Cena ropy naftowej spadła najniżej od ponad tygodnia. Rynek odetchnął z ulgą po głosach z Arabii Saudyjskiej, która nie wyklucza zwiększenie wydobycia surowca. Na lekkie ustępstwa poszedł także Izrael, wycofując wojska z dwóch palestyńskich miast. Sytuacji przygląda się Rosja, która w maju może zmienić rozmiary eksportu. Zaniepokojenie wyraził też prezydent USA.
Ali al-Naimim, saudyjski minister ds. ropy, zapowiedział we wtorek możliwość wzrostu wydobycia surowca. Jednocześnie zapewnił, że nie istnieje groźba zakłócenia dostaw ropy na światowy rynek z powodu konfliktu na Bliskim Wschodzie.
Przed 10.00 w Londynie za baryłkę ropy Brent z dostawą w czerwcu płacono 29,55 USD. Cena spadła o 1,5 proc. po tym, jak izraelska armia wycofała się z dwóch miast. Wprawdzie Izrael zajął jednocześnie inne miasto pod Hebronem, ale rynek odebrał decyzję władz jako zapowiedź bardziej ugodowej polityki.
Właśnie zdecydowana polityka Izraela skłoniła w poniedziałek Irak, dostarczyciela 3 proc. światowego wydobycia ropy, do zawieszenia na miesiąc eksportu surowca. W pierwszym momencie spowodowało to 5-proc. wzrost cen ropy na światowych giełdach.
Droższa ropa zagraża ożywieniu gospodarczemu m.in. w USA. W wywiadzie dla Wall Street Journal, prezydent George W. Bush ogłosił gotowość do rozważenia „serii opcji” w celu zminimalizowania wpływu ceny ropy na największą gospodarkę świata. Prezydent nie wypowiedział się jednak na temat możliwości naruszenia rezerw paliwowych USA. Zaapelował do Kongresu o przyjęcie rządowego programu energetycznego.
Sytuacji uważnie przygląda się Rosja. Ewentualna zmiana w poziomie eksportu surowca zostanie rozważona dopiero w połowie maja, zapowiedział Wikrot Christienko, wicepremier Rosji.
Droga ropa może doprowadzić do wzrostu cen także w Polsce. O jej wpływie na rodzimą inflację przeczytasz tutaj.
ONO, PAP, Reuters