Ponad 70 pkt wyniosła różnica notowań indeksu WIG20 w ekstremalnych momentach czwartkowej i piątkowej sesji. 14 października 2022 r. euforyczne odbicie wyciągnęło barometr koniunktury największych spółek w okolice 1410 pkt. Dzień wcześniej spadał w trakcie sesji do 1338 pkt, co było minimum obecnej bessy. Tymczasem kilka miesięcy temu większość prognoz zakładała wyhamowanie spadków w okolicach 1600-1650 pkt. Potem zaczęły się pojawiać estymacje zakładające spadek indeksu największych spółek z GPW do 1400-1450 pkt.
Sobiesław Kozłowski, dyrektor departamentu doradztwa Noble Securities, był większym pesymistą. Gdy WIG20 oscylował w okolicach 1700 pkt prognozował jego spadek do 1300-1350 pkt (a indeksu szerokiego rynku WIG do 42 tys. pkt). Miało się to stać na przełomie lat 2022-2023, a stało już w połowie października 2022 r.
Sobiesław Kozłowski nie widzi jednak powodów do dalszych spadków GPW. Uważa raczej, że dołek bessy został po prostu osiągnięty szybciej niż zakładał kilka miesięcy temu.
- W dłuższym terminie istnieje ryzyko ponownego testu tego dołka w okolicach pierwszego kwartału 2023 r. Natomiast wydaje się, że w 2022 r. dołek został już osiągnięty – mówi obecnie Sobiesław Kozłowski.
Według dyrektora departamentu doradztwa inwestycyjnego Noble Securities na wyczerpanie się potencjału spadków wskazują reakcje kursów części spółek na napływające wiadomości.
- Po zachowaniu niektórych spółek widać, że negatywne informacje mają już ograniczony wpływ na notowania, a pozytywne są niewspółmiernie bardziej uwzględniane przez rynek. Tych pozytywnych oczywiście nie ma wiele – zaznacza Sobiesław Kozłowski.
Jago zdaniem można się nawet spodziewać próby odbicia, która potrwa do listopada, a może nawet grudnia. Nie chce jednak prognozować jego skali.

Pod koniec czerwca korekcyjne odbicie prognozował też „w lipcu, być może do połowy sierpnia”. Nie doszło do niego. Rynek tkwił w trendzie bocznym. W moment ewidentnego powrotu rynku niedźwiedzia trafił jednak idealnie. Kolejna fala spadkowa zaczęła się po 16 sierpnia i mimo piątkowej poprawy nastrojów trwa w zasadzie do dziś.
Sobiesław Kozłowski nie chce się zagłębiać w przyczyny braku zakładanego przez niego wakacyjnego odbicia na GPW.
- Analizy wsteczne są kontrproduktywne – podkreśla.
Zaznacza jednak, że inflacja – nie tylko w Polsce – zaskakuje negatywnie.
Akurat w piątek 14 października 2022 GUS potwierdził, że wzrost cen we wrześniu wyniósł 17,2 proc., czyli dokładnie tyle, ile wskazywał wstępny odczyt.
8 proc. po raz drugi
Rentowności polskich obligacji w piątek spadały, czyli ceny rosły, tak jak wyceny spółek na GPW. Dzień wcześniej pobiły jednak czerwcowy rekord, ponownie przekraczając 8 proc.
- To mnie martwi. Zwiększa się różnica rentowności obligacji polskich względem amerykańskich, niemieckich czy nawet czeskich. Rentowności polskich obligacji gonią rentowności węgierskich. Ciekawi mnie, jak inwestorzy zagraniczni postrzegają inwestycje w polskie aktywa. Tak dynamiczny wzrost rentowności obligacji, nawet na tle krajów regionu, jest zastanawiający. Może świadczyć o obawach inwestorów. Pytanie czy poziom 8,2 proc. zostanie trwale przebity. Na ten moment mamy tzw. podwójny szczyt, wydaje się więc, że jest szansa na spadek rentowności, czyli wzrost cen. Gdyby do tego nie doszło, czyli realizowałby się negatywny scenariusz, toby świadczyło, że inwestorzy zagraniczni widzą w Polsce jakieś czynniki ryzyka większe niż w przypadku Czech, ale mniejsze niż w przypadku Węgier. Byłoby to pewną zmianą. Jeszcze rok temu rentowność polskich obligacji była zbliżona do czeskich – tłumaczy Sobiesław Kozłowski.
Według naszego rozmówcy czynniki ryzyka dla obligacji skarbowych w horyzoncie dwóch kwartałów są znaczące, jednak w perspektywie kilkuletniej perspektywy papierów dłużnych wyglądają dużo lepiej.
- Szczyt inflacji przesuwa się. Ale spadek notowań gazu, mimo dalej wysokich cen, czy cofnięcie się notowań ropy, mimo słabego złotego uprawdopodabniają spadek inflacji. A szczyt inflacji to właśnie argument za zwiększeniem komponentu obligacyjnego w portfelu – wyjaśnia Sobiesław Kozłowski.
Jego zdaniem, biorąc pod uwagę wszystkie czynniki – także działania rządu – inflacyjna „górka” nastąpi w końcówce 2022 r., ewentualnie na początku 2023 r.
- To będzie dobry moment dla zwiększenia komponentu obligacyjnego – radzi Sobiesław Kozłowski.
Ryzyko kampanii wyborczej
Przy okazji może dojść do jakiegoś odreagowania na złotym i rajdu ulgi również na GPW. Przesuwając kapitał między rynkami inwestorzy globalni powodują bowiem często, że giełdy najgorsze w danym roku, za rok-dwa oferują najwyższe stopy zwrotu. Krajowym inwestorom radzi jednak pewną wstrzemięźliwość, nawet jeśli nastawiają się na odbicie. Przypomina, że rok 2023 jest rokiem wyborczym, a w indeksie WIG20 niemal 60 proc. ważą spółki kontrolowane przez skarb państwa. W indeksie mWIG40 ich znaczenie jest mniejsze, ale średnie spółki nie są też tak eksponowane na zagraniczny kapitał portfelowy, który może szybko podnieść wyceny.
- mWIG40 to ciekawy kierunek jeśli chodzi o najbliższe miesiące. Odbicie w tym segmencie rynku może być mniejsze, ale spółki te mają też mniej czynników ryzyka- uważa Sobiesław Kozłowski.
