Len z Kamiennej Góry wkrótce może zostać zlikwidowany. To cios dla całej branży — twierdzi jego konkurent.
Ostatniego dnia marca walne będzie głosować nad likwidacją spółki Len z Kamiennej Góry — obok notowanych na CeTO Zakładów Lniarskich Orzeł — największego polskiego producenta tej tkaniny. Firma podupadła z powodu zalania rynku tkaninami z Chin.
— Branża przeżywa problemy. Len nie wytrzymuje konkurencji. 2005 r. rok zakończyliśmy stratą — mówi Piotr Reich, prezes spółki.
Nie chciał ujawnić danych.
— I tak radzimy sobie lepiej od konkurencji — zapewnia.
Sposób na Chińczyków
Zakłady Lniarskie Orzeł, największy polski konkurent spółki z Kamiennej Góry, straciły w 2005 r. blisko 5 mln zł. Przychody wyniosły 34 mln zł — o ponad 18 proc. mniej niż rok wcześniej. Spółka tłumaczy to spadkiem sprzedaży spowodowanym niekontrolowanym otwarciem europejskiego rynku na wyroby z Chin. Marek Błażków, prezes Orła, był zaskoczony informacją o planowanym głosowaniu nad likwidacją spółki Len.
— Byłoby nam przykro, gdyby Len upadł, ponieważ zostalibyśmy sami w rywalizacji z Chińczykami — mówi szef ZL Orzeł.
Jego firma też jest w trudnej sytuacji. Prezes zapewnia jednak, że zamierza tak ją zrestrukturyzować, by skutecznie walczyć z zalewem chińskich tekstyliów.
— Chcemy wejść na wyższą półkę, a nie ścigać się z Chińczykami. Stawiamy na jakość tkanin i serwis — tym chcemy konkurować — zaznacza Marek Błażków.
Związkowa batalia
O tym, czy Len ma jeszcze szansę stanąć na nogach, prezes spółki nie chce na razie mówić.
— Decyzja należy do akcjonariuszy — podkreśla Piotr Reich.
Głównym właścicielem jest Stanisław Litwin, który kontroluje 70 proc. walorów.
Zarząd stara się ciąć koszty.
— W dwa lata zwolniliśmy kilkadziesiąt osób. Teraz też redukujemy etaty — przyznaje prezes.
Obecnie w firmie pracuje nieco ponad 200 osób.
Z władzami spółki skonfliktowane są związki zawodowe.
— Wygraliśmy jedną sprawę w sądzie, ale założymy kolejne, jeśli zarząd nadal będzie łamał prawo. Zdumiewa mnie upór zarządu, który postępowaniem wpędza spółkę w koszty — dodaje Zbigniew Nagórny, szef NSZZ Solidarność.