Polskie mięso zarażone salmonellą wykryto za południową granicą już w zeszłym tygodniu. W Czechach — kilkaset, a na Słowacji — kilkadziesiąt kilogramów. W poniedziałek okazało się, że może go być znacznie więcej. — Polskie służby weterynaryjne poinformowały nas o kolejnych 1164 kilogramach wołowiny, która trafiła na nasze terytorium, a pochodziła z tej samej, zarażonej salmonellą partii, co mięso, które zidentyfikowano kilka dni wcześniej — powiedział w telewizji ČT24 Zbyněk Semerád, szef czeskiej Państwowej Inspekcji Weterynaryjnej (SVS). I tym razem trefny towar miał pochodzić z Zakładu Przemysłu Mięsnego Biernacki. Odbiorcą zaś była firma Alda Foods. Inspektorzy SVS starają się wyśledzić, dokąd trafiła opakowana w folię próżniową wołowina. Po zeszłotygodniowych odkryciach lekarzy weterynarii Miroslav Toman i Gabriela Matečná, ministrowie rolnictwa Czech i Słowacji, wprowadzili nadzwyczajne kontrole importowanego zza północnej granicy mięsa.

Nasze władze nie pozostały im dłużne. Jan Krzysztof Ardanowski, szef polskiego resortu rolnictwa, stwierdził, że rolnicy i przetwórcy żądają, aby wprowadzić równie skrupulatne badanie żywności przyjeżdżającej do Polski. Inspekcja weterynaryjna otrzymała od Pawła Niemczuka, Głównego Lekarza Weterynarii, zalecenie przeprowadzenia kontroli mięsa ze Słowacji i Czech. Jej pracownicy — jak podaje radio Zet — mają sprawdzać stan zwierząt, warunki transportu, znakowanie i badać ewentualną obecność salmonelli. © Ⓟ