiG. Z jednej strony chodzi mi o tempo i sposób prywatyzacji, z drugiej — o brak zachęt dla prywatnych spółek publicznych. Uważam, że w polskich warunkach konieczne jest wprowadzenie zachęt dla przedsiębiorstw wchodzących do obrotu publicznego. Można skorzystać z rozwiązania sprawdzonego w wielu krajach i obniżyć podatki płacone przez spółki giełdowe. Tego wymaga długofalowy interes polskiej gospodarki.

— Ostatnio znowu wezbrała fala krytyki roli, jaką w polskiej gospodarce odgrywa kapitał zagraniczny. Jak Pan odbiera te ataki?

— Myślę, że krytycy charakteryzują się rażącą krótkowzrocznością. Z jednej strony, Polska potrzebuje przecież wpływów z prywatyzacji. Z drugiej — zachodnie firmy, które tu wchodzą, mocno inwestują w lokalnych menedżerów. Szkoląc ich, przekazują im swoje know-how, doprowadzają do tego, że rośnie efektywność i zyskowność całej polskiej gospodarki. To prawda, że prywatyzacja miewa bolesne skutki społeczne, choćby w postaci zwolnień pracowników. Ale w dłuższej perspektywie jest to jeden z fundamentów funkcjonowania zdrowej gospodarki.

Między Polską a Zachodem wciąż jest spory dystans. Proszę spojrzeć choćby na dystans w sensie dosłownym. Rozmawialiśmy w Orbisie o tym, dlaczego mimo wysokiej atrakcyjności kraju tak niewielu zagranicznych turystów odwiedza Polskę. Jedną z przyczyn okazuje się mała liczba połączeń lotniczych z Warszawą. Zachodnie linie nie mogą zwiększyć ruchu, ponieważ nie sprywatyzowany do końca LOT broni swojej uprzywilejowanej pozycji. To tylko jeden przykład, ale pokazuje wyzwania stojące przed Polską.

— Czy przy wyborze konkretnych inwestycji biorą Państwo pod uwagę określone branże? Czy Polskę coś wyróżnia od innych rynków wschodzących?

— Na świecie najczęściej postępujemy jak typowy inwestor portfelowy. W Europie Środkowej jest inaczej, bo tu jesteśmy zaangażowani także w zarządzanie spółkami. Obecnie sześciu naszych przedstawicieli zasiada w zarządach lub radach nadzorczych. Dlaczego? Uznaliśmy, że wzmocnienie nadzoru właścicielskiego wymaga naszej bezpośredniej obecności.

Jeśli chodzi o naszą politykę inwestycyjną, to nie faworyzujemy konkretnych sektorów gospodarki. Proszę spojrzeć na nasz polski portfel — jesteśmy obecni w tak różnych firmach jak Prokom, Impexmetal, Warta, Bank Śląski czy Orbis.

Mamy natomiast bardzo konserwatywne podejście do wyboru inwestycji. Interesuje nas długofalowa, bo aż pięcioletnia, prognoza zysków firmy. Inwestujemy w te przedsięwzięcia, które przekonują nas wizją swojego rozwoju.

— Zastosowanie kryterium zyskowności oznacza, że większość spółek internetowych nie jest dla Was atrakcyjna?

— Bardzo nie lubimy firm, które na siebie nie zarabiają. Zdaję sobie sprawę, że w ten sposób tracimy wiele ciekawych okazji, ale musimy ograniczać ryzyko inwestycji. Choćby po to, by unikać takich wstrząsów, jak ostatnio na NASDAQ.

Na polskiej giełdzie nie ma spó-łek IT, które produkowałyby tylko straty. My stawiamy na takie silne firmy jak Optimus i Prokom, a one mają zyski.

— Jesteście uważani za reżysera wielu zdarzeń na polskiej giełdzie. Także ostatnio na rynku mówi się o Waszym poparciu dla idei połączenia Prokomu z czekającym na inwestora Optimusem...

— Mogę tylko powiedzieć, że na rynku jest bardzo wiele plotek. Czysto teoretycznie — taka fuzja miałaby wiele dobrych stron.

POLSKA PRZYCIĄGA: Na świecie fundusze Templetona postępują jak typowi inwestorzy portfelowi. W Europie Środkowej — skądinąd bardzo atrakcyjnym rynku — jest inaczej, ponieważ jesteśmy zaangażowani również w zarządzanie spółkami.